Oj ile w tym prawdy.
Człowiek chyba faktycznie jest na odwyku bo wystarczy jedna kulka
i już sie zaczyna
Wersja do druku
Oj ile w tym prawdy.
Człowiek chyba faktycznie jest na odwyku bo wystarczy jedna kulka
i już sie zaczyna
Taak. W sumie fajne. Taka mara z przeszlosci.
Jak przykladam moja niegdysiejsza diete do piramidy to az sie lapie za glowe. W podstawie mialam to, co powinno byc okazjonalne, a zalecanego fundamentu wraz z podpiwniczeniem w ogole nie zbudowalam. Moj "dom" stal na dymie z komina. No dobra, wlasciwie skladal sie z samego dymu i komina :D Teraz moge sie z tego posmiac, ale w gruncie rzeczy to bylo tragiczne, o czym najlepiej swiadczy to, jak wygladalam i jak sie czulam. I to sa FAKTY.
Wprowadzilam nowy styl zywienia nie majac pojecia o piramidzie. Dokopalam sie do niej okolo Swiat Wielkanocnych i przezylam olsnienie. Bo okazalo sie, ze teraz jem dokladnie wedlug niej :!: Kierujac sie wylacznie intuicja i zalozeniami, ktore do mnie przemowily i ktore mi pasowaly. Dlatego na ten moment zycia bede sie tego trzymac.
Mozna by poszukac skladu mleka roznych ssakow, ale wiesz - nie chce mi sie - i tak nie odkryje Ameryki - chca to zrobic o niebo lepsi ode mnie i jakos im sie nie udaje.
Ekstrema mnie przerazaja. Wszystkie. Tym samym te dietetyczne rowniez. Ten moj lek ma podstawy swiatopogladowe i historyczne, i jeszcze wynikajace z wlasnych doswiadczen; ekstrema sa grozne bo wywoluja wojny i nietolerancje a przez to nieszczescia, hamuja rozwoj, sa przeciwienstwem wolnosci. Ekstremalne jedzenie spowodowalo moja otylosc.
Jestem za harmonia. Uwazam, ze najlepszym wynalazkiem filozofii byl zloty srodek.
Witam wszystkich w cudowne sierpniowe przedpołudnie :P. Deszczyk pada, niebo zachmurzone, temperatura 20 stopni, a jarzębina pod moim balkonem zaczyna się czerwienić. To znak, że lato powoli zmierza ku jesieni. Mojej ukochanej pory roku. Wiem, że wynaturzona jestem :wink:.
Dla mnie to nie wiosna, ale jesień jest symbolem nowego życia, tak, tak! Lato to ukoronowanie , spełnienie, apogeum. Jesienią, wraz z opadającymi liśćmi odchodzi stare, i to wówczas odczuwam dreszczyk emocji, bo to tak, jakbym wyrzucała stare śmieci z domu, robiąc miejsce na nowe, lepsze meble.
O przyrodzie nie wspominam. Dobrze, że nie umiem wklejać zdjęć, bo zalałabym wątek jesiennymi krajobrazami :twisted: .
Wczoraj znalazłam stary notatnik z roku 1993. Miałam wtedy 21 lat. W nim zapisywałam swoje wymiary, bo oczywiście odchudzałam się. Oto do czego udało mi się wówczas dojść:
Oto młoda i pię...no nie, piękna to nigdy nie byłam,... i szczupła Kefa:
Wiek: 21 lat
Wzrost: 160cm
Waga: 58kg
Biust: 90,5cm
Talia: 71cm
Biodra: 100cm
Udo: 57,5cm
Schudłam wtedy z wagi 72 kilo. Jak widać po wymiarach, biodra i uda zawsze będę miała masywniejsze. Biust natomiast, pomimo że niby duży, składa się głównie z tkanki tłuszczowej, bo w trakcie odchudzania bardzo mi maleje. Już wtedy, w wieku 21 lat, byłam przerażona jego kondycją, a co dopiero teraz...
Ale nic to, nie można mieć wszystkiego, najważniejsze, że mam jakiś punkt odniesienia, wyobrażenie, do czego jestem w stanie dojść.
Miałam zapisywać sobie godziny posiłków, w ramach dyscyplinowania, no to piszę; dzisiaj godzina 8.30 kawa z mlekiem... . Ja po prostu za późno wstaję, rozleniwiłam się na tym wolnym, dlatego tak mi się przesuwają posiłki, bo teraz przecież powinnam powoli jeść drugie śniadanie, a tu jeszcze pierwsze nie zaliczone.
Dobra, w takim razie wysyłam ten post, chociaż miałam jeszcze pisać, i idę jeść, bo mnie już ta nieregularność zaczyna drażnić. :twisted:.
Devoree, do Twojego ostatniego postu nic już właściwie dodać według mnie się nie da, bo byłoby to tylko niepotrzebne rozwadnianie tak pięknej puenty. Wystarczy się podpisać i stosować.
Ale i tak czekam wciąż na obiecany post w wątku Dagmary. :wink:
Ostatnio przeżywam niechęć do wagi, więc nie wiem, kiedy będzie następne oficjalne ważenie. Na pewno nie w sobotę.
Ostatnio rower uśmiecha się do mnie ze swego, jak bardzo zakurzonego, kącika. Dopiero teraz pogoda mnie na tyle satysfakcjonuje, że poważnie rozważam myśl o daniu mu w szprychy moim szanownym ciężarem. :wink: Stanowczo za długo się lenił. Poważną przeszkodą jest dla mnie mieszkanie na tym nieszczęsnym czwartym piętrze bez windy. :? Rower waży 17 kg, więc po wniesieniu go na górę po solidnej jeździe dosłownie trzęsą mi się łydki i ręce z wysiłku. Zazdroszczę mieszkańcom domków jednorodzinnych - jak mają ochotę to po prostu wskakują na siodełko i jadą :roll: , a dla mnie to cała wyprawa.
Muszę się jednak zebrać, bo już dawno nie odwiedzałam lasu i moich ukochanych "Dzikich Pól', jak nazywam nieużytki na przedmieściach niedaleko mojego domu.
No tak, pora przygotowywać obiad :twisted: . Jak będę bogata, z miejsca zatrudniam pomoc domową, której głównym obowiązkiem będzie stawianie mi posiłków przed nosem w ściśle określonych porach. :twisted:
Ja też, ja też, a do tego bedzie za mnie sprzatać, i inne takie.... Nie wiem jak wy ale ja odkąd jestem mężatką i muszę to robić nienawidzę tego. No tak ale jak mieszkałam z rodzicami było nas 4 kobiety do gotowania sprzątania i innych..a teraz lepiej nie mówić... Mój mąż niestety nienawidzi mi pomagać - i jak go proszę by coś mi pomógł to ... a lepiej nie mówić. A tak wogóle ja wiem, że mówić łatwo a robić nie łatwo ale pomyśl sobie ile kalorii spalasz wnosząc i znosząc ten rower z czwartego piętra!!!!
Ty jestem: TAKIJA z 116 chcę mieć 64
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
Witaj Kefciu:)!!!
Bardzo Ci serdecznie dziękuję za wyjaśnienia chlebkowe:) A skoro już znalazłam eksperta w tej dziedzinie to pozwól,ze zapytam jeszcze o bułeczki...a jak z nimi jest???Bo niestety one nie mają napisane składu na sobie i jak wtedy je rozpoznać,które są zdrowe,a które nie???
Pozdrawiam:)
Cześć :D :D
O złotym środku chcę dopisać , że gdy którąś grupę wyłączam z jadłospisu , to po niedługim czasie jestem osłabiona . Trochę pomagają witaminy .
A dieta rozdzielna , choćby nawet była słuszna , jest wbrew naturze , lub też nasze przyzwyczajenia są aż tak głębokie . Czy znacie kogoś , kto długo stosuje dietę rozdzielną ?
Takija, ja nie jestem mężatką i od pewnego czasu mieszkam sama. Uwierz mi, że tak jest trudniej się zmobilizować do regularności. Mogę nie sprzątać albo jeść obiad o drugiej w nocy, i nikogo nie mam przez to na sumieniu. :wink:.
Z tym rowerem to jest tak, że niby tyle kalorii spalę wnosząc go, ale zdaję sobie sprawę, że gdyby był bardziej dla mnie dostępny, jeździłabym o wiele częściej.
Agniecha – bułki można sprawdzić tak samo jak chleb. Spis składników nie jest potrzebny. Łatwo można rozpoznać uczciwą grahamkę. Mi wystarczy rzucić okiem na kolor – nie może być jednolicie brązowa. Ciemniejszy ocień pieczywa ma pochodzić z zawartych w niej otrąb – wystarczy dobrze się przyjrzeć, by je zobaczyć. :D
Dagmara – witaj! :D
Nie wydaje mi się, żeby dieta rozdzielna była niezgodna z naturą, bo w niej mieszanki białkowo-węglowodanowe rzadko występują. Tylko warzywa strączkowe typu fasola, groch czy soja to takie mixy 2w1 :wink:. Nie znam nikogo konkretnego na tej diecie, ale często obijały mi się o uszy pochwały na jej temat. Ja sama, gdy tylko mogę, staram się jadać według jej wskazań, czyli np. kanapka z masłem i warzywami, albo omlet z surówką. Ale nie zawsze oczywiście. Wszystko na luzie.8)
Kiedyś czytałam obrazowy i trochę makabryczny opis, co się dzieje z mieszanym pokarmem w naszym przewodzie pokarmowym, autorstwa pani Mai Błaszczyszyn. Jak będzie mi się chciało, to go wkleję, ale tylko jako ciekawostkę. :wink:
Kefciu - wiesz, ja jednak podziwiam za wyrzucenie za okno czekoladowego orzeszka :shock: ja w swoim życiu nigdy nie wyrzuciłam niczego słodkiego nawet do kosza, wszystko musiało być prędzej czy póxniej wyrzucone.. za to wyrzucenie resztek sałatki (bo się zepsuła) czy surówki z obiadu.. zdarzało się :oops: :oops: to jest dopiero nałóg...
a jeśli chodzi o Kwaśniewskiego, to niech on się odczepi od Biblii, bo wcale się na niej nie zna - już fakt, że 99,99% jest przekonanych, że tym zakazanym owocem było jabłko świadczy o ich nieznajomości tematu - otóż wcale to nie było jabłko - ale wszędzie we wsztystkich tłumaczeniach i przekładach przewija się słowo:owoc - po prostu owoc, ale pytanie, jaki to owoc.. no cóż, Polska postawiła na jabłko, Afryka może postawić na banana, Nowa żenlandia na kiwi.... jaki to był owoc, nie dowiemy się nigdy tu na ziemi, może to był taki gatunek, który teraz na ziemi już nie istnieje, został zamknięty w raju na zawsze przed ludźmi, żeby nigdy po niego nie sięgnęłi i tym samym nie stali się nieśmiertelni...
tak samo jeśli chodzi o niby znajomość Biblii tegoż doktora, to zapomniał chyba on, że w raju ludzie nie jedli zwierząt, podobnie zwierzęta nie zjadały się nawzajem, lecz trawką, owocami, warzywami itd...jakoż ze nie było wtedy śmierci, a ona przyszła dopiero po grzechu - dotknęła wtedy i zwierzxęta, które zaczęły na siebie polować i jeść...
a moja dusza tęskni za takim rajskim życiem bez zabijania i bólu - jest nam to obiecane, ale po śmierci i nie dla wszystkich, wiadomo.. gdyby więc polemizować, co było pierwszym pokarmem, to widać... chyba, że się jest zwolennikiem ewolucji, która zaprzecza istnieniu raju i podaje, że pierwotni ludzie jedli głównie mięso i owady polując na zwierzęta i różne robactwa, jak dziś dzikie plemiona... w co kto wierzy, niech tak je...
rowerek?? a nie masz możłiwości trzymać go w piwnicy - jak ryzykowne jest we własnej, to musi być jakieś piwniczne pomieszczonko dla rowerów dobrze strzeżone... ja trzymam swój we własnej piwnicy, i odkąd kilka lat tu mieszkamy, to dzięki Bogu, jeszcze go nie ukradli, ani mojego, ani męża.. ja wogóle nie mogłabym trzymać u siebie w domu - bo po pierwsze-mam maciupkie (32m), po drugie- nie ma nawet balkonu, po trzecie-na siódmym piętrze, z windą, ale czasem nie działa, więc noszenie tego potem po pracy (czesto wtedy jest taka niespodzianka) i z zakupami, jakie zawsze mam w koszu rowera - jest przerażające - fizycznie niemożliwe...trudno, jak ukradną z piwnicy, to kupię drugi i też do piwnicy muszę z powrotem włożyć...
eh.. służąca, najlepiej prywatna dietetyczka, (zawsze o takiej marzyłam) która ułożyłaby jadłospis, podawała posiłki o określonych godzinach, zamknęła lodówkę przede mną i wtedy nie ma zmiłuj - chudniesz ekspresowo... zawsze uważałam, że gwiazdy tylko dlatego tak wyglądają, bo każda ma swoją dietetyczkę, która pilnuje ich żołądki... gdyby zaczeły życ na własny rachunek i same gotować, to przypominałyby Roseanne...niechby mąż przejął lodówkę w swoje ręce, gotował i nie pozwalał się do niej zbliżyć - to by było to... :wink:
ale się rozpisałam - mam nadzieję, że nie pogniewasz się.. ja raczej małomówna (-pisemna) na innych wątkach, ale czasem mam wenę,... :D :D
Dużo ciekawostek tu u ciebie można sie dowiedzie.
Z tym nie łączeniem jest tak chyba jak piszesz, wcale nie jest takie złe, tym bardziej ze tyle ludzi go chwali
A co do rowerka to ja wole stacjonarny