-
Będę jak skała.
Witam wszystkie forumowiczki. Miałam tutaj swój temat ( prowadzony b. krótko ) równo rok temu bodajże... Nawet przeprowadziłam prace archeologiczno - wykopaliskowe no i odkopałam go, przeczytałam i stwierdziłam, że założę nowy, bo skoro przez ten rok nie schudłam ani grama, to jeszcze mi teraz pecha przyniesie, jako że skażony jest moim brakiem wytrwałości. :twisted:
Może coś o sobie. Mam 34 lata. 160cm wzrostu, odchudzam się od zawsze ze skutkiem widocznym na suwaczku. Od zeszłego lata, gdy odkryłam to forum, w wolnym czasie siedzę tutaj i czytam i czytam i... tylko czytam. Tego lata czuję, że nadchodzi kres mojej wytrzymałości nie tylko psychicznej; moja otyłość zaczęła wpływać na moje zdrowie. Kilka dni upałów powodowały takie dolegliwości, że zaczęłam się bać. Teraz czuję dopiero, że BMI 41 jest już zagrożeniem dla zdrowia i życia. A żółta kuleczka uśmiecha się od ucha do ucha przy wyniku...
Co do diety jestem przez was świetnie wyszkolona, zamierzam więc:
1. jeść 1200kcal podzielonych na 4 posiłki ( prawdę mówiąć waham się czy nie 5 )
2. codziennie jakaś forma ruchu ( rower, spacer, gimnastyka )
3. jeść oczywiście same tzw. zdrowe pokarmy, żadnych śmieci
4. dbać o skórę ( moje ciało jest w opłakanym stanie )
5. traktować dietę jako nowy styl życia a nie jako coś przejściowego
6. WYTRZYMAĆ
Właśnie jestem w trakcie wymiany zawartości kuchni, mieszkam sama, więc nie będę musiała znosić widoków zakazanych rzeczy ani ich broń Boże przyrządzać.
Wystarczy jak na pierwszy raz, bo potem nie będę miała o czym pisać :)
Pozdrawiam was serdecznie i trzymam kciuki za wszystkich, którzy walczą i za tych, którzy zbierają się do tej walki... to czasem długi i bolesny etap.
-
- Od jakiegos czasu tez walcze ze zbednymi kilogramami! :wink:
- Z miejszym lub wiekszym powodzeniem!Startujemy z podobnego poziomu i tez mam 34 lata!
- Bede zagadac do ciebie i TRZYMAM KCIUKI!
-
Witam i pozdrawiam :!:
TRZYMAM KCIUKI ZA NAS OBIE :!: :!: :!: http://www.cosgan.de/images/more/bigs/c014.gif
-
witaj wsrod nas:)
widzisz założenia masz bardzo mądre i ładne, teraz tylko starać się , byc cierpliwym, wytrwałym nie poddawać sie gdy waga bedzie stała i SUKCES MUROWANY:))) wiem, wiem, napisać łatwiej, ale uwierz mi, że ja nie jestem z tych ktorym sie udało i udaje...raczej cięzko mi sie przełamać, ale niedługo jade do rodzinnego domu na wakacje, po sesji zmęczona niemiłosiernie i obiecałam tam sobie solidne kopniaki i działania. mam nadzieję, że wytrwam wreszcie po raz n-ty i nie dam się słodyczom, które mnie gubią już tyle lat.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie. :)
-
Dzięki dziewczyny za wpadnięcie do mnie :D . Pierwszy dzień minął całkiem dobrze: 1268kcal. Co prawda dosyć chaotycznie było pod względem godzin posiłków, to zawsze był problem dla mnie. Muszę nad tym popracować - systematyczność nigdy nie była moją mocną stronaą.
Właśnie skończyłam pierwszą turę porządków w szafach, czyli wyrzucanie kilogramów wieloletniej makulatury :roll: i między różnymi zeszytami znalazłam napisane przeze mnie na pięknej kartce hm... coś w rodzaju przyrzeczenia, przysięgi na piśmie bez mała ( młoda byłam i lubiłam takie rzeczy :wink: ) dotyczące odchudzania oczywiście , no i ogólnie życia, jak to w młodości " zmieniam całe swoje życie" i takie tam. Data 1993 rok, ważyłam wtedy 62 kilo... Gdybym zobaczyła wtedy przyszłość 13 lat później i siebie cięższą o 40 kilo, nie uwierzyłabym... To straszne, jak można niszczyć samą siebie bez wyraźnego powodu...
Smutno mi się zrobiło, ale co tam, mam nadzieję, że za paręnaście miesięcy ta sytuacja będzie odwrotna :D
MADOX Bardzo podobają mi sę twoje sentencje nad suwaczkiem
NOWAJA27 Tak pięknie trenujesz na tym rowerku :wink: nie może być inaczej! A propos muszę odkurzyć swój rower...
GOLCIA Syzyf w tytule trochę mnie przeraził: on wcale nie szedł ciągle do przodu tylko jak już był prawie na mecie to musiał zaczynać od początku... No chyba że jest symbolem wytrwałości i cierpliwości,nigdy przecież nie zrezygnował :D
Wierzę że w październiku wrócisz na studia z nową szczupłą sylwetką, niewiele Ci do niej brakuje.
Muszę nauczyć się wklejać link do swojego wątku w podpisie.
-
Denerwuje mnie ten zegar 2 godziny do tyłu, wy też tak macie? :?: Bez logowania się jest ok, po zalogowaniu już nie, nie rozumiem tego.
Jak zwykle mam problem z systematycznością i rozkładem posiłków. Generalnie gdyby to zależało ode mnie, to te moje 1200 rozbiłabym na dwa duże posiłki po 500 i dwie przegryzki po 100. No i śniadanie bym jadła gdzieś w okolicach 11.00... Ale nic z tego.
Czytając uważnie posty na forum zwracałam szczególną uwagę na te dziewczyny, którym się udało, bądź dążą do celu bez większych wpadek i załamań. Nawet sobie drukowałam najbardziej przemawiające do mnie wskazówki. :roll:
Żelazne wytyczne wspólne dla nich to między innymi
:arrow: co najmniej 4 posiłki dziennie, a najlepiej 5
:arrow: wpadki tylko i wyłącznie zaplanowane lub wliczone w dzienny limit
:arrow: pula kalorii absolutnie nie może zejść poniżej 1000
:arrow: potrawy na tyle smaczne, żeby nie ciągnęło do zakazanego
:arrow: nie traktowanie diety jako czegoś przejściowego ( poza iością kalorii ), ale jako stylu odżywiania
:arrow: no i taka, hm, jak to zazwać, surowość charakteru, absolutny zakaz pobłażania sobie, tłumaczenia siebie,dla nich słowo POSTANOWIŁAM jest wykute w skale, a nie nabazgrane na piasku
Od wczoraj więc staram sie popełniać plagiat ich podejścia do diety :twisted: ...
co dzisiaj zaowocowało połączeniem pierwszego śniadania z drugim, bo dopiero o 10.00 przypomniałam sobie, że przecież o 8.00 miałam zjeść śniadanie!!
Ciekawe, że gdy się nie odchudzam nigdy nie zdaża mi się zapomnieć o jedzeniu... :evil:
No nic, trzeba iść dalej.
Aha, godziny posiłków:
8.00 śniadanie
11.00 drugie śniadanie ( bądź przegryzka )
14.00 obiad
17.00 kolacja
Co prawda trochę ta kolacja wcześnie, pewnie wyjdzie mi po 17.00, ale nie później niż o 18.00
Pozdrawiam wszystkich, trzymajcie się!
-
Hi Kefa, życzę Ci z całego serducha, aby Twoje postanowienie było trwałe i udało Ci się osiągnąć cel. :P Z nami Ci się uda! :P
-
Bella dziękuję za życzenia i nawzajem :D !
Wczorajszy dzień zakończyłam pulą 1346kcal i to nieświadomie. Pułapką okazały się płatki Fitness z jogurtem. Dużo kalorii, mało sycące, niewielka objętość, do tego jeszcze biały słodki lukier który nie wiem co ma wspólnego z jogurtem :roll: .
Trafiły na moją czarną listę :twisted:
Nie wspomnę o ich reklamie dla naiwnych " jedz fitness dwa razy dziennie to schudniesz" :wink: Zresztą jak pamiętam na tym forum gagaa pisała o wątpliwej wartości takich wysoko przetworzonych płatków.
Pozostanę więc przy PRAWDZIWYCH płatkach, czyli takich typu owsiane ( to po prosu rozgniecione ziarno ).
No tak, ja tu sobie czytam, piszę , czas leci, prawie dziewiąta, a ja miałam o ósmej zjeść śniadanie! To niesamowite, zamiast rzucać się na to limitowane jedzenie, to ja o nim zapominam. Muszę sobie włączyć przypominanie w komórce.
Na razie! :)
-
Kefa witaj !!!
Ja też od niedawna walczę z kilogramami i jak na razie udało mi się co nieco zgubić.
Ja jem musli owocowe i otęby , polecam bo zapychaja i do 13-14 nie czuję głodu. :P
-
Z tym jedzeniem na zegarek to u mnie tez jest tragedia. Moge chodzić na głodzie do 13 i nic mi nie jest. Zapycham sie kawą i jest mi dobrze.. Najgorszy okres zaczyna się koło 17. Co na stole, w lodówce- nieprzyjaciel!! :evil: Własnie kończę kawę i musze wsadzić w siebie jakiś steropianek!
Zaczęłyśmy w jednym dniu to i razem bedziemy schodzić w dół. Trzymam za Ciebie i siebie tez!!
-
Lideczka cześć :D ! Ja z tym chodzeniem o kawie do 13.00 mam to samo, ale z doświadczenia wiem że jak się postaram i będę grzecznie jadła pierwsze i drugie śniadanie, to po pierwsze później "nie będzie mnie nosiło", a po drugie po pewnym czasie ten rytm się ustabilizuje i zaczę być w końcu rano głodna.
Trzymam kciuki także za ciebie! ( O Matko, zaczyna brakować mi kciuków :lol: )
Anamat także witaj :D !
Widzę że osiągnęłaś dwie śliczne dziewiąteczki! :wink: Ja ich wypatruję z niecierpliwością :roll: . Dzięki za odwiedziny!
-
I ja też Ci podopinguję troszkę, bo dobrego dopingu nigdy za dużo!!!!!!!
Popieram Anamat - otręby sa fantastyczne, a teraz możesz dostać takie granulowane ze śliwką, jabłkiem, bądx naturalne. Ja jestem wielką fanką otrąbi jem je codziennie na sniadanie :)
Ja w dzień przestrzegam godzin posiłków, ale wieczorem, to ja bym cały swiat zjadła :)
pozdrawiam serdecfznie
-
Annaise witaj! Otręby ze śliwką... kupiłam kiedyś paczkę i ten zapas starczył mi na.. niecałą godzinkę :twisted: Stanowczo ZBYT dobre, trafiły na listę "pułapek" i wróciłam do tych najzwyklejszych. Ich nie da się jeść na sucho łyżkami :wink:
Dzięki za doping, będzie wzajemny :D .
Kiedy ja będę ósemkę z przodu... Tak naprawdę dopiero wtedy poczuję się sobą, taką grubą "normalnie", i wtedy dopiero odchudzanie zacznie sprawiać mi radość... Długo ważyłam 80 - 85 kilo i była to dla mnie najwyższa waga, w której nie czułam się taka niesprawna i jak nie w swoim ciele...
-
Wiecie, byłam dziś w supermarkecie. Szłam sobie wśród sklepowych alejek taka zamyślona (jak zwykle :roll: ), nagle ocknęłam się gdzie? Patrzę na lewo: czekolady, patrzę na prawo: ciastka ! Nogi same poniosły mnie w najbardziej uczęszczaną część sklepu, tak z przyzwyczajenia! Wyniosło mnie stamtąd jak z gniazda żmij , stanęłam pośrodku niepewna, co dalej, wahnęło mnie w stronę słonych przekąsek. Nie, to też nie tu. Jeszcze mi noga drgęła w stronę garmażerki mięsnej ( jak różdżka hi hi ) i wtedy dopiero oprzytomniałam i schowałam się w bezpieczne rejony owoców i warzyw oraz zdrowej żywności
.
Kupiłam sobie: dwa słoiczki pasty do chleba- jedną sojowo-pieczarkową i drugą z cieciorki z oliwkami, mąkę razową ( mam zamiar upiec chleb ) , truskawki, arbuza, i chlebek zarnisty z otrębami i siemieniem lnianym. Aha, i mleko sojowe, które uwielbiam :roll: , chociaż straszą trochę modyfikacją genetyczną wszędzie.
A ocknęłam się z tego zamyślenia, bo z głośników popłynęła piosenka Piaska "i jeszcze" , którą bardzo lubię ( zresztą w tej chwili też jej słucham ). Tekst jest na tyle enigmatyczny :wink: ,że można dopasować go do swojego życia, no i właśnie jakoś tak mi pasuje :wink:
Polecam
W ogóle muzyka bardzo mi pomaga w chwilach zwątpienia i załamania, nie musi to być coś bardzo ambitnego czy z górnej półki, ale żeby trafiała do serca. Teraz słucham także Krzysztofa Krawczyka "Przytul mnie życie", niech się moi znajomi z "rasowym" gustem muzycznym śmieją, a co tam.
-
Czesc Kefko, wpadam i ja sie przywitac :D
Ciesze sie ze dolaczylas do nas i masz taki dobrze pomyslany plan dietkowania.
Uwazaj na ten kupny chlebek, on tez potrafi niezle nabic kalorii!
Czy masz juz przepis na razowiec, ktory zamierzasz upiec? Jesli masz i sie nie kruszy to ja poprosze. Moj maz co prawda piecze mi pyszny niekruszacy razowiec ale: 1) nie pamieta dokladnie proporcji i nie moge sobie obliczyc kalorycznosci a 2) nie zawsze mu sie chce.
Pozdrawiam serdecznie, bede wpadac i dopingowac :lol:
A dzis zostawiam rozyczke, ktora ustrzelilam wczoraj:
http://i80.photobucket.com/albums/j1...Picture004.jpg
-
Witaj Buttermilk , masz oryginalny nick, bardzo mi się podoba :D
Co do przemyślanego planu, to od planowania jeszcze nikt nie schudł, poczekam na jego realizację :wink:
Kaloryczność kupnego chlebka już skontrolowana, to taki w plasterkach, i jeden plasterek to 92 kcal :)
Pierwszy raz będę piekła chleb, nie mogę więc pochwalić się żadnym doświadczeniem w tym względzie. Przepis podała mi madox na swoim wątku, pamiętam też, że dawniej było o domowm chlebie na wątku gagii ( już się nie udziela na forum, wielka szkoda ), zamierzam to znaleźć.
Różyczka piękna, ja bardzo lubię kwiaty i żałuję, że nie mam własneg ogródka.Tyle ich mam co na parapecie. :)
Przy tej okazji muszę wszystkich o coś poprosić, choć trochę się krępuję. :oops:
Bardzo proszę aby wklejane obrazki były rozmiarów, które nie rozciągają strony.
Już tłumaczę dlaczego.
Trudno jest mi czytać tekst, który trzeba przesuwać w poziomie, bo nie mieści się na szerokość monitora. Nie wiem, czy to wina wzroku, czy po prostu "taka moja uroda", ale oczy mnie bolą przy czytaniu takiego ruchomego tekstu, poza tym gdy nie mogę objąć wzrokiem całości, trudno jest mi zrozumieć, co czytam, uchwycić sens wypowiedzi. Przeszkadza mi to do tego stopnia, że zniechęca mnie do czytania nawet ciekawego wątku, po pewnym czasie po prostu zaczyna boleć mnie głowa. :(
Przepraszam ciebie buttermilk, bo z dobrego serca wysyłasz mi obrazek, a ja tu jakieś fochy mam :oops: . Ale tak już mam, że taka gimnastyka oczu źle działa na moją biedną skłonną do migreny głowę. :(
Sama nie umiem wklejać obrazków, muszę się nauczyć :twisted: :wink:
-
Znowu dwa razy, wrrr.
Skoro już, to zapytam przy okazji, jak zrobić link do swojego tematu,taki bez adresu, tylko samo np TUTAJ JESTEM??
-
:oops: bardzo przepraszam ale one chyba zyja swoim zyciem :oops: jeszcze nie bardzo umiem zapanowac nad rozmiarem, dopiero co nauczylam sie je wklejac :oops:
niestety nie wiem jak sie robi taki ladny link do swojego watka, ale dziewczyny na pewno powiedza!
-
Bardzo przepraszam, Buttermilk, nie wiedziałam, że dopiero się uczysz :D .
A ja sobie planowałam, że będę wysyłać takie pięknie dopasowane obrazki, hi hi , pewnie mi wyjdą wielkości tapety na pulpit :wink:
Może lepiej, że nie umiem ich wklejać :wink:
-
Witaj Kefo :)
w pełni rozumiem Twój wielkoobrazkowstręt i absolutnie nie będę Cię niczym takim uszczęśliwiać na siłę. Zresztą sama jestem zdania, że watki sa tym wartościowsze, im więcej w nich do poczytania właśnie, im autorka, a także jej interlokutorki, więcej z siebie daje.
Bardzo mi się podoba Twój plan dietetyczny. Zresztą widać, że duża i dorosła z Ciebie babka i że masz dość trzeźwe podejście do świata ;)
Nie wiem, czy oczekujesz i potrzebujesz uwag, ale pozwolę sobie dwie rzeczy wtrącić. Przede wszystkim: uważaj na system dzielenia posiłków 500-100-100-500. O czymś podobnym pisałaś, a ja obawiam sie, ze to Cie może zwieść na manowce. Głównie dlatego, że te posiłki po 500 kcal mogą być zbyt obfite, żebyś łatwo, spokojnie i bezproblemowo osiągnęła inny cel diety - obkurczenie żołądka. Jeśli Ci sie uda ta sztuka, to będziesz się najadała porcją 50g. płatków Fitness z jogurtem :) Uwierz mi na słowo, przerobiłam to na sobie ;)
I jeszcze jedno. Moje zdanie na temat "wpadek dietetycznych" rozpanoszyło się mocno po forum, niektórzy nawet bardzo mnie za to nie lubią ;) , ale niech będzie mi wolno jedną rzecz wyjaśnić. A mianowicie: żarełko nie do końca dietetyczne, ale wkalkulowane w limit dzienny - nie jest żadną wpadką. Nie demonizujmy. No chyba, że jesteś od czegos uzależniona, to wtedy rzeczywiście, szlaban i nie szukamy nawet odpowiedniego przymiotnika. Ale widzisz, jak słusznie zauwazyłaś, dieta ma wyglądać taj, jak chcesz żeby później wyglądało Twoje spożywcze bytowanie, oczywiście na wyższym poziomie kalorycznym. Więc jeśli od czasu do czasu zjesz jakiegoś loda, jedno ciastko, a nawet troche więcej płatków Nestle Fitness (sama lubię :) ), to nic Ci się ani Twojej diecie od tego nie stanie.
Życzę Ci dużo konsekwencji, cierpliwości i wytrwałości! :)
-
a co do linków w podpisie czy w tekście - robi się je następująco
http://...] tutaj wpisujesz tekst, który ma opisywać link, np. tutaj jestem [/url]
czyli na przykład [ur*l=http://forum.dieta.pl/forum/viewtopic.php?t=62557&start=0]hybris idzie do celu[/url]
po usunięciu * otrzymasz: hybris idzie do celu
-
Hi Kefa, zmakowitych pieczystych wypieków życzę. :wink:
Masz rację, że od planowania jeszcze nikt nie schudł, zatem życzę Ci, abyś czerpała garściami z tego entuzjazmu do dietkowania i aby taki silne postanowienia towarzyszyły Ci jak najdłużej, najlepiej aż do osiągnięcia celu. :wink:
-
Witaj Hybris!
Z tego jak mnie określiłaś zgadza się jedno : faktycznie jestem duża, szczególnie na szerokść. „Trzeźwe podejście do świata” pominę milczeniem...:wink:
System 500–100-500-100 jest absolutnie nie do przyjęcia, wiem o tym doskonale. Tak sobie tylko pomarzyłam, a to dlatego, że bardziej mi odpowiada jedzenie więcej i rzadziej niż mniej a częściej. Skurczenie żołądka zawsze traktowałam jak mit anatomiczny, uważałam że tak jak serce, wątroba czy też inna śledziona, wszystko ma swoje określone wymiary i kropka. Jednak wasze doświadczenia zmusiły mnie do weryfikacji tych poglądów i zmiany rozplanowania posiłków.
Mam jednak z tym problemy, jedzenie co 3 godziny doprowadza mnie do szału, bo albo nie mogę się doczekać następnego posiłku, albo o nim zupełnie zapominam, gdy akurat robię coś ciekawego. O , na przykład teraz, młócę w klawiaturę aż echo niesie, a tu już 8.23. Śniadanie miało być o 8.00...
Pracuję nad tym, mam nadzieję, że za parę tygodni to się unormuje.
Co do wpadek dietetycznych to doskonale znam ich naturę. Mają trzy główne cechy:
1. są niezaplanowane
2. powodują znaczne przekroczenie dziennego limitu kalorycznego
3. powodują zaburzenie rytmu odchudzania
I takich wpadek nie planuję na razie miewać, bo to aż niemoralne na samym początku drogi planować postój...:wink:
Uwag wszelkich jak najbardziej oczekuję i potrzebuję , gdyby było inaczej, to bym nie ujawniała się światu, no i też chcę najadać się 50g. płatków :D
Jeśli chodzi o płatki „Nestle Fitness z jogurtem”, to popadając w skrajności w skrajność, podczas odchudzania mam trochę skłonności ortorektyczne ( tak to się chyba nazywa ), więc nie spodobała mi się ta słodka mazia oblepiająca płatki
To tyle, stanowczo za dużo się rozpisuję, ale ok. 15 lat samotności w walce z wagą teraz ma swoje ujście
:D :wink:
-
Witaj Bella o pięknym poranku :D
. Wesz, ja się nastawiam na odchudzanie nie tylko wtedy, gdy mam do tego zapał i entuzjazm. Takie uniesienia, płynięcie na fali zawsze mijają, i co wtedy? Wiadomo co. Bardzo bym chciała właśnie odciąć się od emocji, a raczej się od nich uniezależnić. Moje założenie jest takie: mam zapał czy nie, chce mi się czy nie, ja i tak robię swoje. Odchudzanie może być świetną zabawą, przyjemnym spędzaniem czasu i dawać dużo radości, wiem o tym. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, odchudzałam się z ogromną pasją, każdy dzień przynosił nowe wyzwania i radości, był wypełniony celem, wstawałam z nadzieją i dreszczykiem emocji. Schudłam z 72 do 58 kilo. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że jeszcze tylko parę kilogramów dzieli mnie od osiągnięcia celu.... i przestraszyłam się. To co ja wtedy będę robić w życiu? Wyobraź sobie, że prawie z zazdrością patrzyłam na ulicy na kobiety z nadwagą rzędu kilkadziesiąt kilo;, one mają wspaniałe zadanie! I w najgorszych snach nie przypuszczałam, że za 12 lat ja będę miała takie pole do popisu...
Marzę o tym, aby odchudzanie na tyle weszło mi w krew, że wplecie się w rytm dnia codziennego, że nie będzie zajmowało moich myśli bez przerwy.
Zresztą tego entuzjazmu tak naprawdę jeszcze we mnie nie ma, dlatego że to nie pierwsze podejście, więc nie „rajcuje” mnie kolejne zbijanie wagi poniżej stówy i gonienie za ósemką. Tak naprawdę to cieszyć się zacznę gdy dojdę do 80 kg, bo tyle osiągnęłam przy poprzednim podejściu, a było to 2 lata temu. Zaraz po tym osiągnięciu dostałam nową, stresującą i wymagającą pełnego zaangażowania pracę i wszystko wzięło w łeb, bo nie umiałam ciągnąć dwóch srok za ogon i myśleć jednocześnie o pracy i odchudzaniu.
Teraz tak nie chcę.
Filozofii typu: dzisiaj mam zapał to się odchudzam, a jutro nie mam to się nie odchudzam –
WSTĘP WZBRONIONY
-
Witaj Kefciu :lol:
Rozpisuj sie jak najbardziej :lol: jeżeli masz ochotę ... w końcu i po to jest to forum
Trzymam kciuki za dietkowanie , widzę, że postanowienia zostały zlożone :lol:
Powodzenia w realizacji
buziaki H
-
Kefa - a gadajcie, dobra kobito, bo jak gadacie to macie łapki zajęte i przynajmniej po jedzonko nie sięgają :lol:
A już poważnie - widzisz, moja jedna z wielu teorii roboczych, które jakimś cudem sprawdzają się w praktyce, mówi, że odchudzanie wyjdzie wtedy, jeśli jest dokładnie i dogłebnie przemyślane. A prowadzenie wątku, mówienie o sobie, "głosne" analizowanie - bardzo w tym pomaga. Więc - gadaj na zdrowie, zwłaszcza, że piszesz lekko i dobrze się Ciebie czyta :)
Ortoreksję znam i rozumiem, ale na szczęście to przechodzi, bo w pewnym momencie zwariować można. Jak tylko o tym napisałam, przypomniałam sobie siebie siedzącą nad porcja najchudszego indyka z ociupinką warzyw i ryczącą, że ja musze to zjeść, a jak zjem to na pewno nie schudnę :lol: Dlatego teraz uważam, że najważniejszy jest umiar - jeśli zaplanujesz sobie rozsądną dietę - to schudniesz. Dlatego też z lubością myślę o ciasteczku owsianym, które przycupnęło sobie w szafce i czeka, aż nadejdzie pora mojego drugiego sniadania. Acz nie - myślenie o nim nie przybiera u mnie rozmiarów obsesji. Już. Na szczęście.
Ustawienie sobie pór posiłków to rzeczywiście pierwsze duże wyzwanie przed Tobą. I - jak pisałaś - na początek przyda się budzik w komórce, potem, za jakiś miesiąc, będziesz miała o konkretnych porach wręcz odruch psa Pawłowa - bo organizm sam się będzie jedzenia domagał. Wszystko to kwestia autotresury :)
pozdrawiam!
-
Rzeczywiście Kefciu świetnie się Ciebie czyta , jesteś mądrą osobą , która widzę , że będzie nie tylko siebie pilnowała.Taka nasza rola wspierać innych odchudzając przy tym siebie.Nie wiem co jest trudniejsze, mi się wydaje , że bardziej rozumiem odchudzające się tu dziewczyny , niż siebie samą.Ale ja zawsze miałam problem , żeby siebie zrozumieć , dlatego liczę na to , że Wy mi w tym pomożecie.Przykładowo nie wiem , jak można tak się utuczyć , stracić zdrowie , właściwie być zdrowotnym bankrutem i nic z tym nie robić...(oczywiście mam na myśli siebie , swoją głupotę i bezmyślność)
Pozdrawiam...
-
Dorciu złota, mądra to ja wcale nie jestem, bo mądrość według mnie ocenia się po czynach, a nie słowach, a moje czyny ważą 106 kilo obecnie. Pisałam zresztą długi elaborat na Twoim wątku, to sama wiesz najlepiej. Ja też, patrząc w lustro, zadawałam sobie to samo pytanie co Ty. I pomimo tego, że jakoś potrafiłam sobie wytłumaczyć ( ale nie usprawiedliwić ), dlaczego się tak kompulsywnie obżeram, to tak naprawdę znajdowałam tylko jedną zasadniczą przeszkodę, nie pozwalającą przerwać tego przeklętego kręgu: totalny, absolutny , patologiczny, chroniczny brak SILNEJ WOLI, prowadzący do beztroskiego stwierdzenia, że przecież mogę zacząć od jutra, a dzisiaj to jest takie ostatnie pożegnanie z łakociami.
Jestem pewna, że te codzienne pożegnania z jedzeniem doprowadziły mnie do obecnej wagi, bo każdego dnia prawie, skoro „od jutra się odchudzam”, jadłam jakby to miał być ostatni posiłek w moim życiu.
Zresztą, niejedna forumowiczka powie pewnie dokładnie to samo o sobie. Nie myśl, że jesteś jakimś szczególnie beznadziejnym przypadkiem. To tylko kwestia czasu. Dzisiaj Tobie jest źle, jutro możesz odnieść wielki sukces i wspierać nowe, załamane, nie rozumiejące siebie dziewczyny. Ja kiedyś z ciekawości przejrzałam sobie całe forum „ XXL 20kg i więcej” , od samego początku, od pierwszego postu. A ponieważ zawsze lubiłam wszelkiego rodzaju statystyki, pokusiłam się o sprawdzenie, jak długo pisane były wątki i dlaczego zostały przerwane. Na 1200 założonych wątków niecałe 200 jest w miarę aktualnych ( 5 pierwszych stron ). Z tych 1000 nieczynnych ogromna większość to meteoryty liczące 1-2 strony, które mignęły i znikły. Wśród nich jest też oczywiście mój stary wątek.
A jakie ambitne tematy ! Poczytaj sobie. Jakie rozpaczliwe posty, błagania o pomoc, zarzekania się.... I były to także dziewczyny ważące po 120 –140 kilogramów, i takie po 70. I nawet myśląc optymistycznie, że porzucenie wątku nie zawsze oznacza przerwanie odchudzania, może po prostu to forum nie odpowiadało, może autorka nie miała czasu pisać.... to na pewno takich jest niewiele.
Nie piszę tego, żeby dołować, ale mi było potrzebne takie spojrzenie prawdzie w oczy, że z nadwagą zwycięża niewielu. Gdyby było inaczej, otyłość byłaby rzadkością, a jak jest, wiadomo.
Czytanie szczerych wyznań dało mi także poczucie że „nie jestem sama w nałogu”, bo wcześniej zastanawiałam się, czy ja jedna na świecie jestem takim dziwolągiem, np. jedzącym w ukryciu, wydającym ostatnie pieniądze na słodycze, dla którego zdrowie i życie nie było ważne, liczyło się tylko to, żeby się napchać.
Nie jestem sama. Odkrycie tego forum uważam za dzień przełomowy dla mojej walki. I chociaż , jak Ci pisałam, często czytałam je z pełną buzią i talerzem przed nosem, wiem, że ziarno zostało zasiane i mam przeogromną nadzieję, że właśnie zaczęło kiełkować.
Czego i Tobie z całego serca życzę, chociaż, jak widzisz, ja też nie potrafię Ci wytłumaczyć, dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej. Myślę, że zrozumienie siebie przychodzi z czasem, tzn. im dłużej się odchudzasz i twoje życie nabiera nowej jakości. Tak mi się wydaje, nie wiem, może się mylę, ja dopiero zaczynam :wink:
Stanowczo za dużo tego pisania, ale niech nikt nie myśli, że to tak zawsze, teraz mam taki słowotok, ale bywam także baaardzo małomówna, zamknięta i lakoniczna.
:twisted:
-
Kefa, a ja Ci mówię, nie tłumacz się z tego, że piszesz, tylko pisz, pisz, pisz, bo to pomaga :) Nie tylko Tobie :)
Bardzo mi się podoba statystyka, którą zrobiłaś. Tzn. podoba to chyba nieodpowiednie słowo. Zastanawia. Daje do myślenia. Przeraża???? Chyba też.
Wydaje mi się, że do Twojej statystyki można by dorzucić jeszcze jedno: przez pół roku, czyli od momentu, kiedy regularnie zaczęłam odwiedzać forum - odchudzanie zakończyły dwie dziewczyny - ale oczywiście zakończyły w sensie "doprowadziły do wyznaczonego przez siebie końca". To dopiero zastanawia. Zacząć odchudzanie - to wyzwanie. Kontynuować - niełatwa sztuka, kontynuować z sukcesem - jeszcze większa. Ale zakończyć z sukcesem - to Mount Everest po prostu.
Kilkakrotnie w towarzystwie innej forumki zastanawiałam się, która z nas będzie miała na tyle charakteru, żeby przejść całą dietetyczną drogę, dojść do celu i tam zostać. Chciałabym mieć pewność, że mnie się to uda, ale nie mam jej, bo życie już nie raz pokazało mi, że do diety i jojo trzeba podchodzić z dystansem i pokorą. Lubisz statystyki? Czytałam gdzieś kiedyś (mój mąż - socjolog zamordowałby mnie normalnie za takie podawanie źródeł, ale on tego nie czyta, a Ty - mam nadzieję - wybaczysz ;) ) że spośród osób odchudzających się - chudnie ok. 30%, a wśród nich z kolei tylko 30% utrzymuje osiągniętą, niższą wagę. To dopiero wyzwanie - prawda? ;)
I jeszcze jedno. Forum pomaga. Forum otwiera. Forum uczy, że nadwaga nie jest tylko Twoim problemem i że nie musisz się tego wstydzić, obwiniać za to i biczować. Ale musisz walczyć. Forum nauczyło mnie, żebym potrafiła powiedzieć: ważyłam 117 kg. Ale mimo wsparcia, mimo tylko fajnych, sympatycznych, ciepłych osób tutaj - walke musisz stoczyć sama. Sama musisz dziesiątki razy dziennie powtarzac sobie, że nie sięgniesz po to czy tamto, że nie pobiegniesz o 2 w nocy do nocnego po czkoladę, której pragniesz ponad zycie, albo nie wsuniesz paczki makaronu pałetającej się w szafce. I że nic się nie stanie samo, a wszystko to ciężka praca.
Ale każdy kilogram, każdy pozytywnie przezyty dzień - daje siłę, żeby z coraz większa stanowczością mówić "NIE" temu, co kiedyś zwodziło Cię na manowce.
I kończąc ten nieco przydługi wywód - takiej właśnie asertywności wobec Twoich słabości, smutków, pokus i zachciewajek Ci życzę :)
-
Witaj Kefo :!: :D
Przeczytalam Twoj list na watku Dorci i bardzo mnie on poruszyl, bo czytalam o sobie... Z jednym tylko wyjatkiem - kiedy trafilam na forum moje odchudzanie szlo juz pelna para...
Mysle, ze z Twoim nastawieniem do problemu masz naprawde ogromna szanse na sukces, tym bardziej, ze zabierasz sie za siebie w bardzo rozsadny sposob. :D
Ja obzeralam sie z jednego wlasciwie powodu - z niewiary, ze jestem w stanie byc szczupla. A skoro nie jestem - to niech juz wygladam jak wygladam - przynajmniej dam sobie kulinarnego czadu, a co...
Teraz, kiedy analizuje sam moment decyzji o odchudzaniu, dochodze do wniosku, ze byl on aktem rozpaczy, takim rzutem na tasme, buntem przeciwko samej sobie, potrzeba wyzwolenia sie spod jarzma. Osiagnelam jakis moment krytyczny, stan, ktory zmusza do odpowiedzenia sobie na pytanie: kim wlasciwie jestem :?: Pacynka, marionetka czy kukielka w rekach Wszechmocnego Zarcia :?: Na czym ma polegac to moje ja :?: Na nieustannym Trawieniu :?:
Na tak postawione pytania mogla byc tylko jedna odpowiedz - musze ratowac swoja godnosc, musze sie wziac w garsc i cos ze soba zrobic - inaczej kazdego dnia, juz do konca zycia bede sie zmagac nie tylko z otarciami ud, popekanymi pietami, bolem kolan i kregoslupa, odparzeniami, refluksem ale z czyms znacznie gorszym - z pogarda dla samej siebie...
No sama powiedz, Kefo, czy z takim podejsciem do tematu mozna zrobic cokolwiek innego jak nie radykalnie zmienic swoje zycie :?:
Goraco zachecam Cie do jedzenia 5 posilkow dziennie. I to nawet nie dlatego, zebys czula sie syta, bo i jedzac 4 razy mozna sie tak czuc (wiem o tym z autopsji), ale ze przy 5 znaczaco zwiekszy sie Twoj metabolizm. I nie przejmuj sie tak bardzo przesunieciami w czasie - juz nieznaczne opanowanie chaosu przyniesie efekty - sama bedziesz zdumiona jak szybko i jak realne. :D
A na popekane piety polecam zdrowa diete (oliwa z oliwek od wewnatrz) i GEHWOL LIPIDRO KREM. Nie bede Ci go zachwalac wprost - zrobie to troche mniej nachalnie, ale mam nadzieje, ze dosc dobitnie. Otoz jest piec rzeczy, ktore sprawily, ze moje zycie zyskalo nowa, lepsza jakosc: w kolejnosci jak nastawaly - pralka automatyczna, pampersy, samochod (jak byl mlodszy), ksiazka "POTEGA WARZYW" i w/w krem.
I to by bylo na tyle. Mam nadzieje, ze na razie. :wink:
Mocno Cie sciskam liczac, ze nie zawiedziesz nadziei, ktore w Tobie pokladam. :)
-
Hi Kefa, patrząc już z pewnej perspektywy na swoje dietkowe działania, wszelkie wpadki, ale też i sukcesy, wiem, jak bardzo ważne jest dla mnie takie forumowe wypisywanie, co w mojej głowie się dzieje. Bardzo potrzebuję takiej stopniowej metamorfozy, którą mogę przeżywać pisząc tasiemce na swoim wąteczku, im bardziej potrzebuję wsparcia, tym bardziej się rozpisuję, tak jakbym chciała dać sobie troszkę czasu na dogłębne przemyślenia, na zapamiętanie treści, którą chcę sobie przekazać, znaczenia tego, czego się podjęłam i tego na czym mi bardzo zależy, stopnia mojek determinacji. Uwielbiam też czytać wątki innych dziewczyn, którym się udało, albo i nawet nie udało, dzięki temu widzę, ile mam jeszcze drogi przed sobą, na którym etapie ewolucji dietkowej jestem. Widzę, że tak naprawdę każda z nas musi się z tym zmierzyć po swojemu lecz o wiele raźniej jest, kiedy można czuć się zrozumiana przez inne mające te same problemy. czytając swój wątek sprzed roku też mnóstwo się dowiedziałam o sobie samej, poznałam swoje najgorsze wady dietkowe, zaczynam wiedzieć, kiedy pewne sprawy wymikają mi się z rąk, a kiedy potrafię ogarnąć swoje działania czy też najzwyczajniej w świecie trwać w postanowieniach. Spenianie się na tej płaszczyźnie mojego zycia jest bardzo dla mnie trudne, kto wie, czy nie jest to wyzwanie, którego najbardziej się obawiam, a jednocześnie z którym wiążę największe nadzieje. Nie ukrywam, że tym razem moja metamorfoza, chęć spokojnego zaspakajania głodu, bez zrywów czy szaleństw głupawkowych, obudzenie dawno zapomnianych smaków i delektowanie się nimi, przy jednoczesnym poskramianiu własnych błędnych myśli, własnie ta metamorfoza bardzo dużą sprawia mi bardzo dużą trudność, muszę się pilnować na każdym kroku, na każdym kęsie, mam tylko głęboką nadzieję, że tym razem nie walczę o schudnięcie, lecz o nową wartość swojego życia. :wink: Nie potrafię nic zdziałać jeśli nie ma we mnie zapału i entuzjazmu, dlatego za wszelką cenę każdego dnia walczę o to, aby się pojawiały, muszą się pojawiać skoro dietkowanie ma sprawiać przyjemność, być świetną zabawą, dawać radość, wywoływać usmiech na buzi, a to przecież są emocje, nie można się od nich uniezależnić. Zawsze podchodziłam mocno emocjonalnie do wszystkiego, dlatego może tak bardzo przeżywam swoje porażki, dlatego też własnie dzięki tym emocjom chcę się poczuć silniejsza i chcę walczyć o swoje prawo do bycia szczupłą kobietą, a to prawo muszę wywalczyć u samej siebie. :P
Kefa, jak widzisz często dopada mnie coś i rozpisuję się też nie tylko na swoim wątku. :lol: Dziś dziękuję Tobie, Devoree i Hybris, że mimowolnie skłoniłyście mnie do zatrzymania się i przemyślenia własnych odczuć, teraz czuję się znacznie mocniejsza. :P A może Tobie przyda się też i mój wpisek. :cry:
-
-
Tak króciutko ; z zaintresowaniem będę śledzić twoje postępy.Trzymam kciuki!
-
Witam Cię DEVOREE ! :)
Tak mnie wzruszył Twój post, że nie wiem, co napisać, palce mi się plączą :wink: , do tego kompletnie jestem dziś wyzuta z weny . Ale co tam, najwyżej będzie drętwo, zresztą tu nie o pióro chodzi.
Widzisz, przyczyny, które spowodowały otyłość są różne u nas obu: ja nigdy nie przestałam wierzyć w to, że kiedyś będę szczupła. Tylko nigdy nie teraz, ale kiedyś, jutro, w lepszej przyszłości. Przeczytałam w książce „Schudnąć bez wysiłku”, że wiele otyłych osób czeka ,aż schudnie , aby zacząć żyć. No i ja czekałam...( Oczywiście nie dosłownie, coś tam się w moim życiu działo, chodzi o sposób patrzenia na oczekiwania związane ze schudnięciem ). Ty w momencie, gdy uwierzyłaś, ruszyłaś pełną parą mając za sprzymierzeńca swój silny charakter, dla którego „postanowione znaczy wykonane”. Przynajmniej ja Cię tak odbieram.
U mnie od myśli do czynu wiedzie bardzo długi most, kładeczka właściwie, a pod nią rwąca rzeka moich wad.
Wiem przy tym, że stać mnie na sukces. Czuję w sobie utajoną siłę, przywaloną trochę wieloma
niepowodzeniami, ale ja już ją odkopię.:twisted:
Ja też chcę odzyskać godność i szacunek dla samej siebie. Niedawno zaczęłam pracować w zawodzie, który wymusza na mnie szlifowanie mego charakteru, tak bym mogła w pełni poczuć się kompetentna w tym co robię. Nie może przecież szewc bez butów chodzić. :wink: Ze stosunkiem pogardy dla siebie samej mogę od razu szukać innego zajęcia. Mam też pewne plany, które spalą na panewce, jeżeli nie zacznę o siebie walczyć. Jeśli nie chcę reszty życia spędzić między ciężką pracą za grosze a kanapą ( dla mnie to takie przysłowiowe życie „ między oborą a stodołą” ) to teraz właśnie jest moja ostatnia szansa i niech zjem tę kanapę, jeżeli jej nie wykorzystam. :twisted:
Co do 5 posiłków, to podchodzę trochę do nich jak żaba do jeża, dlatego że przerwy między nimi wynosiłyby w mojej obecnej urlopowej sytuacji 2,5 godziny. Mam wewnętrzne opory przed taką krótką przerwą, bo nawet teraz mam problemy z nadążaniem za czasem posiłku. A nie będę przecież wstawała o 6.00 tylko dlatego , żeby zjeść śniadanie o 6.30. :wink:
Ale pomyślę o tym, bo przecież Devoree tak powiedziała, a nie będzie się jajo z kurą kłóciło. :wink:
Zresztą rozkład posiłków byłby wtedy idealny:
8.00, 10.30, 13.00, 15.30, 18.00.
Jeszcze nad tym pomyślę.
Devoree, myśl, że wierzysz, że mi się uda, towarzyszy mi wszędzie od samego rana i mam nadzieję , że ta wiara pomoże mi , gdy będzie źle. Mam ogromny podziw i szacunek do tego, co osiągnęłaś i do tego, w jaki sposób przekazujesz nam swoje doświadczenia.
Kończę już, bo widzę że popadłam w grafomaństwo typu „rwąca rzeka moich wad”, o matko :shock: :mrgreen:
Ale nie zmieniam już , bo jeszcze gorzej wyjdzie.
-
Muszę w końcu zabrać się do konkretów. Okres przystosowawczy mam nadzieję powoli mija, chyba tydzień wystarczy mojej bestii na kapitulację pogodzenie się z tym, że hurtowych dostaw już nie będzie. Przez te sześć pierwszych dni jadłam bez ładu i składu, ilościowo i jakościowo było jak najbardziej poprawnie, za to organizacyjnie beznadziejnie. Nie mam systematyczności w naturze, i generalnie ścisłe mierzenie, ważenie i liczenie przypomina mi pracę w laboratorium, a jedzenie na dzwonek łykanie antybiotyku.
Cierpiałam także typowe objawy odstawienia, wczoraj i przedwczoraj bolała mnie głowa. Zawsze mnie boli w pierwszy dzień odchudzania, tym razem miałam już nadzieję, że przejdzie ulgowo, ale gdzie tam. W środę było koszmarnie, łyknięte cztery tabletki i jedzenie od razu po nich, żeby zminimalizować podrażnienie żołądka, i systematyczność wzięła w łeb. Wczoraj ciut lepiej, powstrzymałam się od tabletek ( działają tylko te z kwasem acetylosalicylowym, którego niestety nie lubi mój żołądek ). Dzisiaj już chyba ok., tylko całe przedpołudnie chodziłam zamulona ( lepszego określenia nie znam :wink: ).
Koniec z fuszerką, postaram się określić plan posiłków, jakieś bardziej szczegółowe założenia, bo denerwuje mnie, że to moje odchudzanie jest jak na razie takie „rozmyte’, bezkształtne.
Chodzi mi głowie 5 posiłków dziennie, tym bardziej że poradziła mi to Devoree, problem tylko w tym , że nie chcę jeść później niż o 18.00,a śniadanie wcześniej niż o 8.00 nie wchodzi w grę, więc musiałabym jeść co 2,5 godziny. Daję sobie czas do wieczora na ostateczną decyzję. Ogromną zaletą jedzenia 5 razy dziennie jest mała objętość każdego posiłku, co sprzyja skurczeniu żołądka i nasycania się niewielką ilością pożywienia. I metabolizm ma szansę na normalną pracę... Hm, coraz bardziej jestem za...8)
Drugim najważniejszym dla mnie założeniem oprócz regularności posiłków jest żelazna zasada, ze w czasie jedzenia nie robię nic innego, czyli: nie czytam, nie oglądam, nie siedzę przy komputerze, nie uczę się, nie pracuję. Od dzieciństwa mam bardzo brzydki, zgubny nawyk czytania przy jedzeniu, i jestem od tego uzależniona do tego stopnia, że nie potrafię czytać bądź oglądać filmu bez mielenia buzią. Doprowadziło to do paradoksalnej sytuacji, że w czasie odchudzania porzucałam książki, żeby uniknąć tego rytuału. Wczoraj na przykład włączyłam sobie film po angielsku ( szlifuję język ) i usiadłam przed ekranem z pełną michą truskawek nadzwyczaj zadowolona z życia. Gdy miska została opróżniona popędziłam do kuchni po kiszoną kapustę i wtedy dopiero zorientowałam się co robię. I co z tego, że kalorycznie jest ok., jak nie zmieniam nawyków. A chcę jeść posiłki, kiedy na nie pora, usiąść przy stole, spokojnie zjeść, umyć talerz i wtedy dopiero zabierać się za inne działania.
Wczoraj też zasiadłam przed komputerem z talerzem młodego bobu ( uwielbiam ), niestety nie dało się go jednocześnie jeść i operować myszką, bo potrzebuję obu rąk do obierania łupinek, zmuszona zostałam wiec do porzucenia czytania, dopóki nie zjem. A jaka nadęta i niezadowolona byłam z tego powodu. :twisted:
A więc:
1. regularne posiłki
2. system: mało a często
3. w czasie jedzenia nie czytam i vice versa
Nie określiłam jeszcze celów pośrednich . Naturalną koleją rzeczy pierwszym powinna być dwucyfrówka, czyli dziewiątka, potem ósemka, itd. Ja jednak tym razem mam inny pierwszy cel:
Kupiłam sobie parę miesięcy temu wagę z pomiarem tłuszczu i wody w organizmie. Co do tłuszczu, najwyższą wartością, jaka waga może zmierzyć, jest 45%... A moje szanowne ciało wypełnione jest owym składnikiem co najmniej do połowy...
Wobec tego pierwszą radością i sukcesem będzie dla mnie możność odczytania swojego wyniku na wadze: 45% zawartości tłuszczu w organizmie.
Zresztą ile razy można się cieszyć, że zeszłam poniżej setki, naprawdę, nie kręci mnie to już, tylko przypomina, ile to już razy poległam w tej walce.
Co do mojej wymarzonej wagi, określiłam ją jako 56 kilo, bo przy moim niskim wzroście, niezbyt grubych kościach i nieszczególnie rozbudowanej masie mięśniowej ( no chyba że to się zmieni ),tylko posiadanie piątki z przodu gwarantuje względnie szczupłą sylwetkę. Jak to wyjdzie w praniu, czas pokaże.:wink:
Pozdrawiam, lecę teraz podliczać kalorie, pa pa.
8)
W ogóle to forum fatalniei mi dziś działa.
-
Albo nie chce chodzić, albo dwa razy, eh :roll:
Ale wobec tego jeszcze jedno: skoro zaczęłam w sobotę, będzie to dzień ważenia, no powiedzmy co tydzień. :) To już pojutrze :?
-
Witaj Kefo, widze ze masz ladnie opracowany plan odchudzania, prawdopodobnie zadziala jesli bedziesz sie go trzymala. Mysle ze po jakims czasie przestaniesz obsesyjnie myslec co, kiedy i jak jesz. Po prostu juz podswiadomie bedziesz wiedziala co jest dobre dla Twojego organizmu, nie wspominajac o tym ze posilki automatycznie stana sie mniejsze - a to za sprawa zmniejszonego laknienia przy mniejszym zoladku. Przynajmniej u mnie tak to dziala. Podliczam kalorie zwykle pod koniec dnia - kiedys robilam to przed danym posilkiem - i widze ze nawet postepujac w ten, zdawaloby sie ryzykowny sposob - zjadam tyle ile powinnam (ostatnio nawet mniej, ale to juz inny temat), kierujac sie wyczuciem i skurczonym brzuszkiem.
Teraz juz jem nawet przy TV albo i czytaniu - jak kiedys, na poczatku diety celebrowalam posilki, teraz brzusio sam mowi - stop, juz wiecej nie chce. Zostawiam niedojedzone jedzonko na talerzu - kiedys wrecz nie do pomyslenia.
Jem wtedy gdy jestem glodna - a brzuszek odzywa sie dosc regularnie, zeby mu choc jabluszko albo jogurt wrzucic.
Pisze to wszystko dlatego zeby pokazac Ci ze nie bedziesz musiala caly czas zyc z zegarkiem, tabelami kalorii i kalkulartorem w reku, najdalej po miesiacu powinnas sie przestawic na "dietkowa podswiadomosc".
Bardzo dobrze ze duzo piszesz, to pozwala poznac sama siebie, uporzadkowac pewne sprawy, otrzymac wskazowki od tych bardziej doswiadczonych dietkowo, ktore sa juz prawie na mecie. A za pare miesiecy inne "nowe" beda sie uczyc od Ciebie czytajac Twoja historie.
Bardzo lubie Cie czytac wiec prosze o jak najwiecej dlugich postow :D
Pozdrawiam serdecznie!
-
Wlazlo 2 razy a wiec pozdrawiam :D
-
Kefa, witaj! :lol: :lol:
Pozwól, że i ja się dołączę do twojego wątku, by Cię śledzić i wspierać... ni wspierać samą siebie pośrednio też :lol: :lol:
wiesz, jak pisałaś o czytaniu w czasie jedzenia - to cała ja!!! mam z tym straszny problem - bo i mól ksiązkowy jestem, bez czytania ani rusz... i bez jedzenia też :? :?
no i jeszcze inny problem - to jak nie jesc po 18... zwykle ok. 20-21 tak się chce jeść, że szok... szkoda, że lodówki nie da się tak zaprogramować, by się nie otwierała po 18 - choćby nie wiem co, na żadne zaklęcia ani odprogramowywania..- powinni takie sprzedawać, ja kupię pierwsza! :wink:
-
Hi Kefa, żelazna zasada, aby jedzeniu nie towarzyszyło czytanie czy oglądanie, bardzo na początku wkurza. :lol: :lol: :lol: Człowiek nie wie, co ma zrobić z oczami, rękoma. :lol: Przynajmniej mnie dość ciężko przychodziło szamanko bez czytania. :wink: Teraz juz ok i faktycznie pomaga zapamiętać obraz jedzonkowy, pomaga przy głodkach i oducza ruszania buzią jak się czyta. :wink: Zatem kolejny nawyk, który wdrażysz u siebie z powodzeniem. :P