W kwestii dietkowania: wydaje mi się, że sobotnie szaleństwo faktycznie zdziałało trochę dobrego i przyspieszyło moją przemianę materii!
No prosze, prosze.
Ja chyba tez dzis cos dobrego zjem. :twisted:
Wersja do druku
W kwestii dietkowania: wydaje mi się, że sobotnie szaleństwo faktycznie zdziałało trochę dobrego i przyspieszyło moją przemianę materii!
No prosze, prosze.
Ja chyba tez dzis cos dobrego zjem. :twisted:
Ech, żebyście wiedziały, dziewczynki, jak mi się dzisiaj nic nie chce ;) Moja mama i brat lądują za jakieś 4 godziny. Zamiast iść do pracy, najchętniej pojechałabym odebrać ich z lotniska i spędziłabym z nimi cały dzionek. Ale niestety, życie wzywa ;)
Nowa dziewczyna w biurze jest z Litwy i wydaje się bardzo pojętna. Musi być: w poniedziałek będzie musiała już pracować normalnym rytmem :) Przede mną trudne zadanie: muszę jej w tym pomóc. A do tego muszę zrobić wszystko to, co robię zazwyczaj. A, co tam, dam radę! :D
Na siłownię pójdę dopiero jutro, dzisiaj spotkam się z rodzinką. W weekend pewnie będziemy gdzieś jeździć, zwiedzać i odpoczywać, ale mam nadzieję, że uda mi się wykroić godzinkę czy dwie na trening. A jeśli się nie uda... Cóż, są rzeczy na tym świecie, które są ważniejsze od wszystkich diet świata :D
Maggie święte słowa ;) poza tym pozwiedzajcie dużo, to i przyjemne z pożytecznym będzie :)
Powodzenia w pracy - trzymaj się :)
Baszek, problem w tym, że ja właściwie wszystko już zwiedziłam :D Może poza Aquarium i Madame Tussaud's. Chcemy się przejechać na Stonehenge, tam mnie jeszcze nie było, a zawsze chciałam zobaczyć to miejsce, poczuć jego podobno niezwykły klimat. Ale dużo zależy od pogody. I od czasu, bo wychodzi na to, że będziemy mieli jeden (dzisiejszy) dzień mniej. Odwołali im lot, udało im się na szczęście przebukować bilet, ale na późny wieczór (wylatują za jakieś 2 godzinki), więc tutaj będą praktycznie w nocy :( I dopiero jutro po południu się zobaczymy.
Ale nic to! Ważne, że przyjadą :D
Zazwyczaj z nerwów podjadam w sytuacjach tego typu. Tym razem - nie. To już coś :D
Maggie, nie daj sie, nie daj! Na tym polega ta nasza katorga. :wink:Cytat:
Zazwyczaj z nerwów podjadam w sytuacjach tego typu. Tym razem - nie. To już coś
Pomysl sobie, ze za kilka godzin bedziesz z rodzinka. I je milo razem spedzicie, a to cieszy:)
Co do Muzeum Madame T. - tez tam nie trafilam, bo wstep byl koszmarnie drogi, a, ze wykosztowalismy sie na inne atrakcje ...wolelismy sobie kupic kilka pamiatek. Hhihi. Ale tak sobie mysle, ze nic straconego. Inny razem. Czyt. mam cel, by wrocic do Londynu :twisted:
Dietkuj ladnie:) Pozdrawiam
:arrow: witam magie zycze wytrwalosci i cieplutkiego slonecznego dzionka :D
No i spotkałam się z mamą i bratem, wyściskałam ich mocno, a mamę nawet ugryzłam, bo nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu jest :D Do Stonehenge jednak jedziemy, właśnie rezerwuję bilety. Na stole wczoraj tyle pysznych rzeczy kusił, do tego alkohol... Ale wypiłam tylko mały kieliszek czerwonego wina (gruzińskiego - trudno mu się oprzeć ;) ), a zjadłam trochę kurczaka pieczonego i trochę surówki. I jestem z siebie dumna :D
Mama powiedziała, że widać, że schudłam. Czuć też: dziś wreszcie założę kieckę, w którą przez ostatnie kilka miesięcy nie mogłam się wcisnąć :D
A waga mojej siostry jest kłamliwa okropnie. Pokazuje mi 59.4, a to przecież niemożliwe :D Ja się nie dziwię teraz, że siostrzyczka nie ma kompleksów :P
witaj kochana wracam po wtorkowo srodwym zalamnaiu:(
chcialam ci podziekowac za posty na moim watku ktore mni wsparly
a na areobic tez bym sie przeszla choc teraz po tym malym kryzysie jakos ciezko mi znalezdz w sobie entuzjazm wierze jednak ze bede dalej z wami walczyla
serdecznie pozdrawiam:*
Maggie i jak tam? Moje gospodarzowanie gościom skończyło się wręcz tragicznie i wracam teraz do normalnej diety :P mam nadzieję,że Tobie pójdzie dużo lepiej :) no i nic, tylko pogratulować silnej woli :)
Kulko, żadne załamanie nie jest tak złe, żeby nie można było się po nim podnieść :D A jak już się podniesiesz i zobaczysz słońce przez chmury, będziesz szczęśliwa, że ci się udało :)
Z ciekawostek: mama z bratem zostali na weekend, były spacery i dobre jedzenie, a waga... Drgnęła! W dół drgnęła! Aż się zdziwiłam normalnie, bo spodziewałam się, że jeśli się ruszy, to raczej w górę. I normalnie z radości się nie posiadam!
Dziś mama już u siostry mojej, ja wróciłam na siłownię po 5-dniowej przerwie, zafundowałam sobie mocny wycisk i dobrze mi teraz. W środę jeszcze spotkamy się wszyscy razem, a w czwartek rano rodzinka jedzie do domu. I znów zostanie nam Skype i telefony :D Ale nie narzekam, dobre i to.
W pracy lepiej niż przypuszczałam, nowa dziewczyna robi postępy i idzie jej coraz lepiej (i szybciej - a to też nie jest bez znaczenia ;) ). Będzie dobrze!
A w przyszłym tygodniu - Irlandia! :D :D :D