-
Puk Puk :D, czy można?
To znowu ja :) Przyczłapałam się do Twojego wątku piękny (!!!) Hybrisku, bo wskazówka wagi mi się zaczęła odchylać w prawą stronę i stwierdziłam, że początek roku wydaje się być idealnym momentem by znów wpaść w rytm dietowy i stracić kilka kilo... No a jak juz zobaczyłam w tytule Twojego wątku "majówkę" to stwierdziłam, że to głos z góry mnie przyzywa tutaj :D
Przez ostatnie pół roku przybyło mi kilka kilogramów. Ważę teraz 68,8 (ważenie z ostatniej soboty) i mam zamiar schudnąć do 60 kg. Zgubiły mnie tylko i aż słodycze, jestem totalnie uzależniona, no koszmar. Na szczęście juz tu jestem, mam dobre chęci i myślę, ze jeśli będę się Ciebie trzymać to w końcu dojdziemy do celu. Od soboty staram sie jak mogę ;-) i nie wkładam do ust nic co mogłoby powodować odkładanie sie tkanki tłuszczowej na moich biodrach, pośladkach i brzuchu :D
Moje postanowienie: zero słodyczy w tygodniu, dyspensa na jedno COŚ małego w niedziele. Myśle, ze to powinno wystarczyć, bo wszystko inne raczej u mnie gra :)
No i oczywiście troszkę ruchu :) dostałam na urodziny orbitreka to mam na czym skakać :lol: niestety, mogę tylko w weekendy, bo stoi w Częstochowie u narzeczonego. U mnie nie miałam gdzie go postawić. Przydałby sie stepper :roll:
Pozdrawiam serdecznie!
Gosia
http://www.choosing2lose.com/tickers...weightloss.png
-
Hybrisiu :D gdzie sie podziewasz? Podciągam Twój wąteczek, bo za daleko opadł :)
Pozdrawiam!
http://www.choosing2lose.com/tickers...weightloss.png
-
hybrisku, ja szczerze to zaglądam nie za często do ciebie...ale dziś coś mnie tchnęło, zaczęłam od tego foto od trini i że pod wrażeniem jestem to chyba pisać nie muszę, bo to jasne :wink:
ale twoje słowa są jak miód...(ale w pozytywnym znaczeniu, bo sama za nim nie przepadam, hehehe), chodzi mi o to że czytam i uzmysławiam sobie pare rzeczy...mijający czas, to że mogę zawalczyć, zrobić coś tak jak ty to pięknie piszesz tylko DLA SIEBIE....super się to czyta, to buduje i motywuje...a wizja majówki uskrzydla, już nie mówię o spodniach o rozmiarze 32 które leżą w szafie i czekają na lepsze (stare) czasy, a mam tam dwie piękniste pary w których widzę się oczyma wyobraźni...
hybrisku pisz tak dalej...
buziaczki
-
Witaj Hybris!
Cos wydalo mi sie znajome - mianowicie to leniuchowanie w listopadzie i grudniu a teraz full roboty i jeszcze ci studenci ;)
Szkoda ze nie udalo sie kupic kostiumu :( znaczy sie w piatek jeszcze do nas nie dolaczysz? A moze jednak sie uda?
Podziwiam za wytrwalosc dietkowa - trzymanie stalej wagi to tez nie lada sztuka - mi to niestety tak srednio wychodzi :oops:
Pozdrawiam
-
Jestem już, jestem :)
Z jednej strony zarobiona po uszy, z drugiej - znowu na własne życzenie wkopałam się w kolejna emocjonalna babraninę. Im dłużej żyję, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam po prostu talent do wyszukiwania sobie osób (delikatnie mówiąc) niestabilnych emocjonalnie, oczywiście cały czas tkwiąc w idealistycznym przeświadczeniu, że coś pozytywnego da się z nich wykrzesać. I przeważnie, Moje Drogie, dostaję za to w d... aż furczy. Aktualnie jestem właśnie w trakcie takiego emocjonalnego łomotu, więc nastrój mam - jakby to powiedzieć - kiepski. Minie.
Dietetycznie nadal ok. Wreszcie udało mi się zejść trochę poniżej tego, co na suwaczku, ale jeszcze go nie będę zmieniała. Oficjalnym dniem ważenia jest w tym roku poniedziałek, więc jeśli spadek wagi się utrzyma, a nawet - tu się rozmarzam - pogłębi, to się pochwalę. Najbardziej cieszę się z tego, że na nowo udało mi się uwierzyć w to, że jeszcze potrafię zawalczyć i nie jestem skazana na życie powyżej 70-tki ad mortem defecatam. Trochę optymizmu w dość mało optymistycznym świecie dobrze mi robi na cerę - również aktualnie kiepską :p:
Pyza, okulary z różowymi ktoś mi bezecnie podwędził i teraz mam takie lekko przyciemniane, jak widać powyżej. Ale i te drugie się znajdą, mam nadzieję, niedługo :)
[muszę przerwać pisanie, a nie chcę kasować tego, co już wystukałam - dokończę wieczorkiem]
-
cdn :)
Anieszko, jeśli mowa o gryzieniu suwaczka, to aż mi się zachciało zmienić jego design na te pierniczkowe ludziki :D Ale nie, nie czas i miejsce, taki look będzie się utrzymywał aż do 70-tki, a potem chyba wrócę do pierwszego, najprostszego i chyba najbardziej ulubionego - z trawką i tulipankiem. A swoja droga to niezła zabawa z tymi suwaczkami :) Mam nadzieję, że w poniedziałek moje żabsko dostanie solidnego kopa :twisted:
Co zaś się tyczy różniastych hospital-story to ja miałabym niejaki problem z wyjściem w spodniach od piżamy, więc byłam bardzo zdeterminowana, żeby się w moje jeansy wpakować :lol:
Bike, ja wcale na nic nie narzekam! Mówię tylko, że koło tych 75-4 kręciłam się już tak długo, że prawie straciłam wiarę, że kiedyś jeszcze zawalczę o upragnioną "6". A teraz ta wiara w jakiś cudowny sposób do mnie wróciła. Jeśli chodzi o metabolizm, to możemy sopie podać łapki - mój też jest udręczony totalnie i niziutki - niestety nasze szanowne organizmy maja taki "feler", że pamiętają czasy "głodu", jakie im serwowałyśmy - aż dziwne, że nie pamiętają okresów obżarstwa :?: :?: :?: ;) Ale to się daje przewalczyć - dziś przynajmniej tak mi się wydaje, bo zobaczyłam juz 73,9 na wadze, zobaczymy, jaka perspektywe przyjme jutro :D Tak czy inaczej życzę i Tobie takiej lepszej perspektywy :lol:
Gosiu :!: :!: :!: zawsze można i zapraszam w moje skromne progi! :lol: Niesamowicie cieszę się, że mi się znalazłaś - mam nadzieję, że mój umajony wątek przywabi Cię na dłużej ;) Ty i Analena jesteście dwiema osobami, które w pewnym momencie się zapodziały i za którymi najbardziej tęskniłam. A teraz nowy rok, nowe motywacje, postanowienia, nadzieje... Tym razem to juz będzie mój maj i nic nie stanie na przeszkodzie moim marzeniom. Nie tym razem.
Powiedz, jak Twoje kolanowe historie, jak się czujesz? Co w ogóle u Ciebie słychać, poza tymi 68 kg, o których nota bene ja teraz marzę :P Mam nadzieję, że nie zostanie to jednak moją wieczną mrzonka :D
Korni, dzięki, że zajrzałaś. Za komplementa także dziękuję, strasznie miło to słyszeć ;)
A co do moich przemądrzałości - wiesz, odkrycie faktu, że można siebie lubić, kochać, dbać o siebie, etc było jednym z największych przełomów w moim życiu. Głównie dlatego, że wcześniej żyłam w stanie wiecznej wojny z sobą samą: nie potrafiłam siebie docenić, pochwalić, nagrodzić, umiałam za to stawiać sobie kolejne wymagania i popadać w histeryczna irytację, złość i rozpacz, kiedy ich nie spełniałam. Na porządku dziennym było to, że myslałam o sobie źle, nie wspominając juz o tym, co mówiłam. I właśnie z tej walki wynikały napady obżarstwa, a dalej nadwaga, bo w końcu skoro sama sienie nie lubię, to co będzie złego w tym, skoro napcham sie jeszcze ten raz (moje ulubione określenie), a że przytyję? To przeciez przytyje ta moja znienawidzona powierzchownośc, bo przecież ja, ta w środku, jestem szczupła. Przez zbyt długi czas żyłam niemal bez kontaktu ze swoim ciałem, patrzyłam w lustro i widziałam tam obcą osobę. Jak dobrze pisac o tym w czasie przeszłym ;)
Spodnie w rozmiarze 32 to super sprawa, mówię Ci. I warto o nie powalczyć. Ale przede wszystkim warto powalczyć o siebie. Gdzieś ostatnio usłyszałam w formie pointy znanie: "Warto się postarać". Niby takie trywialnie proste, a przy tym cholernie mądre :)
Ewuniu, jak na razie kwestia kostiumu leży i kwiczy. W tym tygodniu jej nie załatwię, bo jeszcze do kompletu szanowny małż raczył się rozchorować, więc mam na głowie sprawy swoje i jego - w tym kontekście latanie po sklepach odpada. Za radą Rewolucji może w sobote wybiorę się do Kapp Ahl'a (czy jak on sie tam pisze) i może znajdę coś adekwatnego. O ile w sobotę nie pojawią się kolejne atrakcje... i tak w kółko. Nie lubię stycznia pos względem zawodowym :(
Zajrzę jeszcze do was i spać, bo jutro pobudka o 5.40, i walka o numerek u laryngologa dla Piotrka, kocham ten sport po prostu :evil:
-
Hybrisku, a pewnie, że wykorzystaj to zdjęcie na avatarek. :) Ja zresztą też dzisiaj swój zmieniłam, na zdjęcie zrobione mi przez Rewolucję podczas tego samego spotkania. Jakiś taki avatarkogenny był to wieczór. :)
Nie rozpieprzanie pieniędzy powinnam chyba też dopisać i do swoich noworocznych postanowień. Ciuchy, kosmetyki, akcesoria do tańca brzucha, herbaty... dać mi fortunę i z uśmiechem na ustach ją na nie przepuszczę. :roll: Spośród wszystkich żywiołów, to właśnie z Ziemią mam największe problemy (nie z jej przejawami w świecie naokoło mnie, bo przyrodę uwielbiam, ale z jej aspektami - a raczej ich brakiem - w mojej osobowości. Praktyczna, racjonalna czy twardo stojąca łapkami na ziemi to ja jakoś być nie potrafię).
Życzę, by wymarzony kostium z fiszbinami jak najszybciej Cię znalazł i już awansem zazdroszczę (ale tak pozytywnie) Wam tych wspólnych wyjść na basen.
Uściski :)
-
Hybrisiu :* Wielki buziak dla Ciebie za gościnność i dobre serduszko:* Ja też się za Tobą stęskniłam, od czasu do czasu Cię podczytywałam, wiem wszystko. Mam nadzieje, ze czujesz sie coraz lepiej po zabiegu. Coś się nas chirurdzy uchwycili ;-) No i przede wszystkim - wyglądasz pięknie!
U mnie w miarę w porządku, kolano narazie działa (odpukać w niemalowane), ćwiczę sobie od czasu do czasu na moim orbitku. I tak jak Ty szukam fajnego kostiumu kąpielowego i też mam z tym problem, bo takie zwykłe spłaszczają mi biust i wyglądam jak foczka. Mówisz fiszbiny.... Muszę sprawdzić :idea:
Jeśli chodzi o stan cywilny to nic się nie zmieniło, wciąż jestem panna :) Jakoś trudno nam się zorganizować ;-) Może i lepiej, bo gdy zrobiło sie tak mega poważnie to sprawy mieszkaniowe sie pokomplikowały.(...)
Muszę znaleźć pracę!!! To moje zadanie na najbliższy czas.
Hybrisku, 6 jest już w zasięgu Twojej ręki, niebawem ją ujrzysz. Ja staram się trwać w postanowieniach, ale dziś troszkę się złamałam. No ale nie szkodzi, podnoszę się i od teraz koniec słabości. Obie dotrzemy do naszej majówki! Dużo wcześniej przed jej nadejściem!!
Myślę, że będę teraz Twoim stałym gościem. Taki mam plan :D Razem jest łatwiej i przyjemniej! Będzie dobrze.
Słowo o pogodzie - KOCHAM NOWĄ POLSKĄ ZIMĘ!!! :D Jest cudownie, i tak bezpiecznie ;-)
Pozdrawiam i życzę dobrej nocki :) Gosia
http://www.choosing2lose.com/tickers...weightloss.png
-
hybrisku, doskonale wiem o czym mówisz pisząc że patrzałaś w lustro jak na obcą osobę, w środku czując się szczupła...odczuwałam dokładnie to samo, teraz staram się siebie uczyć, swojego odbicia i wsłuchiwać w swój organizm...szukam tego kontaktu :wink: powoli zaczyna mi wychodzić....zobaczymy....
znam również owo emocjonalne zaangażowanie sie w problemy innych, ale tu dla mnie wzorem jest mój d. czasem myślę że jest bezduszny i egoistyczny, ale jak sobie przeanalizuję zyski i straty takiego angażowania się to dochodze do wniosku że to on ma rację żyjąc własnym (co najwyżej naszym) zyciem, a nie życiem innych....ale tego tez się trzeba nauczyć :wink:
miłego dnia....i upoluj wreszcie ten kostium 8)
-
W Warszawie potworny wiatr. Zmienia się ciśnienie, co - jak już mówiłam - uwielbiam. Od rana zaliczyłam kilka bezdyskusyjnych sukcesów, a największym z nich było złapanie dla Piotrka numerka u laryngologa, co ciekawe w spółdzielni lekarskiej, czyli nie żaden NFZ, tylko za prawdziwa żywa gotóweczkę. Inna sprawa, że to temat powtarzający się od lat - we wszystkich prawie spółdzielniach i prywatnych klinikach można zarejestrować się telefonicznie, na konkretny dzień i godzinę, w wersji full-wypas dodatkowo dzwonia do ciebie i przypominają ci o terminie wizyty. Sama radość. Tam - nie. Inna rzecz, że lekarz jest genialny i wala do niego tłumy, więc zdobycie numerka wymaga warowania pół godziny przed otwarciem rejestracji, a w sezonie grypowym nawet to nie jest gwarancją. Ufff.. najważniejsze, że mi się udało.
Piotrek chory globalnie, tzn. dziś już nawet nie wstaje z łóżka, całą noc kaszlał - zła jestem, że nie pogoniłam go do lekarza wcześniej, tylko pozwoliłam żreć ApApy i wmawiać całemu światu, że mu przejdzie. Jak widać nie przeszło. Boże, jaka jestem śpiąca :(
Aha, nie wytrzymałam i zmieniłam suwaczek - z jednej strony pozazdrościwszy tym z was, które maja takie ładne, wyliczające BMI, a z drugiej - bo 73,9 pokazało się drugi dzien z rzędu. Czyli już raczej moje i chcę się nim nacieszyć :) Chciałabym jak najszybciej zlikwidować tę "7" z przodu, chociaż już wiem, że przy moim aktualnym odchudzaniu określenie "jak najszybciej" jest dość niekonkretne i często gęsto się rozmywa ;) Dlatego nie wyznaczam sobie żadnych terminów tylko cieszę się, że wszystko idzie w jedynie słusznym kierunku :)
Triss, tak, zauważyłam, że zmieniłaś zdjęcie w avatarku, ale nie wiedziałam, że to fotka od Rewelki ;) Zamierzam zmienić swój jak tylko się dokopie do komputera mojego męża, bo tutaj nie mam Photoshopa, żeby zmniejszyć obrazek.
W rozrzutności widzę w Tobie bratnią duszę :lol: Zresztą wierzę święcie w to, co zwykła mawiać Marilyn Monroe, że same pieniądze szczęścia nie dają, a zakupy - owszem :) Nie jestem typem wolnociułacza, dlatego sama fortuny raczej się nie dorobię. Za to lubię używac tego, co sprawia mi przyjemność, lubię mieć dobry kosmetyk, o perfumach nie wspomnę, fajny ciuch - wolę to niż kolejne zero na koncie. Może fajnie byłoby mieć i to i to, ale gromadzenie na bliżej nieokresloną przyszłość, albo na tzw. czarna godzinę za bardzo kojarzy mi się z odkładaniem życia na później: ja wole tu, teraz i intensywnie. Może i zmieni mi się kiedyś optyka... nie wiem :)
Gosiu, teściowie przyszli, obecni i byli to przeważnie temat na epopeję. Ja wprawdzie w momencie naszego ślubu nie miałam już teściowej ani teścia, ale dostałam od nich co moje już wcześniej. Jestem nawet skłonna powiedzieć tak: gdyby moja niedoszła teściowa pożyła dłużej, ja i Piotrek raczej nie bylibyśmy małżeństwem, bo robiła wszystko, żeby nas skłócić a nasz związek rozbić. A mój P, niby taki niezależny i samodzielny, ale był w duzym stopniu od swojej zapatrzonej w niego mamusi uzależniony. Nie emocjonalnie - raczej pragmatycznie. Mamusia zawsze wysłuchała, zawsze pochwaliła, zawsze przyklasnęła, zawsze miała czas i okazywała zainteresowanie. Ja nie byłam ani nie jestem "aż" taka dobra, ba! nawet śmiem stawiać przed Piotrusiem wymagania, i nie traktuję każdej przewalczonej przez niego pierdółki jako miarowego kroku w dziejach ludzkości. Taka jestem niedobra... Ale jakoś całkiem nieźle nam się to wspólne zycie układa, a P przez ostatnie 2 lata mocno się zmienił - nie jest to już enfant terrible a la Piotruś Pan, może jeszcze chce jak najwięcej z tego zachować, ale powoli widzi, że tak się nie da żyć.
Gosiu, czy ja dobrze rozumiem, że nie mieszkasz jeszcze w tej "sekcie"? :) A jak do planów rodziców odnosi się Twój narzeczony, czy jemu taki model odpowiada? Rozmawialiście o tym?
I naprawdę mam nadzieję, że zadomowisz się w moim wątku :) I to z pobudek czysto egoistycznych: bardzo lubię Twoje towarzystwo to raz, w kupie raźniej to dwa, a trzy: podobna drogę mamy do przebycia, ale Ty jesteś parę kroczków do przodu, więc mogę Cię bezecnie wykorzystać jako mojego zająca-ścigacza :D Sama natomiast dołożę wszelkich starań, żebyś czuła mój charci oddech jak najbliżej, co też ma w założeniu motywowac Cię do szybkiej ucieczki... Jak Ci się podoba mój patencik? :twisted:
Korniku ;) co do zaangażowania emocjonalnego to ja mam w otoczeniu najbliższym, choć od dość dawna zyjemy dość daleko - dosłownie i w przenośni - od siebie: moja matkę. Ona jest niemal transparentna. Stanowi idealne tło dla świata - sama niczym nie chcąc sie wyróżniać czy wybiegać przed szereg jest jednocześnie az do bólu otwarta na innych: na ich potrzeby, problemy, kaprysy i fanaberie. Dla innych jest w stanie zrobić wszystko, dla siebie prawie nic, bo nie widzi potrzeby. Kiedyś, w młodości, bezczelnie to wykorzystywałam, teraz, ilekroć o tym pomyślę - żal mi jej. I zdecydowanie wolę swój egoizm. Bo ona mimo swojej pozornej wesołości i twartości jest w środku bardzo smutna i zgorzkniała.
I dzięki za to ostatnie zdanie o kostiumie :) Rzeczywiście - na razie krązy on głównie z sferze werbalno-życzeniowej... a ilez można chrzanić o niczym. Dobra, stanę na uszach a w piatek za tydzień pójdę z Emkaerka i Rewelka na basen a moim kostiumie :)
pozdrawiam!