Biegiem (od strony 113 do końca ;) )

Monika,przeczytalam tak z grubsza Twoj pamietnik i musze przyznac-podziwiam za te biegi.Ja w zeszlym roku podobnie trenowalam i uwazam,ze to rewelacyjny sposob nie tylko na schudniecie,ale i wymodelowanie sylwetki.Jest tani i nie przeszkadza mi,ze niszczy ponoc stawy kolanowe:)

Teraz ciagle czekam na slonce i wiosne,zeby wreszcie wystartowac..bo jakos nie mam mobilizacji gdy wieje i leje.

W ogole musze przyznac,ze masz fajne podejscie do tego odchudzania i traktujesz je z dystansem.Bez katowania sie i odmawiania tego,co sie lubi.Chyba troche pozgapiam:)

Z tymi stawami bym nie przesadzała, co ja biegam. W końcu zawodowcy robią kilkukrotnie o ile nie więcej, km i żyją. To nie ten poziom zmęczenia, szczególnie dla współczesnego zabiurkowego człowieka. DObre buty, a taka ilość ruchu nie zaszkodzi.
No chyba, że przy ekstremalnej wadze...

No pewnie,ze to bylo powiedziane na wyrost.Ale zawodowcy dlatego koncza kariere po 30stce bo im wlasnie stawy wysiadaja:)

Ja raczej do tej pory nie mialam drastycznych spadkow i wzrostow wagi.Od dobrych paru lat zawsze oscyluje ok 60.
Uwazasz,ze 1200kcal to za malo?Wielu jest na tym forum zwolennikow tej diety.
Ja na razie staram sie dopasowac tak na oko ilosc do potrzeb.Nie mam zamiaru chodzic glodna,ale chcialabym wyeliminowac slodycze...

No zobaczymy jak mi wyjdzie:)

To widzę, że taka mała konkurencja się zrobiła :) Grunt żeby to była pozytywna motywacja ;) Może też kiedyś dołączę ...

A mnie bardziej kolana bolą od roweru zawsze....

Kafig, sama widzisz. Ma zwolenników, jest popularna ta 1200 kcal. Ale to bez sensu, dla jednego 1200 to może być ciężka głodówka (i nie chodzi o odczucia, ale rzeczywiste zapotrzebowanie organizmu) a dla innej osoby praktycznie na skraju skuteczności.
Nie tędy droga, trzeba mieć jak najmniejszy skuteczny deficyt kcal w stosunku do własnych potrzeb. Jak najmniejszy, żeby niepotrzebnie nie spowalniać metabolizmu, ale na tyle duży żeby był skuteczny. Przy takiej wadze, kiedy już naprawdę chodzi o drobne 5-6 kg, nie mające wpływu na zdrowie, a jedynie będące jakimś dążeniem do ideału, nie warto się męczyć. Dziennie minus 100 kcal od normalnego jedzenia, przy którym utrzymuje się wagę powinno dać rocznie 5 kg. Czyli wystarczy zrezygnować, nie ze słodyczy w całości, tylko z jednej czekoladki dziennie ;)
A bez ograniczeń specjalnych łatwiej utrzymać się w ryzach :)

Idę biegać. Nie chce mi się. Nie wiem czy powinnam. Ale idę.
Albo wyzdrowieję (bo coś mnie drapie w gardle- innych objawów brak), albo się rozłożę, ale wreszcie zapadnie jakaś decyzja :)

Monika,masz swieta racje-trzeba znalezc zloty srodek.Ja sama po sobie widze,ze nie odmawiajac sobie i nie bedac glodna,jem ok 1800kcal dziennie.Czyli gdy ogranicze 500 to powinien byc widoczny efekt.I uwazam,ze jest to mozliwe,jesli tylko pohamuje moje wieczorne napady.

A jak jeszcze dolacze jogging to i wymodeluje sobie sylwetke:)

Milego wieczorku!

To tak teoretycznie 7 kg, przy ograniczeniu o 700 kcal dziennie powinno zniknąć w 10 tygodni. 10 tygodni, to nie wiele, więc myśl sobie, że to tylko te 10 tygodni a łatwiej będzie dotrzymać planu (700 kcal, bo 500 z jedzenia, 200 z dodatkowych ćwiczeń).

Inna rzecz, że 700 kcal to wg mnie dużo bo prawie 40% Twojej dziennej dawki. Ale z drugiej strony tylko przez 10 tygodni ;)

hahaha,nie nabijaj tu sie ze mnie. Bo ja naprawde szukam zlotego srodka:) Pewnie,ze bym sie ucieszyla,gdyby mi sie udalo szybko i bezpowrotnie schudnac.Ale zdaje sobie sprawe, ze to nierealne (niestety...).I w te dni z ograniczeniem kalorii, beda wplatane te z nadprogramowymi (tak jak wczoraj ). Co lacznie moze wydluzyc czas do 30tyg, czyli ponad pol roku.A chyba 5 kg w pol roku nie jest niezdrowe?:)

Druga sprawa,to zeby utrzymac wage...

Eh, nie mecze Cie juz moja paplanina:)

I jak ma się zdrowie?!

Cytat:

---

Zamieszczone przez kafig

hahaha,nie nabijaj tu sie ze mnie. Bo ja naprawde szukam zlotego srodka:) Pewnie,ze bym sie ucieszyla,gdyby mi sie udalo szybko i bezpowrotnie schudnac.

---

Kafig, ja poważnie. Pomijając późniejsze ewentualne problemy z powrotem do w miarę "normalnego" jedzenia, to jak sobie założysz, że to tylko 10 tygodni, czyli nie jakaś ekstremalnie długa dieta, to jesteś w stanie wytrzymać bez wpadek. Bo odmawianie sobie na jakiś czas, jest łatwiejsze, niż na zawsze.
A jeszcze możesz zastosować metodę weekendową (czyli w weekendy jemy wiecej), albo co drugiego dnia. Żeby jakaś średnia wyszła przyzwoita na ustalonym poziomie. Ja tak sobie tygodniowo i miesięcznie liczyłam średnią dzienną. Żeby się za bardzo nie przejmować pojedynczymi dniami. Bo nie liczy się 3000kcal jednego dnia, tylko trend długookresowy :)

Dzięki Alek, a mam się dobrze. Tylko leniwie dość. No nic będzie wiosna, będzie bardziej aktywnie, mam nadzieję :)

to prawda, ale ja jakos inaczej to licze albo niedokładnie, bo mi cały czas wychodzi na minusie :) a i tak nie chudnę :D

Ania ja jak liczę to też mam na minusie. Tylko, że jak widzę duże prawdopodobieństwo plusa, to nie liczę wcale :lol: ;)

no właśnie:)

Jeśli wiesz ile jest na minusie przez kilka tygodnia a waga bez zamian to masz świetny materiał by zrobić korektę twojego CPM (ile wskaźnik mnożnikowy do PPM i czy liczysz osobno kalorie spalane z ruchu) - nic w przyrodzie nie jest identyczne i trzeba kalibrować wskaźniki, to taka bardziej sztuka niż ścisła nauka.

Moje doświadczenie jest b.pozytywne w tej dziedzinie - bilans i waga mocno dodatnio skorelowane ...

A co do wiosny i leniwości (?!) - tak, to, czuję, też :evil:

Nie, to raczej samooszukiwanie się. Spisuje się dane, tylko jeśli są zgodne z planem.
Upadki kobiet się przemilcza ;)

No własnie, ja tez nie bardzo sobie wierze
zresztą dzienne zapotrzebowanie oceniam na 1400 a jak mam bardziej męczący dzien to na 1600
a do tego dodaje sport i odejmuje jedzenie

A ja już nic nie liczę.. Więcej się ruszam jakoś ostatnio i to działa..
Co tak wszyscy o lenistwie? Mnie to słońce to po prostu elektryzuje...

Ja też chyba światłolubny jestem :shock:

Porażki warto zapisać i przeanalizować, uczyć się można z porażek więcej niż z sukcesów ...

No słońca ostatnio ciut więcej, ale co z tego jak prawie całą jasność w robocie przesiaduję?

hej
a masz okno? :)

ja moze pojde dzisiaj Cie pogonic troche ..........

Jak okna nie ma w pokoju to może być świetny powód by zrobić sobie przerwę na spacerek/regenerację ;)

ja specjalnie, mimo okien wychodze na spacery w czasie pracy
bo powietrza to w pokoju nie mam :)

taki spacer to boost dla produktywności - naukowo udowodnione, że spacerowanie i słońce pomaga ?! ;)

Przepraszam Was moi mili za ciszę, ale mnie coś rozłożyło i nawet przy kompie nie chce mi się siedzieć ...

To życzę 'złożenia' ;)

czesc
składaj sie, bo ja sie rozkładam.....

Składanie, rozkładnie, raz , dwa, rytmy ;)

UUU to zdrówka!

Wczoraj wróciłam do biegania, po ubiegłotygodniowym zdychaniu.
Marniutko mi to poszło, ale cel był taki rozruchowy. Zaraz wyjdę nabijać kolejne kilometry.
Czekam na ciepło rozglądam się za rowerem dla Córci i może zaczniemy pedałować dodatkowo wiosną :D
Ścieżek rowerowych mało, a z czterolatką po ulicach nie bardzo (zresztą sama się boję, bo ja jednak samochodziara jestem i bez puszki nad głową czuję się nieswojo.. ;) )

Ja jakoś tak zwyczajowo zaczynam sezon rowerowy od marca. No ale jak się ładnie zrobi to kto wie...A po ulicach też jeździć nie lubię.
Dobrze, że wracasz do formy

Ja uwielbiam rower...Tez juz nie moge sie doczekac kiedy wreszcie przyjdzie ta wiosna i bede mogla smigac.Najpierw jednak musze mu zrobic sprawdzian i zalozyc porzadne swiatelko:)

Cytat:

---

Zamieszczone przez 123mr

Wczoraj wróciłam do biegania, po ubiegłotygodniowym zdychaniu.
Marniutko mi to poszło, ale cel był taki rozruchowy. Zaraz wyjdę nabijać kolejne kilometry.

---

To zanczy, że bardzo dobrze, od czegoś trzeba zacząć i taki rozruch po przerwie nie zawsze jest łatwy ale dobrze, że powoli roruszasz.

czesc
chciałabym Cię tak dogonić, ale jesteś miesiąc przede mną
dzisiaj byłam ostatnia albo prawie ostatnia w biegu na 5.5 km

i to mi dało kopa bo wstyd :)

Cytat:

---

Zamieszczone przez aniakuleczka

czesc
chciałabym Cię tak dogonić, ale jesteś miesiąc przede mną
dzisiaj byłam ostatnia albo prawie ostatnia w biegu na 5.5 km

i to mi dało kopa bo wstyd :)

---

Wstyd? Motywacja to co ważne i to co nie lubię to podejścia kiedy za dużo czasu się spędza porównując się do "profesjonalistów" - przecież nie o to chodzi, znacznie ważniejsze jest to co robisz dla siebie! W tym duchu - każdy kilometr przebiegany to jest twój powód do dumy. A jeśli porównujesz to porównuj też do tych co nic nie robią, do tego co (nie)robiłaś w przeszłości, przynajmniej ja tak robię ...

Typowe zachowanie, jak się człowiek się obija i nic nie to na wszelki wypadek nie wchodzi na forum, żeby kopa nie dostać. I wyrzutów sumienia nie mieć, czytając o tym jak inni się męczą :)

czesc
moze to jest dobry pomysl
bo ja sie obijam i mam wyrzuty
bo jestem na forum a i tak nic nie robie
nawet pomyslalam przez chwile, zeby zmienic forum :P ale chyba nie przybedzie mi motywacji od tego :)

Oj tam. Od razu musimy pisać o tym ile która dzisiaj się namęczyła?? Można napisać np. czy się Pratchet w końcu podoba czy nie;)
Ja mam tydzień bez biegania zupełnie. No i trudno.

Nie wiem, nie bardzo potrafię się wczuć w ten typ narracji. Nawet nie wiem jak to określić.
BTW to jest opinia po kilkunastu stronach świata magii. Chyba, że jest coś bardziej wciągającego na początek przygody z tym autorem?

Mam zakwasy po wczorajszym biegu. Niby specjalnie trudno nie było, w sensie kondycyjnie spokojnie sobie te prawie 6 km przebiegłam. Ale jak widać mięśnie odwykły jednak :)