wczoraj, mimo założeń, dostałem prace, o którą się starałem i dieta poszła...
a właśnie siedze i piszę a na biurku leżą tic taki i żona mnie pyta : "a co Ty w dziobie trzymasz?" i dopiero się zorientowałem, wskoczyłuy mi do gęby. To chyba mnie gubi, wyciągam garść po jedzenie, jak jest w pobliżu i nie zdaję sobie z tego sprawy.
zacząłem prowadzic dziennik, żeby właśnie sprawdzić własne złe nawyki. ale tez mi się zdarza, że zapominam, że w ogóle coś wziąłem do gęby. ale mam strażnika całe szczęście.
dziś dalej, znowu rzetelnie liczę kalorie, i liczę na to, że uda się zmieścić póki co w 1500-1700. okazało się, jak zacząłem liczyć, że te 1200 to jest nierealne, bo to tak, jakbym nic nie jadł. przynajmniej na początku musze mieć 1500-1700 i tego będę próbował się trzymać. Jakie ja ilości musiałem pochłaniać a kiedys już mi się udało na 1200 jechać , ale to było dawno. trzymajcie teraz paluchy za mnie i przynajmniej początkowo proszę o wsparcie. nie lubię krytyki, ale jednak jest mile widziana i potrzebna. Dzisiaj się przydała od Dorotki uwaga na temat suwaka, jescze raz dzięki.
w miarę możliwości będę próbował codziennie pisać.