Tkwie już tutaj dość długo i jakos do tej pory nie znalazłam w sobie tyle siły żeby coś NAPRAWDE zrobić żeby coś drgnęło. I nadal w zasadzie nie wiem...
Kiedyś myślałam że zacznę jakąś dietę, zastosuje sie na jakis czas a potem to juz wszystko bedzie ok. Akurat. nawet żadnej nie zaczełam. Mama mi prawiła tylko kazania co ja próbuje :/ No, ale w miedzyczasie dowiedziałam się, że w moim wieku jest mało wporządku stosować jakieś niskokaloryczne diety itd. Wyleczyłam się juz z produktów light. Z niejedzenia nic tez of course.
Kilka lat temu, kiedy ważyłam 65kg, byłam na rekolekcjach oazowych w górach na 17 dni. Śniadania: własnej roboty kanapki z totalnie różnych rzeczy dla całej grupy, jadało sie około 3-4 kromki białego pieczywa. Obiady: Zupa (zawsze z kalafiorem, ktorego do tamtej pory nienawidziłam gotowanego ale już lubie) + jakies 2 danie-jakieś kotleciki, sałatki roznego rodzaju, ziemniaki koniecznie, czy coś w tym stylu. Podwieczorki - owoc, jogurt lub batonik. Kolacja: przeważnie kanapki i znowu około 4 kromki. I efekt? Może was to nie zdziwi, może tak ale 3kg....mi ubyło! Doszłam do wniosku że moge jesc naprawde duzo, byleby 4 posilki, o idealnie tych samyuch porach. I nie podjadać miedzy posilkami - nie podjadalam bo nie miałam kasy zeby cos kupic, zapomnialam wyjac, wzielam tylko to co mialam troche w portfelu. czasami mnie czyms tylko czestowano. No i oczywisscie masa wody mineralnej bo tylko na to mnie bylo stac.
trzeba z tego wyciagnac jakies sensowne wnioski i zastosowac sie do czegos, co zaniedługo obmyśle.