Poszłam do pani dietetyczki. Pani była bardzo kompetentna, wykształcona w tym kierunku, pasjonatka i co najważniejsze niczego nie chciała mi sprzedać. Kazała zrobić wyniki. Okazało się, że mam niedoczynność tarczycy. Po trzech miesiącach diety ułożonej przez panią dietetyczkę specjalnie dla mnie, waga stała w miejscu. Pani dietetyczka kazała szukać przyczyny u lekarza. Zasugerowała aby zacząć od sprawdzenia krzywej insulinowej, ponieważ często powodem niechudnięcia jest tak zwana insulinooporność. Po wielu perypetiach z lekarzami zrobiłam krzywą insulinową (nie mylić z krzywą cukrową, bo to dwie różne krzywe) i okazało się, że faktycznie mam insulinooporność. Na czczo przy zakresie 2,4 - 24,9 mam insuliny 9,9 natomiast po wypiciu 75g glukozy po godzinie mam już 280 insuliny. Poszłam z tym do endokrynologa (strasznie trudno się dostać), który (która, bo to pani była) z lekceważeniem stwierdziła, że wszystkie grubasy mają insulinooporność. Przepisała mi tabletki, najniższą dawkę Glucophage. Waga niestety nadal stoi w miejscu. Zamknęłam się w martwym kole - jestem gruba bo mam insulinooporność i mam insulinooporność bo jestem gruba. Może ktoś coś wie więcej na ten temat? Proszę o pomoc.
Zakładki