Witajcie!
Oj wczoraj podpadłam! Publicznie oświadczam, że nie wyleczyłam się jeszcze z słodyczowego nałogu. Wczoraj mąż przyniósł do domu ciastka i oczywiście wszamałam połowę :oops: . CZułam się jak nie do końca wyleczony nałogowiec. nie mam już tej silnej woli co na początku odchudzania - jesli leży jakiś słodycz koło mnie to nie ma mocnych, musi być wchłonięty. Na domiar złego, zjadam do rozpuku. Brzuch mi pęka, a dalej ładuję. Przemyślałam sobie to wczoraj wieczorem na spokojnie i ogłaszam kolejny maraton bez słodyczy! Do 15.10 włącznie żadnych słodyczy, dieta 1200 kcal i codziennie rower i brzuszki. Jeśli do tego czasu będę ważyć więcej niż 53 kg obniżam kalorie. Tak jak Kaczorynka rozpoczynam odnowę! Basta! Koniec z objadaniem, bo stracę do siebie szacunek!
No! tyle silnych postanowień. Dziś w kawiarence same pyszności light bez cukru!
Oskubana - jak się czujesz? Jestem z tobą myślami! Na pewno przyjadę, choćby się waliło i paliło. Możecie mi rezerwowac miejsce!
Willow - pracuj dzielnie! Życzę samych sukcesów!
Nan - szkoda, że nie przyjedziesz, ale w końcu możemy też zrobić jakiś mały zlocik we Wrocławiu - tyle, że w tym miesiącu nie dam rady.
Kochane - miłego dzionka!