czesc.
wlasnie siedze sobie z piwem w dloni, zastanawiam sie patrzac na moje piekne krągłe ciało ile to juz lat męczę sie z tym czego wcale nie chce.
kocham siebie, to fakt, ale nie znaczy to ze akceptuje te dodatkowe boczki.
wlasciwie to zawsze sie zastanawialam czemu ja tego nie zrzuce- to nie jest trudne, wiele razy udalo mi sie zrzucic z 5 kg, ktore za chwile powracalo (zapewne w obawie, ze jednak uda mi sie zrzucic nadwage i co wtedy? nie pamietam siebie jako szczuplej)
mam dosyc diet, katorżniczych cwiczen na ktore nie mam ochoty.
mam dosyc denerwowania sie w co mam sie ubrac, jak mam sie ulozyc w lozku, zeby moj chlopak nie widzial dodatkowego wałeczka. to jest chore i idiotyczne.
kocham siebie juz to napisalam. kocham to jaka jestem, co mowie, jak sie zachowuje, nie zaluje niczego w moim zyciu, nie czuje do siebie urazy. denerwuje mnie to, ze moje kilogramy przeszkadzaja mi w zyciu i denerwuje mnie to, ze nie umiem sie ich pozbyc. chce schudnac i nie wiem jak sie do tego zabrac, ponadto pisanie bardzo mi pomaga. bede mogla zatem sie tu 'wypisac'.moze ktos mi pomoze, wesprze, podpowie.
jestem na duzym zyciowym zakrecie, wiele sie u mnie dzieje, nie wiem czy wszystko idzie w dobra strone.
chcialabym schudnac ...nie wiem z 10 kg? moze 15?
źle mi- nie ukrywam.
chcialabym uwierzyc w siebie, zaufac temu co mowi moj umysl, cialo, serce, dusza...
chciałabym po prostu żeby mi się udało.