Pokaż wyniki od 1 do 8 z 8

Wątek: Tak być nie może! 92=>84 do końca lata, a potem dalej...

  1. #1
    Ister jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    11-07-2007
    Mieszka w
    Łódź
    Posty
    61

    Domyślnie Tak być nie może! 92=>84 do końca lata, a potem dalej...

    Na początek witam wszystkich.
    Mimo, że nie jest to zupełny początek mojego odchudzania to jeszcze długa droga przede mną. Ponieważ dopiero teraz trafiłem na to forum, więc zaczynam tam, gdzie jestem dziś
    Nie wiem, czy będę się spowiadał codziennie,mam jednak nadzieję, że znajdę tu wsparcie. Postaram się zwłaszcza spowiadać ze wszystkich swoich grzeszków
    A teraz do rzeczy...
    ----------------------------------
    Nigdy nie należałem do chudych, a bycie szczupłym oznaczało zawsze wyrzeczenia. Przez wiele lat uprawiałem czynnie sport albo w inny sposób się ruszałem. Wtedy było lepiej. Wystarczyło, że jadłem rozsądnie i utrzymywałem przyzwoitą wagę. Mam w tej chwili 28 lat i 183 cm wzrostu. Pierwszy raz stwierdziłem, że zaczynam być za gruby jakoś w liceum. Wtedy moja waga po raz pierwszy przekroczyła 80 kg. A ja po prostu widziałem, że wyglądam nie tak. W rzeczywistości już wcześniej bywałem zdecydowanie grubszy niż powinienem, jednak wówczas to rodzice podejmowali odpowiednie kroki (miewałem np. wydzielane jadzenie, a zjeść potrafiłem...). Tym razem zauważyłem sam. Schudłem jednak niejako przypadkiem - z kolegą pojechaliśmy na tygodniowy wyjazd na narty. Bardzo intensywny wysiłek połączony z raczej marnymi racjami żywnościowymi podziałały rewelacyjnie i w ciągu 8 dni schudłem dokładnie 4 kilo. Później postanowiłem zadbać o osiągnięty sukces i kolejny miesiąc pozwolił mi zrzucić kolejne 4 kilo. Moja waga zatrzymała się na 74 kg, a ja byłem zadowolony.
    Koniec liceum i początek studiów to był okres regularnych treningów - karate, siatkówka, zespół góralski, w którym między innymi tańczyłem. To dawało sporo i mimo, że zupełnie nie dbałem o ilość jedzenia utrzymywałem przyzwoitą wagę. Sam też ćwiczyłem nieco w domu.
    Jednak w połowie studiów zaczęły się zmiany. Najpierw przestałem uczestniczyć w treningach - z braku czasu. Potem zarzuciłem ćwiczenia - niestety zabrakło silnej woli. Wreszcie skończyła się siatkówka (to były zajęcia najpierw w szkole, a potem przez pierwsze 2 lata studiów w ramach nauki) i rozsypał się zespół. Do tego wszystkiego całkowicie przerzuciłem się na jeżdżenie samochodem (wcześniej zwykle jeździłem komunikacją miejską, często ganiając za tramwajem czy autobusem). No i niepostrzeżenie zacząłem tyć.
    Pierwszą granicą która powinna mnie zaalarmować powinno być 80 kg. Jednak jakoś wyjątkowo łatwo pogodziłem się z tym faktem mimo, ze coraz więcej osób sygnalizowało mi, że moje przybieranie na wadze nie przydaje mi atrakcyjności. Nieubłaganie z każdym ważeniem (a nie robiłem tego zbyt często) strzałka szła w górę. Mówiłem sobie, że coś z tym zrobię, ale ciągle odkładałem to na przyszłość. Raz nawet wróciłem do swoich ćwiczeń, ale motywacji starczyło mi tylko na jakieś 2 tygodnie. W końcu już i żona i rodzice zaczęli wyraźnie dawać mi znać, że robię się po prostu gruby. Ja też to widziałem - workowate spodnie, brzuch będący najbardziej do przodu wysuniętą częścią ciała, okrągła twarz. Pojawiły sie też inne, niepokojące sygnały. Zauważyłem, że ciśnienie, które do tej pory nie przekraczało u mnie 120/70 coraz częściej dochodzi do 130/80 i to z podwyższonym pulsem.
    W końcu przekroczyłem kolejną granicę, którą uznawałem za nieprzekraczalną - 90kg. Nadal odkładałem jakąś zdecydowaną reakcję. Przy 94 kg zacząłem bardziej dbać o odżywianie, ale po początkowej euforii i zrzuceniu może 3-4 kilo znów się zapomniałem i waga natychmiast podskoczyła do 92 kg. To był stan w końcówce maja.
    Wtedy zważyłem się, po raz pierwszy od dawna w asyście większej rodziny. Waga pokazała 92,4 kg. Podjąłem postanowienie - schudnę. Do końca czerwca o 4, a do końca lata o kolejne 4 kg. Razem na 23 września mam osiągnąć wagę 84 kg.
    Zacząłem od zmian w żywieniu. Nie zamierzam się głodzić ani stosować jakichś magicznych diet - uważam, że muszę schudnąć ale w sposób, który pozwoli mi nadal cieszyć się życiem, a nie tylko myśleć o każdej zjedzonej kilokalorii. Poza tym takiej diety długo bym nie utrzymał, a ostatnie na czym mi zależy to efekt jo-jo. Jednak zmiany musiały nastąpić. Przede wszystkim wyeliminowałem niepotrzebne tłuszcze - majonez (oj, lubię...), masło. Ograniczyłem też słodycze, choć nadal raz w tygodniu na coś słodkiego sobie pozwalam. Do tego mniej "klasycznych" dań (na obiad jem prawie o połowę mniej niż dawniej), za to więcej warzyw i owoców. I nie jeść po 18. Powiem szczerze - tu mi sie zdarza przesuwać do 19 granicę, gdyż często kładę się spać bardzo późno, a wcześniej po prostu nie mam kiedy zjeść
    Wróciłem też do siatkówki. Na koniec czerwca brałem udział w turnieju i wcześniej przez miesiąc regularnie odbywały się treningi (2 godz. w tygodniu, ale zawsze coś). Teraz niestety jest przestój z powodu wakacji, ale jakoś to przetrwam, a od września wracam do gry.
    Efekty - jeszcze przed granicą końca czerwca zrzuciłem wagę do 88 kg. Niestety później znów zbyt łatwy sukces spowodował, że sobie pofolgowałem, ale opamiętałem się. Nie mam obsesji, nie ważę się codziennie, ale co jakiś czas sprawdzam aktualny stan. Ostatnie moje ważenie - dwa dni temu powiało znów optymizmem. Waga po raz kolejny minimalnie drgnęła w dół. Wprawdzie na razie tylko do 87 kg, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. A ja mam jeszcze 2 miesiące, żeby osiągnąć "przyzwoite" 84kg. Na tym jednak nie mam zamiaru poprzestać - chcę zejść do wagi, przy której czułem się dobrze, czyli w okolice 74 kg. Ale do tego na razie jeszcze droga daleka, a ja patrzę na cel najbliższy.
    Ot, na razie cała historia...
    -----------------------------
    Dopingujcie mnie, a zwłaszcza rugnijcie, jeśli coś sobie tu na forum postanowię, a potem napiszę, że tego nie spełniłem. Wiadomo, ze własna motywacja jest najlepsza, ale każda dodatkowa się przyda.
    Na razie - słodycze tylko raz w tygodniu (w niedzielę) w minimalnych ilościach.
    Pozdrawiam wszystkich walczących z nadwagą!

  2. #2
    bogda222 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    27-02-2007
    Posty
    0

    Domyślnie

    NO TO POWODZENIA ISTER JA OBIEłAM PODOBNą METODę I NIESTETY POWIEM łATWO NIE JEST ZWłASZCZA ,żE WAGA CZęSTO LUBI STAć W MIEJSCU
    TRZYMAM KCIUKI BOGDA

    ALE WYBRAłAś DATę NA START 13 PIąTEK MAM NADZIEJę ,żE NIE JESTEś PRZESąDNA

  3. #3
    linunia jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    30-08-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    Będziemy cie wspierać!!
    Bardzo dobrze rozumiem Twoje problemy i bardzo mocno trzymam kciuki,żeby Ci się udało

    Jak minał Ci piątek??

    Ps.Życze udanej soboty

  4. #4
    Ister jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    11-07-2007
    Mieszka w
    Łódź
    Posty
    61

    Domyślnie

    Przyszedł czas na spowiedź
    Ale najpierw małe sprostowanko: jestem "ten Ister" a nie "ta Ister"

    A teraz do rzeczy

    Przez weekend (jak to często u mnie bywa) byłem z TŻ u teściów. Generalnie raczej grzecznie stosowałem się do opisanych przeze mnie zasad, z jednym wyjątkiem. Pozwoliłem sobie na 3 ekstra trufle (oprócz jednej, która mi się należała w niedzielę) . No cóż, takie pyszności, że po prostu nie mogłem. Jak to dobrze, że je tak ciężko kupić
    Na szczęście teściowa kupiła sobie w tym tygodniu cudo pod tytułem stepper. No rewelacja. Podreptałem sobie na tym grzecznie codziennie. W sobotę i niedzielę deptałem po 20 minutek osiągając dystanse 1115 i 1500 kroków (podwójnych), a w poniedziałek zawziąłem się i w pół godziny "przeszedłem" 2000 kroków. Co mi się najbardziej podoba - chociaż przez pierwsze 10 minut praktycznie nie czuje się wysiłku, nagle około 12-13 minuty dostaje się takiego kopa. Ja momentalnie zlewałem się potem (do tego stopnia, ze w niedzielę zrobiłem zwarcie w komputerku , na szczęście szybkie wyjęcie bateryjki i wysuszenie pomogło ) i zaczynałem czuć, jakby ktoś podwoił obciążenie.
    Oprócz stepperka w niedzielę zaliczyłem jakieś półtorej godzinki siatkówki, więc ogólnie weekend zaliczam do udanych
    Dodatkowa pozytywna strona to decyzja, że skoro raz zacząłem, to teraz będę regularnie, codziennie przez minimum pół godziny ćwiczył. I z tego też proszę mnie rozliczać
    To tyle sprawozdania, czas na odpowiedzi

    bogda222 Tak jak wspominałem choć napisałem na forum akurat 13 w piątek, to moją walkę z kilogramami zacząłem nieco wcześniej. Z drugiej strony przesądny nie jestem, więc i tak nie patrzę na takie rzeczy. Co do stania w miejscu - mi zależy na długotrwałych efektach. Dopóki waga nie pójdzie w górę, będzie ok. Zresztą i tak ważę się raczej jak widzę podejrzane zmiany (zarówno na plus jak i na minus)

    linunia Dzięki Czy sprawozdanie wystarczające?

    PS. Co to za dwie czarne ślicznotki?
    "Bo kot, Panie Doktorze, nie człowiek.
    On potrzebuje miłości"
    Kot mi schudł - K. Grochola


  5. #5
    Ister jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    11-07-2007
    Mieszka w
    Łódź
    Posty
    61

    Domyślnie

    No, wczoraj byłem grzeczny z jedzonkiem... w zasadzie. Bo pozwoliłem sobie na jedno kakao, ale takie mocne...
    Za to zupełnie nie dałem rady ćwiczeniom. Temperatura pokonała mojego ducha walki. Dziś już nie mogę na to pozwolić!
    "Bo kot, Panie Doktorze, nie człowiek.
    On potrzebuje miłości"
    Kot mi schudł - K. Grochola


  6. #6
    linunia jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    30-08-2006
    Posty
    0

    Domyślnie



    wystarczy wystarczy))

    ale powiem Ci szczerze, że ja za stepperem nie rpzepadam, ze 2 lata temu kupiłam na Allegro no i po pół roku mi się rozwalił, ale to nie dlatego go nei lubie Po prostu na nim nie można poczytać książki,ani spokojnie filmu obejrzeć, moim ulubionym rodzajem aktywności fizycznej jest moje cudo rowerek stacjonarny, na którym już nie jedną setke kilometrów przejechałam hehe))


    Napisałes,że we wtorek byłeś grzeczny, a jak było wczoraj
    A tak w ogóle to życze Ci udanego czwartkuDD

  7. #7
    Ister jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    11-07-2007
    Mieszka w
    Łódź
    Posty
    61

    Domyślnie

    Oj, tak wcześnie czytałem wczoraj forum, że Twoja odpowiedź nie zdążyła dotrzeć Ale już piszę co i jak...

    W środę niestety obowiązki służbowe zmusiły mnie do zjedzenia po 18 Nie wypada klientowi odmówić. To był mój obiad, ale dopiero przed 20... No i znów, do domu wróciłem tak późno, że nie miałem już siły ruszyć ręką ani nogą. A wczoraj... hmmm, pożegnanie wujka (wyjeżdża do Norwegii) i lody
    Na szczęście dziś ani w weekend żadnych takich niespodzianek być nie powinno, więc liczę, że w poniedziałek będę mógł chwalić się samymi sukcesami

    A co do stepperka to jakoś mi nie przeszkadzał w oglądaniu filmu. Szkoda tylko, że na razie mogę z niego korzystać tylko u teściów, bo bywam tam gdzieś 1-2 razy w miesiącu. Ale liczę, że we wrześniu będę już miał swój

    Pozdrawiam
    "Bo kot, Panie Doktorze, nie człowiek.
    On potrzebuje miłości"
    Kot mi schudł - K. Grochola


  8. #8
    linunia jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    30-08-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    hehhe ok)

    No to ja trzymam kciuki,żeby żadne pokusy Ciebie nie męczyły przez weekend i na pewno będziesz miał duużo powodów do tego by sie chwalć))

    co do steppera nie radze Ci kupowac na allegro są przeważnie takie,ale jakość materiału.. nie skomentuję po prostu


    trzymam kciuki , udanego piątku!!!!!


Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •