CZEŚĆ!!
dzisiaj po raz kolejny postanowiłam MUSZĘ ZACZĄĆ ZNOWU PILNOWAĆ TAGO "WSTRĘTNEGO TŁUSZCZYKU" który od czasu do czasu daje o sobie znać.
pomyślałam, że pomoże mi w tym pisanie pamietnika, a tu jest najbezpieczniej. Przynajmniej mam pewność że moja kochana , najpiękniejsza i najszczuplejsza siostrzyczka go nie dopadnie i nie będzie się ze mnie nabijać.
a więc na wstępie -> wzrost 167 waga 59. zmora-> strasznie "grube nogi" . wszyscy mi mówią, że jest ok. ale budowa gruszki mi nie odpowiada. mam już obsesję i tysiąc książek na temat odchudzania, ćwiczeń, kasety wideo itd. i co i nic od ponad 5 miesięcy moja waga jest taka sama , albo "rośnie" do 61 i spada jak się zaczynam pilnować.
dobra , dobra wiem że jestem obrzartuskiem, dla mnie zwykła jedzenie mogło by wcale nie istnieć. :P ja po prostu " GDY WIDZĘ SŁODYCZE TO KWICZE, A OCZY SIĘ ŚWIECĄ JAK ZNICZE"
W SUMIE NIE JEST ŹLE decyzję o odchudzaniu podjęłam 3 lata temu, gdy waga wskazywała 74kg. to był dla mnie szok, byłam pewna że waże 72 ( niby dużej różnicy nie było o jadnak). a tu psikus, na bilansie 18- latka mówię do piguły " nie muszę się ważyć, wiem że mam 72kg" a ona do mie, że musi mnie zmierzyć. pech chciał, że miara i waga to jeden sprzęcik. no i doznałam szoku co tu dużo mówić, to było dla mnie przeżycie TRAUMATYCZNE.
z bólami ale udało mi sie osiągnąć 68kg. i tak z pewnymi odchyleniami było aż do sierpnia 2004r. a co się stało to w kolejnym liście
pozdrawiam