Witajcie wszystkie odchudzające się osóbki!!!
Już od kilku dni śledzę zmagania różnych osób, a teraz zdecydowałam, że również zacznę opisywać moją codzienną walkę. Nie jest to jednak typowe zmaganie się z kilogramami, bo obecnie nie cierpię na ich nadmiar, ale uczenie się życia na nowo. Może zacznę wszystko od początku. Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum ważyłam 49 kg przy wzroście 164 cm. Waga w sam raz. Teraz już nawet nie wiem dlaczego zaczęłam się odchudzać. Wiem tylko to, że szczeniackie wybryki zabrały mi 6 lat życia. Nawet nie można tego nazwać prawdziwym życiem- to była wegetacja. Ciągłe zmaganie się najpierw z anoreksją, potem z bulimią... Może nie zawsze było źle, przeżyłam wiele cudownych chwil, ale na pewno więcej starciłam, niż zyskałam. Ostatnio znowu było bardzo źle. Po wakacjach ważyłam 43 kg przy wzroście 167 cm. No i co...??? Znowu zaczęłam się opychać, pozbywać się zbędnego jedzenia... Nie zawsze mogłam. Ponieważ studiuję w innym mieście problemy były tylko wówczas, kiedy jechałam do domu. Moi rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam, jestem chora. Myślą, że z tego wyszłam. Zresztą nigdy nie wiedzieli, że mam bulimię... Nie mogę i nie chcę złamać im serca... I tak wiele przecierpieli...
Kiedy jechałam do domu, wszystkie opory antyjedzeniowe znikały. Jadłam wszystko, co mi mama podała, a nawet dużżżo więcej. I nie mogłam wymiotować... Znowu przytyłam. Jeszcze miesiąc temu ważyłam 63 kg. Znowu krzyknęłam : NIE!!!! Ale tym razem był to inny krzyk. Poczułam, że nie chcę już dłużej w tym tkwić. Nie chcę chudnąć i tyć. Chcę być szczupła, ale teraz najważniejsze jest dla mnie zdrowie. Pod koniec feriii zaczęłam jeździć na snowboardzie- zaczęłam spełniać moje marzenia. Trochę schudłam. Po powrocie na studia zastosowałam 10-dniową głodówkę. To był sprawdzian. Ile zdołam wytrzymać bez opychania się, bez ciągłego przebywania w toalecie.... Głodówka się skończyła- wytrzymałam. Teraz czekał mnie powolny powrót do normalnego jedzenia. Właśnie wczoraj skończył się okres wychodzenia z głodówki. Jadłam same warzywka i owocki. Teraz czeka mnie najgorsze. WYTRWAĆ.
Nie jest łatwo. Ciągle nie mogę zjeść więcej niż 500 kcal, bo od razu mam chęć na wizytę w toalecie.... Wiem, że to nawet nie pokryje mojego dziennego zapotrzebowania na energię, przez te wszystkie lata stałam się ekspertem w dziedzinie odchudzania. Wiem, że muszę stopniowo zwiększać ilość spożywanych kalorii. Dlatego właśnie piszę. Może znajdę tutaj przyjaciół, którzy mi pomogą całkowicie się wyleczyć. Na szczęście nie miałam jeszcze ataku. HURRRRA !!!! To już 21 dni bez wymiotowania!!! Uwierzcie mi- to naprawdę bardzo długo. Naprawdę bardzo potrzebuję pomocy. Jeżeli będę wiedziała, że ktoś mnie wspiera, obserwuje moje zmagania, będzie mi znacznie łatwiej. Może wtedy będzie więcej sukcesów, niż porażek???
Mam nadzieję, że mi się uda. Że tym razem pokonam siebie. Proszę!!! Pomóżcie mi dobre duszyczki!!! Pomóżcie mi, bo wiem, że sama nie dam rady. Nie chcę już dłużej chodzić do psychologa, który i tak widzi tylko to, co chce widzieć. Nie chcę już dłużej pisać bloga, którego odwiedzają głównie osóbki z moimi problemami, które bardziej mnie popychają w chorobę, niż pomagają. Chcę poznać osoby, które potrafią żyć normalnie. CHCĘ SIĘ NAUCZYĆ ŻYĆ!!!! POMÓŻCIE!!! Wierzcie we mnie....[/b]
Zakładki