wpadam z posdrowieniami
i przesylam moc dobrej energii do weekendowej walki
Wersja do druku
wpadam z posdrowieniami
i przesylam moc dobrej energii do weekendowej walki
„Nie mam siły nawet stukać w klawiaturę. Za mną śniadanie w postaci ogórka i pomidora, a na gazie gotuje się zupka warzywna na obiad.”
„Co do mojego reżimu dietetycznego, to ja naprawdę jestem starym wyjadaczem ( dosłownie i w przenośni Very Happy ) i dobrze wiem o wszystkich zagrożeniach i spodziewanych konsekwencjach. Ale czy zawsze muszę być taka rozsądna? A teraz to wręcz nie mogę! Po prostu goni mnie czas”
„Gagaa, to jest mniej niż 600 kcal niestety”
Wiecie, kto jest autorem tych zakazanych tekstów? Ja we własnej osobie :evil:. Tylko że rok temu.
Wczoraj wieczorem będąc na wątku Belli przez przypadek kliknęłam na pierwszą stronę, a tam w drugim poście wyskoczył na mnie upiór w postaci mnie samej. A skoro już , to kując żelazo póki gorące odnalazłam jeszcze raz tego trupa i przeczytałam uważniej, bijąc od czasu do czasu łbem w ścianę i robiąc przerwy na głębokie oddechy.
Komentować mi się tego nie chce. Może tylko jedno wytłumaczenie. Narzuciłam sobie wtedy parotygodniowy reżim w postaci 500 kalorii dziennie, bo miałam umówioną rozmowę o pracę. Nie wyjawiłam tego wówczas. Myśl, że wystąpię tam z takim wyglądem pchnęła mnie do tak drastycznych założeń. Wiedziałam, że różnicy wielkiej nie będzie, ale zależało mi na dobrym samopoczuciu, większej pewności siebie, której nigdy za wiele nie miałam. Wytrzymałam więc może 10 dni, rozmowę miałam szybciej niż przypuszczałam, na której pani dyrektor wcale się na mnie nie patrzyła. Była tak zajęta, że jednym okiem coś przeglądała, drugim czytała moje cv, trzeciego, do sprawdzenia mojej prezencji, jej zabrakło :wink:. Zresztą, jak to sama przyznała, „spadłam jej z nieba”, bo akurat szybko trzeba było zapełnić wakat. To, czy ważyłam 40 czy 140 kilo, nie miało żadnego znaczenia. Pracę dostałam i to był koniec odchudzania, bo ja, gdy nie mogłam poświęcić całego czasu na odchudzanie się, zazwyczaj jadałam byle co, byle kiedy i byle dużo.
To tamto zeszłoroczne doświadczenie między innymi sprawiło, że zaczęłam szukać takiego systemu, który pozwoliłby mi się odchudzać niejako w tle innych, bardziej absorbujących codziennych zadań. Stąd wspomniana już szkolona umiejętność jedzenia „na oko”.
I jeszcze jedno – dużo jest na forum takich „ja wiem lepiej”, jak ja wówczas. I gdy czytuję ich wpisy, tak podobne do moich, nie martwię się nimi. Prawidłowa postawa i dojrzałość często wymaga sporo czasu – tak było w moim przypadku, będzie i u nich. Szczególnie opornie to idzie, gdy ma się ustaloną i utrwaloną wizję, jak należy się odchudzać, i jest się przekonanym o swojej słuszności. U mnie przebiegało to w etapach:
- stykam się z wiedzą, porównuję ze swoją,
- odrzucam ją,
- moja się nie sprawdza, jeszcze raz weryfikuję w takim razie z tą nową, stwierdzam, że to ja jestem słaba a nie system zły,
- uparcie idę błędną drogą,
-oczywiście znowu upadam, znowu przypominam sobie o tej wzgardzonej przeze mnie, zaczynam dostrzegać jej sensowność,
-jeszcze się waham, w międzyczasie uzupełniam i pogłębiam wiadomości,
- zaczynam przyznawać, na początku z niechęcią :!:, ze może się myliłam, ale wciąż bronię się, bo w moim odczuciu jest to obrona swego przed obcym,
- w końcu nie mogę dłużej okłamywać sama siebie, wyrzucam stare poglądy i zastępuję nowymi.
Długi to był u mnie proces, wymagał lat.
Całe szczęście nie wszyscy to takie betony jak ja :wink:.
Cauchy, na początek gratulacje, bo z Ciebie to stara dietowa wyjadaczka jest :wink:. 37 kilogramów za Tobą, chylę czoła! No i witam na moim wątku :D
Co do preferencji zimowo – jesiennych, też zastanawiałam się, czy jak już będę zgrabna i powabna, nie przerzucę się na lato. Bo teraz, co tu kryć, jesień witam zawsze z ulgą: znowu będzie można owijać się w szerokie swetry i płaszcze. A wiosna...cóż, wielki niepokój i rozczarowanie, że znowu nie zdążę schudnąć...
Myślę jednak, że to miłość po grób. Lato może być, o ile trwa trzy miesiące. Życia w gorącym klimacie nie wyobrażam sobie.
A zimę, o ile jest PRAWDZIWA, też kocham. Śnieg przykrywający świat białym całunem ( banał :wink: ), ma działanie terapeutyczne, uspokajające, i ( tu ściągnę od Belli ) oczyszczające. Zimą odpoczywam psychicznie.
Ha, ha, szafa i u mnie pełna ciuchów czekających na cud :wink:. Na jeden ciuch „bieżący” przypada pięć na „po schudnięciu”. W tym niektóre naprawdę muzealne :wink:.
Dzięki za gratulacje i trzymanie kciuków. :)
A co Mirielka, byłaś kiedyś kierowcą i już nie jesteś? Czy ja znowu jakiejś metafory nie łapię? :wink:
Magpru, nie słyszałaś o trzech białych śmierciach: białym cukrze, białej mące i białej soli? To stare określenia są, widać, że w świecie odchudzania gościsz od niedawna. :P Co do mleka, to tyle ostatnio niechlubnych opinii na jego temat, że kto wie czy dołączy jako czwarta śmierć :wink:.
Didi – witaj :D Masz nick jak bohaterka mojej ulubionej kreskówki :wink:. A wolę walki mam nie mniejszą niż reszta forumowiczów. Co z tego wyjdzie, zobaczymy... Tfu, odpukać w niemalowane drzewo, wiadomo co wyjdzie, a raczej co pójdzie sobie w siną dal i już nie wróci. :D
Kasiakasz – dzięki, ale ten weekend nie będzie się różnił od reszty tygodnia: czeka mnie ślęczenie nad książkami. :wink:. Dietetycznie także bez zmian :twisted:. Imprez i odwiedzin nie mam w planie. :sad:
Cześć :D .Miło, że zajrzałaś do mnie. Jesli chodzi o igły to wkłuwa je lekarz w ucho, raz na 4 tygodnie - przez te 4 tygodnie je nosisz, są zaklejone malutkim plasterkiem(medycyna tybetańska). Pierwsza zmniejsza łaknienie, druga reguluje pracę jelit, a trzecia wycisza Ciebie. To dzięki nim w ciągu 2 miesięcy schudłam 11 kg. Nie czułam głodu, jadłam dużo mniej. Możesz sobie sprawdzić w internecie. Ja byłam w Strzelinie ale takich ośrodków jest więcej. Główny ośrodek jest w Krakowie.Ja początkowo w to nie wierzyłam ale moje dwie koleżanki o podobnych problemach jak nasze wypróbowały to wczesniej. Pierwsza w ciągu 3 miesięcy schudła 15 kg. Przez ostatnie trzy miesiące nie miała efektu jojo. Druga schudła 12 kg. Dopiero po nich skorzystałam ja - "niewierny Tomasz". Może to jest kwestia autosugestii, nie wiem, ale na mnie działa. :D :wink:
Bardzo ciekawy post napisałaś
Pewnie jest bliższy niejednej z nas
To bardzo dobrzez ze zdajesz sobie z tego sprawe
Trzymaj sie
buziaki
I zapomniałam Ci napisac, ze faktycznie prowadziłam zajecia po 3 godziny dziennie.
Jak wróce do formy to przynajmniej z jedna zaprzyjazniona grupa wystartuje
Kierowcą będę do końca świata i o jeden dzień dłużej :) UWIELBIAM prowadzić :) Niestety mój wysłużony Garbusek potrzebuje wkładu finansowego na remont kapitalny (1967 rocznik), a zakup nowszego .. hmm .. po przeprowadzce .. o ile będzie kasa.
Etapowanie dochodzenia do pojmowania sposobu prowadzenia diety jest KAPITULNE :) Chyba jutro ukradnę do siebie .. :twisted: Dziś już padam .. :roll:
Ja kiedys rowniez bylam strasznie madra i jadlam chyba z 500 kal dziennie.Kupilam sobie tabletki na odchudzanie i myslalam ze moje problemy sie skonczyly.Ale sie zdziwilam jak w pierwszym tygodniu schudlam 5 i pol kg a za miesiac juz mialam z 10 kg wiecej :roll:
Jeszcze chcialam odpowiedziec na pytanko.Tak kolezanka podniosla ta czekolade i zjadla ja cala sama :shock:
Hi Kefa, cieszę się, że zdecydowałas się nam ujawnić swoje poprzednie dietkowe wcielenie. :wink: Naprawdę długo jeszcze o Tobie myślałam, a jak właśnie zobaczyłam, to Ty mnie przywitałaś, a ja zrobiłam u Ciebie ostatni wpisek z minką :cry: . :wink: Mnie strasznie głupio było wrócić na forum po jojo, jednak dziewczyny szybko mnie przekonały, że warto i tak należy, potem był straszliwy wstyd, jak im się pokazałam znów bez pół kiloska seteczka na forumkowym spotkaniu, Rewolucja nawet mi rzeczywiste kopy w tyłek sprzedała. :wink: Cieszę się, że jesteś i że stawiasz mnie do pionu z moim limitem. :wink: :P A na jesień czekam ogromnie, a już nie wspomnę jak na zimę. :wink: :P