-
Zmagania Tlenki - cz. II.
Pierwszy etap mojego odchudzania był fantastyczny, choc cieżki. 10 kg w 4 miesiące. Dieta 1000 kcal, zero problemu - choć nie powiem, zdarzały sie potknięcia - rodzinne syte obiadki, pizze, piwo, kebaby, chipsy itd - nie powiem ze nie. Ale nigdy nie przestałam byc zmotywowana, nigdy sie nie poddałam, od nastepnego dnia po wpadce zaczynałam dalej - i jakoś poszło. JOJO dopadło mnie szybko - na razie wróciły mi 3 kg i na tym stanełam. Nie tyję. Chciałam zrzucić te 3 ale pojawił się inny problem, ten którego nie dostrzegałam wcześniej. Moja choroba, moja bulimia. Przeczytałam całe forum bulimiczek od a do z i wiem juz w co się wpakowałam. Myślałam ze odchudzam się mądrze, ze potem zaczne po prostu zdrowo zyc. Ale okazuje sie ze nie mogłam po 4 miesiacach diety zyc zdrowo - uzależniłam sie od jedzenia. Wchodzenie na wagę, liczenie kalorii, zapisywanie zjedzonych produktów - stało się moją obsesją, czyms bez czego nie mogę życ. Potrzebuje kontrolować. Nie wymiotuję - za mądra jestem na to. Za bardzo szanuję swoje zdrowie, dlatego tez nie pije zadnych herbatek ani srodków przeczyszczajacych. Ale musze jesc wieczorem. Wygrałam ze sniadaniami i drugim posilkiem. Jem rano grahamkę z czym chcę, wypijam szklanke herbaty. Nie objadam sie, nie mam ochoty na dokladke. Kolo poludnia jablko, sok i kawka. Zdrowo, pozywnie. Obiad przychodzi trudno, mam po nim zawsze chec na cos slodkiego ale daję radę. Kino jest wieczorem. Dwa dni temu zjadłam tabliczke czekolady, pierniki, coś jeszcze chyba cukierki. Po kazda kostkę schodziłam dwa pietra nizej, na parter domu. Jak w transie. Poszłam spac. Na drugi dzien to samo. Potem na inny obiad przed snem. CZekolada. Popłakałam się. Patrzałam na to co robię i dotarło do mnie to, ze jestm chora. Ze zrobiłam 3 razy coś takiego i albo to wyleczę albo na prawdę bede potrzebowac specjalisty. Co gorsza sama sie w to wpakowałam i to całkowicie nieswiadomie - mój proces odchudzania był od poczatku na to skazany. I teraz chce z tym walczyć. Nie chcę być chora choc sama nie wiem czy nie jestem. Nie zjadłabym suchego ryżu, to nie są typowe kompulsy.Nie zwymiotuję bo za bardzo szanuje swoje ciało. Ale mam wyzuty sumienia, jest mi przykro. Nie mam kontroli a musze ją odzyskać. Jestem na samym poczatrku choroby i widze ze od teraz albo cos zrobię albo się stoczę. A nie dopuszcze do tego. Nie wiem czy ktoś to bedzie czytał, moze i nie. Nie oczekuję tego. Chce pisac sama do siebie, ale tu by w razie czego ktos mnie puknął w czoło. Nie chcę kiedykolwiek napisac, ze objadłam sie znów. Nie chce drugi raz płakać. Nie zrobię tego ani razu wiecej. Chciałabym tu jutro napisac ze jest ok i mam nadzieje ze tak bedzie. Wielkie całuski dla wszystkich odchudzajacych sie. Ja juz mam to za sobą a teraz spłacam mój dług i widze jak słaby potrafi byc człowiek i ile kosztuje chec osiągniecia celu.
Serdeczne buziaczki dla wszystkich.
dzisiaj wieczorkiem zobaczę czy mi się uda :*
-
hmm... w sumie co jakiś czas też mnie to dopada... niby odzie świetnie wszystko i nagle tydzień totalnej porażki :/ pozwolisz ze się przyłącze??? odwiedzaj mnie też czasem
ile masz wzrostu?
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki