Wiecie co? Tak sobie myślę, że same robimy z igły widły. Chodzi oczywiście o Święta. No bo jakby nie patrzeć, to ile razy w ciągu diety mamy jakieś dzikie napady i jemy grubo ponad limit? No ile? Tyle, że ciężko zliczyć. Porzucamy dietę i wracamy do niej. A co z tego, że w Święta będziemy ładnie i grzecznie jeść, jak w inne dni opychamy się do oporu? Gdzie tu jakaś logika?

Newa, nie zabieraj tacie słodyczy, nieładnie