Jako tako odchudzam się od zawsze, a tym razem już od jakiegoś miesiąca. Efekt to jakieś 4,5 kg. Jeszcze sporo przede mną, na razie plan jest do 58kg. Pewnie wtedy postanowię jeszcze trochę zrzucić, ale na razie dobre i to. Zaczynałam 12 maja br od 72,5kg.
Mam datę końcową ustaloną, oczywiście bardziej w celach motywacyjnych, do końca sierpnia. A później dalej .
Dieta:
Mój plan to 1000-1550 kcal dziennie. Co wychodzi mi różnie, w niedzielę zazwyczaj podwójnie , ale na razie ogólnie nie szkodzi.
Inny plan, to nie tyle być na diecie żeby schudnąć, co raczej zmienić moje fatalne nawyki. Czyli jeść co innego, mniej, rozsądniej. Na razie udało mi się w zasadzie wyeliminować niektóre zbędne słabostki, słodką kawę z mlekiem, smarowanie pieczywa masłem, picie soków w kartonach, "polepszanie" smaku niektórych rzeczy majonezem.
Ot takie tam drobne rzeczy, które jednak sporo mogły dziennie uzbierać dodatkowych kalorii
Antydieta:
Nie zamierzam rezygnować z piwa, wina, słodyczy i pizzy Trudno, wiem że to bomby kaloryczne, ale jakieś przyjemności w życiu mieć trzeba. A jak się zmieszczą w limicie to czuję się rozgrzeszona.
Ruch
Plan taki ogólnie, że jak nie muszę gdzieś dotrzeć natychmiast to idę piechotą. Krokomierz zakupiłam, ale jakoś nie mogę nabrać nawyku noszenia go. W każdym bądź razie już kilka razy 10000 kroków miałam. Dziś 9720, ale też nie nosiłam go przez cały dzień.
Chodzenie to główna aktywność i jedyne co mi wychodzi z aerobowych aktywności- bo nienawidzę wszelkich form ruchu, po których jestem zmachana. Ale postanowione mam także co najmniej 3 razy w tygodniu co namniej przez 10 minut skakać na skakance.
I zaczęłam A6W, ale przerwałam wczoraj, bo przeziębienie mnie dobiło i nijak nie znajdowałam w sobie siły na jakąkolwiek aktywność. Ale telepało mnie przy 29C na dworze, więc można sobie wyobrazić jak się czułam.
O pływanie jeszcze lubię. Ale nie bardzo mam jak. Jeden basen w takim niezupełnie małym miasteczku to kompletna porażka, w trosce o zachowanie zdrowia w jakim takim stanie, a przynajmniej ciała składającego się ze wszystkich elementów i kompletu oczek, na basen się nie wybiorę. Chyba, że z nadzieją, że po stratowaniu przez tłumy będę jednak bardziej płaska.
No i to chyba tyle na początek. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał mi pokibicować, przypilnować, doradzić, wysłuchać, pogadać, wygadać się, sprzedać mi swoje doły (bo wiadomo, że smutek podzielony jest o połowę mniejszy )
Zakładki