Po pierwsze - bardzo dziękuje wszystkim za wsparcie Minerwa :* mgirl:* bucik :*
Bucik :arrow: myśle ze gdybym to dalej ciagneła to bym schudła bo waga zaczeła mi juz spadac i ostatnio jak sie wazyłam bylo ok 60,5 kg. Ale juz byłam tym tak zmęczona, bolalo mnie gardło no i ten okropny dół. Po prostu zaczełam się bac o siebie że jeśli tak dalej pójdzie to nawet studia rzuce i wogóle co ze mną będzie w przyszłości. Tu już nie chodzi o samo odchudzanie ale mysle ze to całe odchudzanie miało duży wpływ bo i od znajomych się zaczełam odsówać co więcej, wszyscy mi działają na nerwy i nikogo nie mam ochoty widziec, rozmawiać.
Bo to wszystko jest jakis zamknięty łancuch ogniwo 1- zaczynasz normalną dietę -2 idzie dobrze więc zaostrzasz - 3 nie wyrabiasz - 4 łapiesz doła - 5 obżerasz się - 6rzygasz -7 łapiesz jeszcze większego doła - 7potem sie podnosisz i znowu dieta i powrót do punktu 1
A bilans kaloryczny w koncu wychodzi u mnie na zero :] czyli nic nie chudne.
Pogadałam troche z mamą, ale o rzyganiu jej nie powiem- zalamała by sie kobieta. Sproboje jakos sama z tym walczyć. Ale kurde! Ja naprawde nie wiem jak mam jesc? Co mam jeść! Ja nie chce przytyć! A dzisiaj co niby rano ok ale i tak zjadłam 2 paczki groszków! O tyle dobrze ze nie więcej bo jak byłam w sklepie to juz miałam kupic i chipsy i jeszcze jakies ciasteczka na wage ale sie powstrzymałam.
Jejku ja nie chce żeby moim życiem żądziło jedzenie, zeby to co mam/lub nie mam w żolądku warunkowalo to w jakim jestem humorze, ale jednocześnie źle sie czuje w swoim ciele i chcialabym schudnąć ale nie kosztem swojego zdrowia i psychiki. Bo jaki sens będzie jesli obudze się pewnego ranka, stane na wadze a ona pokaze 50 kg ale jak stane przed lustrem to zobacze dziewczyne z podkrązonymi oczyma, z nędzną gastką włosów na głowie i ziemistą cerą i co gorsze w pewnej chwili zdam sobie sprawe ze nie mam ani znajomych ani nikogo!
POWIEDZCIE MI CO JA MAM ROBIC!??!??