Kolejny dzień walki samej ze sobą uważam za rozpoczęty.

wczoraj chyba znów odniosłam mały sukces - pomimo ogroooomnego lenia katowałam stepper całe 32 minuty, do tego brzuszki, hantle. Jestem z siebie zadowolona.
Na całe szczęście 3 półsłodkie herbatniki holenderskie zjadłam przed ćwiczeniami a nie po .
A na kolacje - 19.15 zjadłam dwie kromki Wasa FIT ( 2*19 = 3 z plasterkiem szynki z kurczaka, a druga była z serkiem z Ostrowii + 2 pomidory.
Ogólnie zmieściłam się chyba w 1100 kcal. Cholernie dumna jestem z siebie

A dzisiaj:
Śniadanko: 2 kromki razowego chleba (89*2 = 17 + jajko na twardo (8
II śniadanko: Activia z suszonych śliwek (125)
Lunch: to samo co pierwsze śniadanie
Przed kursem tańca ( już jesteśmy w połowie II stopnia) batonik Fitness (90).
Skończymy, jak zawsze o 20.30 więc pewnie cosik małego wszamie.
I tylko tak wznoszę wzrok do góry i sobie myslę:"Boże, żeby jeszcze ten jeden dzień wytrwać i się nie załamać".
Za każdym razem gdy staję przed lustrem i nie widzę efektów, mówię sobie - potrzeba czasu, potrzeba czasu, nie zalamuj się i walcz dalej i pojęcia nie mam skąd u mnie tyle optymizmu.

Ważyć się nie ważę chwilowo, bo zbliża się wielkimi krokami @ :/
A w nagrodę, że wytrwałam cały tydzień w diecie idę dzisiaj kupić buty ślubne