Tak się przymierzam od paru, a może nawet i parunastu dni do napisania czegoś, ale zawsze kończy się na czytaniu innych xD No ale nic - lepiej późno niż wcale, czyli mój pamiętnik z odchudzania mode on

Lat 25, wzrost 170 cm, waga nieznana. Właściwie niby powinnam się zważyć, ale w moim przypadku waga to bardzo niemiarodajna wielkość - taki już ze mnie typ (albo nawet typka), że istotne są wymiary (talia i uda) oraz rozmiar ubrań. W każdym razie to, co chciałabym zmienić to:
- talia (27 grudnia - 77 cm, 7 stycznia - 74 cm)
- obwód ud (27 grudnia - 64 cm, 7 stycznia - 61 cm)
- rozmiar spodni (jak na razie coś pomiędzy 40-42, raczej w kierunku 42, szczególnie jeśli chodzi o uda) - żeby było śmieszniej bluzki i inne części garderoby osłaniające górną połowę ciała noszę w rozmiarze 36, bo taki już drobny korpus mam i chude łapy. Ogólnie wygląd/budowa piramidy, a wolałabym coś bardziej smukłego

Walkę (nie pierwszą w moim życiu, ale mam nadzieję, że ostatnią i o trwałych efektach) rozpoczęłam 27 grudnia. Główne założenia:
- zmniejszyć ilość spożywanych kalorii (dotychczas było to około 2700-3000 dziennie (
- zmniejszyć porcje (duża pizza to dla mnie nic - taka przekąska na raz xD skutek: strasznie rozciągnięty żołądek i wieczny głód)
- spożywać więcej warzyw, owoców itp. (jak dotąd owoc to była czekolada z truskawkami, a warzywo - masło orzechowe )
- generalnie jeść bardziej racjonalnie (czyli przygotowywać normalne posiłki - a przynajmniej jeden ciepły dziennie, a nie same kanapki lub zimna pizza xD)
- ruszać się, ruszać się i jeszcze raz się ruszać (mam "siedzącą" pracę plus w domu dodatkowo spędzam resztę dnia albo przy komputerze, albo przy stole z jedzeniem :P)

Od 27 grudnia do dziś jakoś idzie - nie stosuję jakiejś restrykcyjnej diety. Chciałam na początku spróbować diety 1000 kcal, ale zdecydowałam się jednak na mniej radykalne posunięcie i jem około 1500 kcal (przy 1000 kcal drugiego dnia zaczęła mi lecieć krew z nosa Poza tym - to co najważniejsze u takiego łasucha o słabej woli jak ja - nie rezygnuję całkowicie z tego, co mi smakuje - raczej staram się, żeby było elementem posiłku lub raz na tydzień mininagrodą.
Jedyny grzech dotychczasowy (w ciągu tych dni od 27 grudnia) - zjedzenie miski słonych krakersów (nie wiem nawet, ile ich tam było) jako reakcja na spory stres w pracy.

A właśnie - jeden z moich większych problemów - leczenie smutków i stresów jedzeniem (pół kilo krakersów lub duża bombonierka, lub trzy paczki chipsów). Ale NO MORE! Tę bestię też pokonam

Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie - dzień sprawdzenia: 1-06-2006 (bo to dzień dziecka, a każdy jest przecież dzieckiem )

PS.
Bardzo miło na tym forum Pozdrawiam wszystkich walczących z kilogramami, centymetrami i innymi miarami ciała