Niestety....skopcie mi tylek :oops: Zaczelo sie od urodzin, potem kino z knajpka, potem wyjazd w weekend i smazona rybka, nalesniki etc. Nie wiem co mnie opetalo. na dodatek troszke problemow i zajadanie ich czym popadnie. No i znowu jestem w punkcie wyjscia. Czyli 67 kg. Musze sie troche uspokoic , skupic na tym co robie i zaczac znowu. Moj biedny organizm chyba mnie znienawidzi :(
Wiec, jesli jeszcze ktos w to uwierzy co tu napisze : od dzis znowu startuje.
Trzymajcie kciuki :!: