Do wczoraj dorzuciłam jescze 100 brzuszków (z wieeeelkim trudem mi to przyszło, ale JAKOS sie udało....) i jescze 10 minut na rowerku przed tv, i troszke z hantelkiem na moje nedzne miesnie...
Dzisiaj wstałam jak zwykle po 6, do kościółka na 7, po powrocie zaraz na 'jestes tym co jesz' poprzerażać sie troche jedzeniem i przy okazji...zjeść sniadanie. Jak zwykle (niestety) jak w każda niedziele chlebek z dżemem. no takie przyzwyczajenie już no... Zjadłam resztke grahama...a wyszły z tego 3 takie cienkie kromki...z dżemem jagodowym. Ale i tak dobrze, bo kiedys potrafiłam zjeść 4! kromki BIAŁEGO! chleba z 3 razy taką porcją dżemu... No w każdym razie do tego dwie filiżanki herbatki czerwonej.
Po 12 obiad... niedzielny oczywiscie, i tak wyszło że jest rolada (jakaś taka najmniejsza...)i kluski (1-2) ale niestety czerwona GOTOWANA kapusta :/ Wiec sobie nie zjem, fuj. Musze sie do tego kiedys przekonac... Dzisiaj chyba poprosze o zostawienie mi surowej. Albo jak marchewke gdzies znajde to zjem ;] i jakies pol szklanki kompotu sobie naleje z agrestu...
Co ja moge za stare nawyki, niedzieli nie zmienie, moge jedynie zmniejszyc (1, lub 1,5 rolady, 6-7 klusek, jak najwiecej kompotu, zero jakiejkolwiek kapusty jesli gotowana... to dawna niedziela)
Popołudniu mama pewnie zrobi kawe, i do tego pewnie reszta keksu jakiś taki cieniutki plasterek, i nie wiem co tam jescze. Po świetach zostało dużo słodyczy...ja mam u siebie w barku 3 paczki (z czego jedna duża 2 małe) Merci, paczke 15 Tofifi, jakieś 5 czekolad, jescze paczke marcepanu z Lubeki od wrzesnia, i cośtam pewnie jescze....to z urodzin głównie wszystko. Wyciągłam kluczyk i gdzies go wcisnełam, żeby nic z tego nie jeść.
Czyli na kolacje nic....Zobaczy sie jak wyjdzie.
Czemu ja sie tak na wypracowaniach nie potrafie rozpisać...