Pokaż wyniki od 1 do 2 z 2

Wątek: Kolejny "grubelek"

  1. #1
    Tiramisu jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    08-04-2004
    Posty
    0

    Domyślnie Kolejny "grubelek"

    Witam wszystkie panie w wielu balzakowskim Pozwoliłam sobie wpaść skuszona podobieństwem, jakie nas łączy. Mam 44 lata, 160 cm wzrostu i 90 kg i 600 gram wagi. Znacznie za dużo. Mam nadzieję, że nie będziecie miały mi za złe, że będę Was czasem zanudzać moimi zwierzeniami. Byłabym szczęśliwa gdyby udało mi się tu znaleźć wsparcie. Nic tak dobrze nie robi na problemy jak poczucie wsparcia płynące z "grupy terapeutycznej". Witaj więc Moja Grupo

    A teraz do dzieła: Jestem nałogowym obżartuchem. Nie mam żadnych kłopotów z przemianą materii. Bez problemu tracę wszelkie kilogramy, jeśli tylko przestaję wpychać w siebie nadmiernie ilości kalorii. Moja waga nigdy się nie zatrzymuje na żadnym progu, żadnym poziomie. Przy diecie 1000 kcal tracę dziennie około 200 gram.
    Napisałam to wszystko po to, aby głośno nazwać problem: Moja waga nie wynika z jakichkolwiek zaburzeń związanych z czysto fizycznym funkcjonowaniem mojego organizmu. To problem dotyczący psychiki. Objadam się tak, jak ktoś inny zaciąga się papierosem - dla przyjemności, z przyzwyczajenia, z powodu uzależnienia. Sięgam po jedzenie i wtedy, gdy jestem zdenerwowana, i wtedy gdy się nudzę, i wtedy gdy mnie coś cieszy.

    Nie mogę nawet powiedzieć, że moja waga wzrosła gwałtownie w chwili, gdy 14 lat temu rzuciłam palenie. Gdybym go nie rzuciła na pewno też bym tyła. Może nieco wolniej, bo sięgałabym na przemian po papierosa, i po coś do zjedzenia. Wtedy, gdy zdecydowałam się na rzucenie palenia ważyłam jakieś 65 kg. Przy tym wzroście to i tak wcale nie było mało. Jestem tak zwanej drobnej kości i mając 30 lat nie powinnam była tyle ważyć.

    Nie wiem gdzie tkwi problem. Myślę, że to wypadkowa wielu różnych czynników. Pierwszy problem pojawił się już w okresie życia płodowego. Urodziłam się niemal o czasie (jakieś 3 tygodnie przed wyznaczonym terminem), ale ważyłam 1,800 kg. Byłam zwyczajnie niedożywiona (moja mama miała problemy w czasie ciąży). Długo, długo byłam bardzo szczuplutkim dzieckiem. Aż do pewnego słonecznego lata, kiedy to moja mama wylądowała w szpitalu z powodu wrzodów żołądka, a mną i moją młodszą siostrą zajęła się babcia. Wtedy to, dzięki podstępom i ogromnej miłości babci, nagle przeistoczyłam się w "pulchnego amorka". Standardowo wyrosłam z tego w okresie dojrzewania, ale nawet wtedy nie byłam już jakoś szczególnie szczupła. Na jakiś miesiąc przed maturą osiągnęłam chyba najniższą wagę w stosunku do wzrostu - 55 kg.

    Nie przytyłam w czasie ciąży. To znaczy przytyłam bardzo niewiele. Przed ciążą ważyłam 58, w czasie ciąży 67, a pół roku po urodzeniu córki 57 kg. Ale każdy kolejny rok, oznaczał dla mnie kolejne kilogramy.

    Kocham życie. I to jest kolejny problem Kocham je we wszystkich możliwych aspektach. Kocham barwy i dźwięki, kocham zapachy no i kocham różnorodność smaków. Uwielbiam słuchać, patrzyć, dotykać i jeśc Jestem jak taki pracujący wiecznie wulkan. Ciągle gdzieś się spieszę, ciągle mam coś do zrobienia, coś na nauczenia, coś do poznania, sprawdzenia. Myślę, że jako maluch bylam na granicy ADHD, opowieści rodziny wyraźnie na to wskazują Tyle, że nikt tego wtedy tak nie nazywał. Ale do dziś coś mi z tego okresu zostało. Rzucam się na pracę, na naukę i na jedzenie niczym wilk, ale w przeciwieństwie do tego pięknego zwierzaka ciągle mi wszystkiego mało.

    Uf, sorry za to nudzenie, ale chyba mnie trochę rozładowało. Od soboty zdążyłam już nieco obkurczyć mój rozepchany żołądek. Czy wreszcie mi się uda? Czy się zatrzymam? Może to jest właśnie ta chwila?

    Pozdrawiam pozostałe wilczki

  2. #2
    Tiramisu jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    08-04-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Przytrafiło mi się dziś coś dziwnego. Waga oświadczyła, że od wczoraj ubyło mi 800 gram. Waga jest elektroniczna i na pewno działa dobrze. Od soboty chudłam równo po 200 gram dziennie, od wczoraj nagle spadło mi aż 4 razy tyle. Co się stało? Czy to możliwe? Nic takiego nadzwyczajnego nie robiłam. No może tyle tylko, że w ogóle nie jadłam wczoraj mięsa: ani białego, ani czerwonego, nawet jednego plasterka wędliny nie zjadłam. I to wcale nie dlatego, że tak zamierzałam, ale dlatego, że po prostu nie miałam ochoty.

    Nadal nie jestem wcale nastawiona hurra optymistycznie, ale jednak mam takiie miłe wrażenie, że coś się w tej mojej walce z otyłością zmieniło. Przede wszystkim nie jestem przekonana, że na pewno mi się uda - to daje mi takie poczucie dystansu a zarazem ..... spokoju. Wcale nie czuję się jakoś tam niesłychanie zobowiazana czy zmoblilizowana. Podchodzę do tego raczej jak do tłumaczenia kolejnej książki - dziś 2 strony, a jutro 5. Żadnych ścisłych ustaleń, które mogłyby spowodować później poczucie winy a w rezultacie i zniechęcenie.
    Kolejan zmiana to uczucie głodu. Staram się go unikać za wszelką możliwą cene. Mogę być głodna troszeczkę i krótko, ale nie tak, żebym przez 2 godziny czuła uczucie ssania w żołądku. To podejście sprawia, że tak naprawdę nadal się objadam Tyle że teraz zjadam inne rzeczy. Wczoraj o czternastej wrąbałam pół kalafiora okraszonego 30 gramami masła i łyżką bułki tartej, a o 19 poprawiłam sobie tę ucztę fasolką szparagową. W sumie, wraz z poranną połówką bułeczki i 300 gramami czereśni pochłoniętych na drugie śniadanie zjadłam 1007 kcal. Uczucie głodu towarzyszyło mi może przez 1 godzinę w ciągu dnia. Nie było źle, dało się znieść.

    Ostentacyjne wyrzucam też niezjedzone w czasie śniadania kanapki. Wprawiam w tym w lekką konsternację resztę mojej rodziny, męża i córkę. "Zjedzone?" - pytam kiedy odchodzą od stołu. I jak słyszę, że tak to po prostu wyrzucam resztę do kosza. Dziś zauważyłam, że teraz oni wreszcie to sobie dojadają a nie ja

    Staram się zmienić rodzaj wykonywanej pracy, kiedy czuję, że jestem zmęczona, rozdrażniona, czy lekko głodna. Wczoraj po prostu wstałam od tłumaczenia i poszłam zrobić zakupy. Kiedy przyszłam była już akurat pora na zjedzenie kalafiora. Zakupy zajęły mi ponad godzinę a przy okazji zapomniałam, że mogę być głodna. Czasem zdarza mi się, że wcale nie jestem głodna ale po prostu "czuję", że zaraz będę głodna. Nie umiem tego precyzyjnie wytłumaczyć, ale chodzi o to że "jem na zapas". Cholera, zachowuję się tak, jakbym przeszła przez Oświęcim Staram się więc nie "wpadać w panikię", że zaraz będę głodna tylko spokojnie czekam, aż faktycznie się taka poczuję.

    No dobrze, dość - wracam do książki. Ale zajrzę tu pewnie dziś nie raz, aby złapać chwilę oddechu i poczuć wsparcie.

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •