-
Oo, to Ty niezła jesteś, ładnie sobie gospodarzysz tymi kaloriami :)
Po dwudniowym sporym odskoku wczoraj już prawie (ech, właśnie - prawie) jak trzeba, za to myślę, że już się z powrotem wdrożyłam :) Waga skoczyła w górę (aaa! kilogram więceeej!) ale przypuszczam, że zbliżające się "happy days" mają w tym swój udział, więc się nie przejmuję i dietkuję :)
Nareszcie zrobiło się ciepło, ładna pogoda a i ja się już dobrze czuję, tylko ten nos jeszcze trochę szwankuje ;) No, ale jest lepiej. Może uda mi się nawet na rowerek jeszcze dzisiaj pójść? :D Jeeej, jak ja się stęskniłam za rowerkiem!
Nawsuwałam się dziś truskawek :D No, ale wliczyłam do bilansu, poza tym bromelina i inne takie, to ma mnie odchudzić, nie utuczyć - więc czuję się rozgrzeszona :)
śniadanie: kromka takiego długiego czarnego chleba co to chyba jest z samych ziaren, do tego twarożek, pomidorek, szczypiorek i łyżeczka dźemu niskosłodzonego - 261 kcal
II śniadanie: wieeelkie jabłko! 350g :D 175 kcal
obiad: jajko sadzone, do tego gotowane warzywka: kalafior, marchewka i szpinak (mama przemyciła do niego trochę masła jak nie patrzyłam :evil: ) - 342,5 kcal. Szpinak jest przepyszny. Po prostu delicje! :)
No i przez pół dnia podżerałam truskawki - ok. 130 kcal.
Milagro, muszę się pochwalić - mały głód zaatakował mnie dziś podstępnie po powrocie ze szkoły, ale przegnałam go kilkoma korniszonami (12 kcal/100g)!! :D A placek drożdżowy leżał sobie i piszczał: zjeeedz mnieee... zjeeedz mnieeee... A ja mu na to: cicho bądź, wredny placku, co to ma 410 kalorii w stu gramach i wpędza mnie w poczucie winy! Nie zjem cię, zjem korniszony! I wzięłam i zjadłam korniszony :D
Ooo, szlag. Z rowerka nici. Właśnie sobie przypomniałam, że na jutro muszę napisać dla mojej nauczycielki wf opowiadanie na konkurs na temat "Aktywnie żyję z astmą" :evil: Oczywiście mam astmę i dobrze wiem jak się z nią aktywnie żyje, poza tym o niczym innym nie marzę tylko wczuwać sie w astmatyka z żyłką sportową :/ A ja tak chciałam iść na rowerek... :evil:
No, nic. Buźka, dziewczyny! :)
-
spóźnione, bo spóźnione, ale....
STOOO LAAAT, STOOO LAAAAT!!!!! :D NIEECH CHUDNIE DARPRUDENCE NAAAAAAM!!!! :lol: :lol: :D :D
-
Dziękuję bardzo, Milagro :)
Jednakowoż wolałabym chudnąć trochę krócej niż sto lat ;) :lol:
-
-
No i jak, droga Prudencjo ;) jak dietka?
-
Łaa, jestem nazad! :D
Coś ostatnio zaniedbałam forum, i pamiętniczek... Trzeba będzie ponadrabiać zaległości :D
Jest gut, jest sehr gut, bo od dwóch dni waga konsekwentnie pokazuje 57 kg! :D
Korzystam z wakacji, z pogody i z faktu, że czuję się coraz lepiej w nowym-starym ciele, więc rowerkuję, biwakuję i jeżdże na działkę, wyżerać dziadkom wszystkie owocki :oops:
Milagro, zazdroszczę Ci tej Wawy, w moim Kaloszynie, chociaż miasto ok. 150 tysięcy mieszkańców, to basenu nie ma :evil: To znaczy niby jest, ale w remoncie, bo dach się zawalił... :roll: Poza tym, taki basen to to miasto może sobie wsadzić, brzydko mówiąc - od zewnątrz wygląda toto jak kanciapa, od wewnątrz coś a'la wczesny Gierek :? Poza tym,jak za dzuirę w podłodze wypełnioną chlorem z wodą, w dodatku kiepsko oświetloną, mam płacić dwanaście polskich nowych za godzinę, to dziękuję, postoję :evil:
Ehh, pozostają mi kąpiele w morzu ;) No ale co tam, ja Pomorzanka jestem, zahartowana! :D A dla figurki wszystko :D
Ostatnimi czasy z jedzonkiem też dziwnie - niby trzymam tysiąca, ale tak dziwacznie jem, że jej :P Do obiadu zwykle wsuwam tylko i wyłącznie owoce, a że nie mam wagi kuchennej to na wypadek zawyżam wagę maksymalnie (dziś był wieelki kawał arbuza i brzoskwinia, co razem dałomi... jakieś 450 kcal :? Niezła jestem, hehe :lol:)
Wczoraj moja mama przyniosła do domu dwa słoje mojego ukochanego miodu, jest taki półpłynny, nieprzezroczysty, kremowy taki, że nie leje się tylko tak ciąąągnie, i jest absolutnie przepyszny, bo pan, od którego ten miód moja Mutti dostała, nie ma miodu na sprzedaż tylko dla siebie, więc nic do niego nie dodaje, więc jest czyściutki, niedosładzany, wunderbar :D No więc na obiad w ramach obżarstwa zjadłam bułkę z ziarnami z miodem właśnie :D I dzisiaj zamierzam to powrórzyć! :D Chociaż zdaję sobie sprawę, że za często tak nie można, bo miodek pyszniasty i zdrowy, no ale cukier prosty w końcu :? Okej, ale raz można, tak się za miodkiem stęskniłam, że jej, zwłaszcza za tym konkretnym, który właśnie sobie stoi w szafce i mnie woła... Ale ja się nie dam, jeszcze nie teraz :D Na obiad dopiero! :D
Rodzina niedługo wygna mnie z domu, bo od dwóch dni w kółko puszczam non-stop jedą i tą samą płytę Bee Geesów :D (puściłabym jakąś inną, ale tak mi się ten winyl spodobał, że niech sobie leci :P) Dobrze, że moja mama ich lubi... Chociaż po 48 godzinach non-stop chyba nie darzy ich już taką sympatią jak kiedyś :P
No, to buziaki! Teraz lecę na bazarek warzywka kupić, a jak wrócę to się jeszcze odezwę na forum, tu, tam i siam... :P
-
Od piątku do niedzieli byłam na biwaku u koleżanki w Rosnowie, a dziś... jadę znowu, do piątku :lol: Cieszę się, bo wesoło będzie, tylko się koszmarnie boję, żeby się nie wybić z rytmu, bo poza domem bardzo łatwo tracę nad sobą ścisłą kontrolę i jest niedobrze, tym bardziej że tym razem będzie tam mama tej koleżanki i będzie próbowała mi wciskać naleśniki, zwłoki w grilla (pół biedy, przynajmniej to nie smażone, ale zawsze blee), biały chleb i w ogóle będą się wszyscy czepiać że na śniadanie zjadłam 2 jabłka i kromkę Wasy z pomidorem, tak jak ostatnio :? Ratunkuuu! Ja nie chcę kompulsów, a tak to się może skończyć :cry: Nie chcę, nie chcę, nie chcęęę! :evil: Trzymajcie za mnie kciuki, bo zamierzam się świetnie bawić, tylko od strony jedzeniowej się boję...
DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ DAM RADĘ
:) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)
Boszszsz. Boję się. Ale wierzę, że będzie ok.
Poza tym tam jest jeziorko, więc będę mogła wreszcie popływać! :D
Do napisania w piąteczek :D
-
ja też wierzę, że dasz radę :) a jak coś zjesz, to pływaj, aż spalisz :)
-
No i nareszcie mam z powrotem dostęp do komputera! :D
Przez wakacje udało mi się utrzymać wagę 58 kg (z mniejszymi lub większymi wahnięciami w górę, które jednak szybko opanowywałam :P)
Przyznam szczerze i bez bicia, że na wakacje zrobiłam sobie urlop od diety (tym bardziej cieszy mnie utrzymanie wagi).. a nawet nie tyle urlop, co całe luksusowe wakacje na skalę co najmniej Teneryfy :)
Mimo to kiedy dzisiaj się zmierzyłam to centymetr zrobił mi przemiłą niespodziankę, bo okazało się, że od lutego (pierwsze mierzenie i początek psychicznych przygotowań do odchudzania) straciłam 8 cm w udach :D Ogromną zasługę miała w tym piesza pielgrzymka do Częstochowy, podczas której przeszłam poonad 550 km i jadłam WSZYSTKO. Zwykle jedliśmy "co łaska", więc i wybrzydzać nie mogłam, a o liczeniu kalorii szybko postanowiłam zapomnieć, bo gdy pokonuje się w marszowym tempie około 30-40 km i ma się około 5 godzin snu na dobę to dieta staje się abstrakcją. Więc jadłam wszystko, co dostałam, a że najczęściej był biały chleb i ciasto drożdżowe, a służby medyczne wręcz nakłaniały "zasłabniętych" do jedzenia czekolady, to byłam mocno zaniepokojona co ja zobaczę na wadze, gdy wrócę do domu..
A tu - miła niespodzianka :D Waga utrzymana, mięśnie wzmocnione, obwód uda dużo mniejszy, no i jak mi nóżki wysmuklały :D Ha, żyć, nie umierać :)
Jedynym problemem stał się fakt, że wilczy apetyt po pielgrzymce mi nie przeszedł i zaczęły mi się zdarzać coraz częstsze uli w diecie, do której zamierzałam od razu powrócić. No, ale dopóki waga trzyma się w granicach 58-59 kg (niestety, łasuchowanie przez okrągłe dwa miesiące sprawiło, że ten kilogram - w porywch dwa - powrócił :?
No ale zaczynam teraz drugi etap diety - skoro mogłam zgubić 9 kg, to zgubię i następne tyle :D
Okrągła data - pierwszy września: początek liceum, początek pracy, początek dalszego odchudzania :) Daję sobie czas do końca października, by wskaźniczek TRWALE przesunął się na co najmniej 54-55 kilogramów. I zobaczycie, że mi się uda. A co! A jak! :D
W październiku powinien skończyć się remont basenu w moim miasteczku, więc niech się strzegą pracownicy: nadchodzę! :D
Z rzeczy do zapamiętania: pić dużo, dużo, dużo wody. I herbaty :D
Trzymajcie za mnie kciuki :)