-
Do Belli, tym razem u siebie
Napisałaś: ( jeszcze nie umiem cytować ):oops:
„Zawsze podchodziłam mocno emocjonalnie do wszystkiego, dlatego może tak bardzo przeżywam swoje porażki, dlatego też właśnie dzięki tym emocjom chcę się poczuć silniejsza i chcę walczyć o swoje prawo do bycia szczupłą kobietą, a to prawo muszę wywalczyć u samej siebie.”
Otóż to , używajmy naszych zalet do walki, każda z nas ma je inne, i tu przypomniało mi się zdanie, które gdzieś czytałam i które zapadło mi w pamięć:
"Ogród pełen róż zakwitnie różami, ogród pełen fiołków zakwitnie fiołkami"
Zakwitajmy więc, a im bardziej różnorodnie, tym piękniej.:D :wink:
Chociaż ja więdnę raczej, ech, upał to nie mój klimat, nie moja bajka ...
I rozpisuj się ile chcesz, a zapiski przydadzą się nie tylko mi, Tobie, forumowiczkom, ale i potencjalnie wszystkim na całym świecie, którzy znają język polski. :wink: Prawdę mówiąc świadomość, że moje wpisy idą przecież na cały świat, bardzo mnie na początku paraliżowała...
Jeśli chodzi o czytanie podczas jedzenia, to słuchałam kiedyś w radiu wypowiedzi słuchaczki, która twierdziła że jest takim czytelniczym maniakiem, że gdy czyta to zapomina o całym świecie, w tym także o jedzeniu!:shock:
Gdybym ja tak miała, szczególnie w młodych latach, to by mnie chyba już nie było. Dla mnie książka plus jedzenie to był raj, czułam wówczas pełnię szczęścia, ech, złudne to było , złudne :evil:
-
Wiesz, Kefa, ściągnęłam sobie od Ciebie Twoje godziny jedenia - czekam właśnie na 8, by zjeśc śniadanie :D
na drugie poczekam do 10.30 :lol:
nie będę przy tym czytać..
i wbiłam sobie do głowy, że sprawa jedzenia dotyczy mojej psychiki, a nie zołądka - nie jestem jego niewolnicą :twisted:
tylko myślę o jednym, bo dzisiaj wyjątkowo mam dyzur w nocy w pracy - i co, mam zjeśc ostatni posiłek o 18, a dalej nic? czy ja wytrzymam całą noc?
rano potem pójdę spać, więc jutro te godziny będą poważnie zaburzone - masz jakąś propozycję?
myślałam, żeby w nocy co 3 godziny pić tylko jakiś kefir czy sok...wcześniej się nie przejmowałam, bo nie odchudzałam się i brałam słodycze, kanapki
:shock:
ale teraz tak nie można... :?
-
Magpru, a gdzie to Twój wąteczek, hę?:wink: Ja też chciałam powspierać Ciebie na Twoim, a tu co? Dwa rozpoczęte zobaczyłam, historyczne już, z późnej jesieni :twisted: No ładnie, to nieźle się urządziłaś, sama biegasz po wątkach, a Ciebie to nie ma kto kontrolować, żadnych pasków wagi, żadnych raportów, nie musisz tłumaczyć się z wpadek, cwane, cwane... :lol: Zachęcam do ustatkowania się i zapuszczenia korzeni, bo przy takim niezobowiązującym bieganiu po forum,, forumowy urząd kontroli i prewencji nie będzie mógł do Ciebie się dobrać :twisted:
Patent na lodówkę zamkniętą po 18.00 radzę sprzedać, będziesz pławiła się w luksusie :lol:
Tylko jeszcze powinni także porozwieszać we wszystkich sklepach spożywczych nasze zdjęcia z podpisem: " tej pani nie obsługujemy " :twisted:
Ja zauważyłam, że im więcej zjem przed południem, tym mniejsze mam napady wieczorem, i jakoś mnie to na razie trzyma.
Ojej, już ósma, lecę na śniadanko! Jak zwykle godzina posiłku przychodzi wtedy, gdy miło mi się pisze, ech, co za złośliwość... :roll:
-
Witaj.
Ja tez zawsze tak miałam że przy czytaniu lubilam podgryzać.
Ale teraz to już przeszłość.
No i staram sie przestrzegać godziń posiłku.
I już nigdy nie zapominam o śniadaniu.
Kiedys do 3 mogłam nie jeść, a później robiłam z brzucha śmietnik.
Teraz po śniadanku czuję sie dobrze i mam energię do pracy.
Zapominam tylko czasem o kolacji, ale to chyba przeciez dobrze :lol:
Buziaki
kasia
-
Magpru, w czasie gdy pisałam do Ciebie, przyszedł Twój nowy post, już na niego odpowiadam.
Ja wiele lat pracowałam w systemie: dzień, noc, dwa dni wolne. Pomimo tego problem jedzenia w nocy dla mnie nie istniał, ja jestem tak zaprogramowana, że mniej więcej od 22.00 do 8.00 w ogóle nie chce mi się jeść, jakby ktoś guzik wyłączył. Organizm przestawia się na tryb „spania”. Mogłam zrobić sobie kolację w pracy o 21.00, i jeżeli w tym momencie nie mogłam zabrać się za jedzenie, to gdy wracałam do niego po 22.00 jadłam na siłę, bez smaku, albo wstawiałam do lodówki. Moi współpracownicy jadali i po kilka kolacji do samego rana, oczywiście szczupli. No ja nadrabiałam w dzień.
Myślę jednak, że nie musisz zjadać ostatniego posiłku już o 18.00, jeżeli w nocy pracujesz. Idea niejedzenia po 18.00 ma sens wtedy, gdy idziemy spać o normalnej porze, bo chodzi o to żeby gdy śpimy bardzo mało spalamy. Im później kładziemy się spać, tym późnej możemy zjeść kolację. Ja na twoim miejscu śmiało zjadłabym o 22.00, mając na uwadze także i to, że śniadanie będzie duuużo później. Nie wiem czy pracujesz w nocy regularnie, czy tylko od czasu do czasu, Stały system nocnych zmian wymagałby specyficznego rozplanowania godzin posiłków, tak myślę.
Kasiakasz:), witam i dziękuję za wpis. Twoje słowa umacniają mnie w wierze, że wszystko z czasem się unormuje, i nie będę tak się miotać i szarpać. Początkujący „odchudzacz” często myśli, że takie problemy będą towarzyszyć mu przez cały czas diety, i bywa, że działa to bardzo demobilizująco. Ale ja nastawiam się, że „pierwsze koty za płoty” :wink:
Gratuluję Tobie dotychczasowego sukcesu, tak niewiele Ci zostało do osiągnięcia celu. Tym bardzej, że jesteś przed progiem szóstki na początku, magicznej liczby. Dla mnie sześćdziesiąt parę kilo jest symbolem w miarę normalnej wagi.
Buttermilk, dzięki za otuchę, że z czasem kierując się wyczuciem będę zjadała ile trzeba i kiedy trzeba. Teraz niestety wygląda to tak, że przedwczoraj, podliczając kalorie późnym popołudniem, byłam pewna, że jeszcze nie dobiłam do limitu, a tu wyświetliło się 1260kcal, rozwiewając moje marzenie o skubnięciu jeszcze czegoś. Wczoraj sytuacja odwrotna – na liczniku 665, a czułam się jakbym zjadła co najmniej 2000. To wina upału, ja im goręcej, tym bardziej tracę apetyt, bo metabolizm zwalnia.
O długie wpisy proszę nie prosić, bo ja cenię sobie swobodę wyboru tego jak, ile, i kiedy napiszę.:wink: Okresy, kiedy będę pisała monosylabami, nieuchronnie nadejdą. W szkole i na studiach bardzo mi to przeszkadzało, bo albo rozpisywałam się ponad miarę, albo z trudem rodziłam pojedyncze słowa i siedziałam nad czystą kartką papieru waląc głową w mur.:lol:
Od wczoraj strona trudem się otwiera, więc się „wycwaniłam” i piszę sobie w Wordzie, swobodnie i bez stresu, mając przy tym kontrolę nad literówkami i błędami, których czuję sie zobowiązana nie robić. Gdy forum zechce się w końcu łaskawie otworzyć dla mnie, to wtedy wklejam tekst. Z tego powodu mogą zaistnieć pewne niezgodności czasowe. Na przykład do Belli napisałam wczoraj wieczorem, a wysłałam dopiero dzisiaj.
:roll:
-
Oj, Kefa, aleś mnie zrugała :oops: :oops: :oops:
okropnie się czuję... :oops: :oops:
wiem, że nabroiłam... :oops:
musiałaś aż tak sprawdzać moją przeszłość? :?
w takim razie obiecuję , że dziś podczas dyżuru powstanie mój ostatni i skuteczny wątek :wink:
zapiszę w nim, jak się zachowywałam dzisiaj - mam mobilizację, żeby się pilnować :wink: :wink:
dyżury nocne mam bardzo rzadko - średnio raz na pół roku, dlatego nie umiem dobrze zaplanować, bo nie mam wprawy, za to postanowiłam zgodnie z twoją propozycją zjeść dzisiaj 6 małych posiłków co trzy godziny - w godz. 8, 11, 14, 17, 20 i leciutki ostatni o 23, potem wrócę do domu koło 8 rano i nic nie będę jeśc tylko pójdę spać
uda się? mam nadzieję :D
a na razie mam też nadzieję, że pojawi się pode mną tickerek, bo sobie robiłam.. :lol:
udało się? :wink:
-
witaj Kefciu :lol:
Bardzo podobają mi się Twoje dietkowe założenia . Jedzenie 5 posilków pewnie metabolicznie jest lepsze niz 4 , ja jednak na razie przynajmniej pozostaję przy tych drugich, 4 dziennie to i tak dla mnie prawdziwa rewolucja :P nie wspomne już o jedzeniu śniadania, Od lat na śniadanko pilam tylko kawkę, a pierwszy posiłek zjadalam po przyjściu z pracy.... i dopiero wówczas zaczynał się mój żywieniowy szał i czasami trwał do późnej nocy :cry:
Tak więc i tak uwazam, że jest już dobrze :lol: dla mnie 4 posilki są ok :lol:
Miłego weekendu
Buziaczki H
-
Udanego piątku :lol: :lol:
Miłego weekendu
Buziaczki H
-
Wczoraj coś mi się stało. W trakcie słuchania dosyć żwawej muzyki najpierw kiwałam w takt głową, potem zaczęła podrygiwać mi noga a plecy przechylać to w jedną, to w drugą stronę. „Biodra” im pozazdrościły i też tak chciały, ale były unieruchomione siedzeniem na krześle, więc w pewnym momencie zerwałam się od komputera i już tańczyłam bez skrępowania.
Ponieważ mi się spodobało , przypomniawszy sobie jedno z założeń mojego odchudzania odszukałam płytki z różnymi ćwiczeniami i zaczęłam je przeglądać, aby wybrać na początek najbardziej przystępne dla mych zastałych mięśni i obciążonych nadwagą stawów.
Mój wzrok przyciągnął tytuł „Gimnastyka z Cindy dla kobiet po porodzie”:wink:, uznałam, że kondycją od tychże chyba nie odbiegam i z ciekawości włączyłam, żeby przejrzeć tylko, czy się nadaje.
Pod wpływem widoku ćwiczących kobiet ( ale Cindy Crawford ma boską figurę :roll: ) i poleceń instruktorki nagle sama zaczęłam je wykonywać i ani się spostrzegłam jak popędziłam po dawno nie używane, zakurzone hantelki i już wytrwałam dzielnie do końca sesji nie ustępując kroku paniom na ekranie :shock:. Odpuściłam sobie tyko ćwiczenia mięśnia Kegla :D:i głębokie przysiady – moje stawy kolanowe nie nadają się do nich. Cała seria zaskoczyła mnie pozytywnie, bo podczas kolejnych ćwiczeń byłam święcie przekonana, że to dopiero rozgrzewka, a prawdziwy wycisk dopiero się zacznie, a tu nagle okazało się, że to już koniec. Zresztą przypomniało mi się, że tę płytkę kiedyś skopiowałam od koleżanki, która polecała ją dziewczynom nie lubiącym dużego wysiłku.
Na razie więc przy niej zostanę, dopóki nie zacznę odczuwać niedosytu. Wtedy przejdę na wyższy stopień zaawansowania.
Zmodyfikowałam tylko nieco ćwiczenia, dorzucając więcej ćwiczeń na mięśnie brzucha
.
Naśmiałam się też z siebie przy tej gimnastyce, że hej, np. przy poleceniu „leżąc na plecach przyciągnij nogę do brzucha”. Dziewczyny na płycie przy tej pozycji kolano mają mniej więcej przy brodzie, a ja w górze pod kątem prawie 90 stopni :?. Jakbym miała poduchę między tułowiem a tą nogą. O , albo to: „ połóż ręce pod żebrami i wciągnij głęboko powietrze”, ehm, w którym miejscu kończą mi się żebra? Położyłam na chybił trafił i poczułam tylko dobrze napompowaną oponkę. Mam nadzieję, że za parę miesięcy będę mogła „wymacać” swoje kości bez prawie że dziurawienia skóry od silnego naciskania ciała w poszukiwaniu tychże.:wink:
W każdym razie cieszę się, że nabrałam ochoty do gimnastyki, i to w taki upał. Wyraźnie czuję potrzebę ruchu i będę ją wykorzystywać, póki nie minie. A jak minie, to będę ćwiczyć „przez rozum”.:twisted:
Dzisiaj jak na razie regularność posiłków pod pełną kontrolą:
8.00 – dwa kawałki razowego chleba z pasztetem sojowym i pomidorem + kawa z mlekiem
10.30 - 250 gram bobu i surowa marchewka
13.00 – omlet z dwóch jaj ( z paroma łyżkami mleka i łyżką mąki graham ) z pomidorami i bazylią usmażony na łyżce oliwy z oliwek
15.30 – zamierzam zjeść pół kalafiora
18.00 – jeszcze nie wiem :)
Piję niegazowaną wodę mineralną oprócz tego, no i moją ukochaną kawę...Od niej zaczynam dzień, dwie godziny później piję drugą. Chciałabym zmienić ten zwyczaj, ale na razie kawa jest dla mnie najlepszym środkiem zabijającym niezdrowy apetyt. Gdy zdarza mi się zacząć „kombinować”, wypicie kawy otrzeźwia mnie i już tylko się dziwię, jak taka grzeszna myśl mogła mi przyjść do głowy.
Uzasadnione jest to zresztą fizjologicznie, czytałam, że gorzki smak zmniejsza ilość soków żołądkowych, a wiadomo, że im jest ich w żołądku więcej, tym bardziej chce nam się jeść. U mnie sprawdza się w stu procentach.
P. S. To jedzenie co 2,5 godziny jest boskie, jeszcze czuję smak omletu, a już muszę myśleć o następnym posiłku, który wymaga dłuższej obróbki termicznej :D
-
Najpierw nie chciało sie wysłać, a teraz dwa razy ,ech :roll: