Jaki prezent sobie podarowałam?
Otóż jest nim możliwość, całkowita zmiana mojego procesu myślowego.
Po krótce spróbuję objaśnić, przedstawić w jaki sposób muszę walczyć ze sposobem życia jaki teraz prowadzę. Pięć lat temu, podczas wyjazdu za granicę przytyłam 3-4 kg. Niby nic, nadal miałam świetną figurę, pomimo tego, że była lekko zaokrąglona, ale przez to również bardziej kobieca, co się nawet i bardziej niektórym podobało. Ja jednak nie potrafiłam sobie z tymi dodatkowymi kilorgamami poradzić, okropne dla mnie było to, że nie słyszę już komplementów typu "ale ty jesteś szczupła" czy to, że nie mieszczę się w ulubione spodnie zaledwie sprzed miesiąca! Postanowiłam więc zacząć się odchudzać. I wtedy wpadłam w owo błędne koło, które zapewne większość z was, grubasków, doskonale zna... Przez 5 lat raz chudłam, raz tyłam, ale nigdy już nie zyskłam swojej szczupłęj figury, którą mogłam się poszczycić "od dziecka". Również za każdym razem zyskiwałam nowe, dodatkowe kilogramy.. Przybyło mi ich aż pięnaście. Zepsuła się cera, ciało straciło swoją sprężystość, jędrność, piersi i pośladki opadły i "rozlały się", pojawił się cellulitis, rozstępy, włosy z powodu tych zabaw z jedzeniem zaczęły mi wypadać. Przez ten cały czas wpadałam w różne dołki, chodziłam sfrustrowana, uciekałam przed dawnymi znajomymi z powodu wstydu, nie korzystałam z możliwości wyjazdu, wyjścia wieczorem do klubu, kina.. Wszystkiemu winna była waga i to jak bardzo zbrzydłam.
I wiecie co?
Chcę to zmienić. Raz na zawsze skończyć z tym co mnie niszczy. Postanowiłam wczoraj (i już to dziś wprowadzam w życie), że diametralnie zmienię swoje położenie, sposób życia. Koniec ze wstydem, z tą żarłocznością, z wyniszczającymi głodówkami, z objadaniem się aż do bólu..
Myślałam nad tym długo. Skoro aż taki kawał czasu spędziłam na zyskiwaniu zbędnych kilogramów, to nie mogę ich zrzucić w miesiąc czy dwa. Kupiłam parę dni temu gazete "Samo zdrowie" i właśnie ona mnie tak zainspirowała. Ja będę po prostu żyć zdrowo, bez żadnej presji, bez przyrzeczeń rangi światowej,nie tak rygorystycznie, a koniec świata nie będzie dla mnie tożsamy z nadprogramowymi kaloriami. Jem zdrowo, o słodyczach,fast foodach, smażonym jedzeniu zapominam, ale nie całkowicie. Najważniejszy jest zdrowy rozsądek i trzeźwe podejście do rzeczy. Okres wakacji wykorzystuję maksymalnie pod kątem owoców sezonowych, młodych ziemniaczków , bobu itp. Piję też codziennie przynajmniej tę przepisową połtoralitrową butelkę wody. Staram się więcej ruszać, a zamiast samochodu wskakiwać na rower. I będę też wykorzystywać okazje, a nie kryć się po kątach, bo wciąż jestem gruba. Jak gdzieś wychodzę, to ładnie ubrana, umalowana, zadbana. I poprawiam sobie nastrój takimi rzeczami jak ulubione perfumy, nowe kolczyki, fryzjer, śweiczki zapachowe , babski magazyn, paznokcie w jakimś wystrzałowym kolorze, dobra kawa w miłym towarzystwie.
Nie pozwolę już nigdy, aby tak minęła mi młodość: na chowaniu się w domu z powodu nadwagi.
Koniec!
Moje schudnięcie zajmie mi o wiele więcej czasu niż w przypaku którejś z tych "cudownych" diet, ale mam pewność, że schudnę zdrowo i ostatecznie! I, że będę wreszcie wyglądać tak, że będę z siebie zadowolona, a droga do uzyskania tego celu będzie zarazem moją drogą życiową.
Dziewczyny, świat może należeć do nas!
Zakładki