wzrost: 157cm
waga: 64kg

a wszystko w brzuchu, pośladkach i udach...

aż w końcu gdzieś koło Wielkanocy (a może trochę wcześniej... nie pamiętam) obudziłam się z transu jedzenia i tycia... postanowiłam coś z tym zrobić... kupiłam karnet na siłownię, w odżywianiu też co nieco sie zmieniło...
i udało sie zrzucić 5 kg
aaale... skończył się rok szkolny, przyszły wakacje, a na wakacje przyleciałam do irlandii. a tu: sausages, bacon, scrumbled eggs, beens, french toast, pancakes, muffins, barbecue co tydzień no i guinness... i znów jestem o 1,5kg cięższa...
ale wakacje się kończą (w moim przypadku na szczęście) i wraz z powrotem do polski wracam również na siłownię i do warzywek. jeszcze nie wiem, jak to zrobię (na bank siłownia, a do tego może jeszcze dieta punktowa lub zwyczajnie, jak ja to nazywam: kontrola jakości...) ale do studniówki muszę zrzucić 5,5kg, a do matury 10,5kg (jak ma być stres to niech chociaż ładnie wyglądam...).
plan bardzo ambitny, ale mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie... pewnie w trakcie upływu dni poprzeczka 10,5kg okaże się za wysoka i będzie malała i malała... ale narazie niech tak będzie...

w poniedziałek wracam do polski i zaczynam od morderczych (znając moich kumpli) spacerków po tatrach a później już tylko szkoła, nauka i siłownia (prawie )

3majcie kciuki