Skopiuję tutaj sowjego posta, którego może i niepotrzebnie napisałam w innym dziale. Postanowiłam, że to własnie tutaj będę prowadziła swój dziennik. Zaczne może w inny sposób:
START: 19 lipca 2004 - powyżej 70 kg przy wzroście 168-9 cm
po 1 tygodniu (25 VII): 68
po 2 tygodniu (1 VIII): 65
po 3 tygodniu (8 VIII): 63
Mam obecnie 18 lat, jakieś 168-9 cm wzrostu i ważę 63 kilo (jestem od 3 tygodnii na pół-głodówce lub inaczej diecie megaextremalnej). Przez całe życie byłam straszliwym chudzielcem, mogłam jeść wszystko co mi sie podoba i wcale nie tyłam, byłam wręcz chuda. W pewnym momencie swojego życia (tj. jakieś 4 lata temu) przytyłam troszeńkę i zaczęłam sie drastycznie odchudzać (Boże, jaki dzieciak potrafi być głupi - pewnie dodacie, że teraz nie robie mądrzej....). Ów odchudzanie doprowadziło mnie do efektu Yo-Yo (który w chwili obecnej jest mi doskonale znany), a to do kolejnego przyboru na wadze. Robiłam sie lekko gruba. Znajomi mi to wypominali, rodzina, prawie każdy. Moim celem przez cały ten czas było: jak najszybciej schudnąć (nie racjonalnie, a szybko), więc przymierzałam się do kolejnych głodówek, przez które potem albo wracałam do poprzedniej wagi albo tyłam jeszcze bardziej. Najgorsze byłoy momenty typu: jest np. dzisiaj poniedziałe, więc od przyszłego popniedziałku zacznę sie odchudzać, więc przez ten cały tydzień po raz ostatni (buahahaha) w życiu nażrę się maksymalnie. Mam swoje ogrome słabości: kocham nabiał (mleko, sery, jogurty, zupy mleczne, w tym wszelkie kaszki manny, kaszki dla niemowląt, owsiankę), kocham wszystko co czekoladowe i kocham wszystko co z roztopionym serem żółtym (pizza, zapiekanki, tosty...)...Później juz trwały tylko kolejne głodówki. Nie jadłam tydzien, dwa... czasem dłużej. Niejedzeniu towarzyszą okropne "skutki uboczne": ogólne osłabienie, senność, słabną włosy, paznokcie, skóra robi się bardzo sucha, nieprzyjemny zapach z ust (a raczej to zapach z żołądka, bo zęby moge myć 20x dziennie i nie pomaga). Kolejne "odchudzanie"(czyt. w moim przypadku głodówkę) miałam rozpocząć tak, żeby juz na wakacje była super laską, żebym ładnie wyglądała w letnich strojach i bikini.Od pzeszło pół roku mam chłopaka, który to od czasu do czasu wbija mi palucha w moje sadełko pytając: " A kiedy to zniknie?". On jest chyba dla mnie największą motywacją do schudnięcia. Chcę wyglądać ładnie i czuć się dobrze nie tylko dla siebie ale i dla niego - to chyba zrozumiałe. Przyszły wakacje, nie zaczłeam znowu nic ze soba robić. Ostatnie wakacje prawie całe spędziłam w domu, praiwe nie wychodzać z niego i wstydząc się własnego odbicia w lustrze, chodząc w t-shirtach XL i spodniach dresowych. W tym roku tak być nie może (i nie jest).Zdaje się, że 19 lipca, ważąc przeszło 70 kg (kurcze, mam beznadziejną wagę, obawiam sie, że i tak zaniża wynik) rozpoczęłam kolejną pół-głodówkę. Zmotywowała mnie do tego sąsiadka, której mama nie jadła zupełnie nic (piła tylko wode i chyba herbatki ziołowe) przez (UWAGA) 40 dni, schudła bardzo znacznie. Potem przez kolejny tydzień właczyła jedynie soki owocowe, następnie warzywa. Przez ten cały czas czuła się dobrze (a przygotowywała się do tej głodówki długo), teraz czuje sie jeszcze lepiej. Koleżanka boi sie troche, bo mama zaczęła jeść teraz nieco za dużo, ale juz minęło sporo czasu od tej jej głodówki, a ona nie przytyła. Tak więc od jakiegoś chyba 19. lipca stosuje pół-głodówkę. Pewnie powiecie: "nienormalna", "ty sie lecz dziewczyno", ale we mnie przez cały czas tkwi myśl: "muszę schudnąć SZYBKO" (w końcu zaczyna sie niedłogo rok szkolny- trzeba jakoś wyglądać, za parę dni jade nad morze - trzeba jakoś wyglądać, w tym roku studniówka - trzeba jakoś wyglądać, mam dośc wypominania mi, że jestem gruba przez rodzinę, znajomych i chłopaka, a więc do roboty!!). od 3 tygodni żywię sie głównie wodą mineralną. Pozwalam sobie coodziennie na kawę z chudym mlekiem i słodikiem, czasem na herbatę i codziennie (jeśli mam jakieś gorsze dni) lub do 2 dzien na 1 posiłek, typu kefir i 2 pieczywa chrupie, albo jajko+pomidor+piecz.chrupkie albo jabłko. Po takim posiłku i tak czuje ogromne wyrzuty sumienia. Njagorzej było w sobotę (tj.3 dni temu, 6.08.), naszła mnie... jak to nazwać... Czułam, że muszę znowu coś zjeść. sięgnęłam więc po jabłko. To nie zaspokoiło mojego głodu, wręcz go nasiloło, więc sięgnęłam po kolejny dietetyczny posiłek, czyli po jajecznice na pomidorach z pieczywem chrupkim. Wtedy juz bylo tragicznie. Jajecznica na teflonowej patelni, gdzie nie trzeba dawać tłuszczu skwierczała, a ja w tym czasie wyżarłam pół lodówki (2 serki Danio, bułke z pomidorem, zrobiłam sobie nawet potem tosty z ogromną ilością sera żółtego, owsiankę, budyń, snickers i maaaaaaasęinnych rzeczy). Nigdy nie miałam kłonności do "zwracania" jedzenia, bo nie umiem tego robić (chociaż też juz próbowałam), ale tym rezem poszłam do łazienki i zwróciłam powiedzmy 1/5 tego, co przed chwilą skonsumowalam. Wyrzuty sumienia? - Są najgorsze. Czułam sie podle. Czułam, że przyrasta mi własnie tłuszcz centymetr po centymetrze. Nogi mi puchną, twarz robi sie opuchnięta i nie wiem co mam ze sobą zrobić! Był już późny wieczór, nie bylo mowy o wyjściu na rower, zresztą... co by to dało... Teraz jest poniedziałek. Wypilam kefir Danone, zjadłam pieczywko chrupkie. W niedzielę wyjazd nad morze, będzie super. Ważyłam na początku (i to była moja najkrytyczniejsza waga) ponad 70 kg, teraz wg mojej lipnej wagi (dane ze wczoraj, po wypróżnieniu) 63 kg. Chcę osiągnąć wage 50 kg. Wtedy będę czuła się wspaniale. Przeraża mnie zatem myśl, że do dopiero początek mojej wędrówki do osiągnięcia mojego ideału, ale już nie głodze się tak drastycznie. Teraz codziennie będzie jakies posiłek. Zacznę w tym momencie zwiększać ilośc jedzenia. Szkoda, że nie myslałam tak trochę wcześniej, wtedy już przed wyjazdem nad morze osiągnęłabym swój cel. ale takich celów jest bardzo wiele. Do 1 września jeszcze troche czasu. Juz czuje sie o tysiąckrot lepiej niz 3 tygonie temu (było fatalnie). Znowu zaczne uprawiac sport, bo jestem (byłam) ZAWSZE bardzo aktywną dziewczyną, znowu będę sie podobac, znowu będę atrakcyjna.
Trzymajcie kcuki. Napisanie tego, co możecie przeczytac powyżej dało mi kolejną maleńką wewnętrzną siłę, pałer w wytrwaniu podczas kryzysowego momentu, zatem jeśli ktoś chce komentowac moją wypowiedź, niech zastanowi się nad tym. Nie chciałabym przeczytać komentarza: "aleś ty głupia dziewczyno" lub "na głowe upadłaś?".
Pozdrawiam serdecznie. Tym razem 9podczas entej juz głodówki) na serio w to wszystko wierzę. To sie musi udać. I uda się, buziaczki, Ania
Zakładki