Postanowiłam wziąć sę wreszcie za siebie... od grudnia zeszłego roku przytylam 17 kilo... to normalnie tragedia! Ale nei wolno się poddawać! Probowałam odchudzanie zacząć od nowa i znowu od nowa... i znowu... i nic nie wychodzilo... moją zgubą były przede wszystkim batoniki ale tym razem się nie poddam! Jak patrze na te wszystkie zgrabne dziewczyny na ulicach to az mnei zazdrość ściska... A najgorsze jest to... jak jestem u babci... to juz jest tragedia! Tam jest tyle smakołykow... Ale nie ma co... trzeba ze sobą walczyć! Pamiętam jaki miałam zgrabny brzuszek... taki płaski... a teraz... balon odstający I jeszcze w dodatku reszta rodzinki (prócz dziadków) ciągle mi wypomina ze jestem gruba i w ogole, żebym nei jadla tak duzo ale juz ja im pokaze Nie poddam sie! Nie mam określonej daty do kiedy chce schudnac... wczesniej strasznie mi zalezalo zeby to bylo na wakaje... ale tak sobie mysle... ze to nei jest az takie wazne kiedy... wazne, zeby schudnac trwale! Do wakacji moze uda mi się zrzucic z 5 kilo a potem bedzie stopniowo coraz wiecej... I juz wiem czego sie wyrzekam!
Wszystkiego co smarzone!!! Naleśników, placków, kopytek!!!
Na obiadek zupki, mięsko gotowane i suróweczki!!! Koniec z sałatkami z majonezem!!! I jogurciki!!! Nie ma bata nawet!!! Sucharki ewentualnie, chrupkie pieczywko, płatki fotness!!! I owocki i warzywa!!!
ZAKAZ SŁODYCZY!!!
A zaraz pójdę się zważyc... to będzie tragedia, ale co mnei nei zabije, to wzmocni)
------------------------------------------------------------------------------------------->
jest 66....
Marzę o 52... to jest idealna waga dla mnie... sprawdzalam z BMi ))
I może wreszcie zacznę planować co zjem... tak jak kiedyś....
Ale to juz w osobistym dzienniczku ;D
No to lece :P Wiem, ze pewnie nikt mnei nei bedzie czytal :P Ale to nic )
:****
Zakładki