-
Najbardziej depresyjne urodziny ever
Zjadlam jeszcze urodzinowe slodycze, wypiłam urodzinowego drinka (no bo przecież się należy!) i jak juz sie opaslam do granic mozliwosci postanowilam sie jednak za siebie wziac (po raz miliardowy ofkors).
To sobie mysle wejdę na wagę, musze stawic czola mojemu tluszczykowi i wiedziec od czego zaczynam. W myslach modlitwa oby bylo chociaz 69kg.. oby nie 7 z przodu...
i nagle jeb.
Plaskacz w twarz.
Kubel zimnej wody.
76 kg
dziekuję do widzenia...
Mam 33 lata i dola jak nigdy. Nagle zobaczylam w lustrze zaniedbana kobiete, z ogromnym cellulitem nawet na brzuchu, z faldami tluszczu, zgabiona, z brzydką cerą.
Zobaczylam SIEBIE.
Niestety
I tak sie zastanawiam kiedy k*rwa to sie stalo. Nikt mi nawet nie powiedział ze przytylam. ze cos jest nie tak. Zylam sobie slodko az tu nagle taka brutalna rzeczywisosc doslownie mnie przytlacza
niby widzialm siebie w lustrze, na zdjeciach. Ale kazdy mnie akceptuje, maz zachwala to i owo, kolezanki poklepuja po plecach przy kolejnym paczku...
a ja- stara a glupia dalam sie na to nabrac.
Boze. Jedyny na prawde jedyny.plus jest taki ze nigdy nie bylo i mam nadzieje ze nie będzie gorzej...
Trzymajcie za mnie kciuki. Startuję
-
Odp: Najbardziej depresyjne urodziny ever
Nie mam odwagi się zmierzyc. Zabieram się do tego jak pies do jeża. No nie mogę.
Mam taki zeszyt. W którym co jakiś czas spisuję swoje wymiary -jako start przy kolejnym zrywie. Oczywiście każdy zryw -raz szybciej,raz wolniej, ale wkrótce się kończył i kolejny START zaczynałam z nawiązką.
Boje się tej konfrontacji,chociaż jest nieunikniona i tak naprawdę nic nie zmieni, a da mi przynajmniej jasny obraz mojej koszmarnej sytuacji.
Może jutro. A może wieczorem.
Zawsze takie pomiary robiłam rano, po okresie, na czczo, po wizycie w toalecie. To aż śmieszne. Ważyłam się w najbardziej optymalnych warunkach, zeby waga pokazała jak najmniej. I miałam poczucie,że oho!-nie jest tak źle! Super Anka! Nie wiem,czemu sie tak czepiasz samej siebie?! Wyluzuj!
No to luzowałam.
I mam efekty.
No nic. Bicie piany tu nic nie da,tu trzeba się wziąc do pracy nad sobą. Jest o tyle dobrze,że przestałam się oszukiwac.Te oistatnie urodzinowe ciastka i drinki jak na razie naprawdę były osttanie.
Wcześniej w myśl zasady- jak nikt nie widzi,ze żrę, to się nie liczy- jadłam po kryjomu. A mam do tego (NIESTETY!) naprawdę idealne warunki. Nie chce mi się ich opisywac, ale mogłabym pochłonąc 100 batonów dziennie, a i tak nikt by się nie skapnął. Mimo,że pracuję z wieloma osobami, mam takie biuro, że wielokrotnie jadłam cichaczem coś słodkiego,a potem oficjalnie szłam na obiad, w domu to samo- jest się gdzie skryc i napchac.
Żałosne jest to,że nawet męża udaje mi się idealnie okłamywac. O moich zabuzeniach odżywiania nie ma pojęcia. A no tak, bo zapomniałam wspomniec, anoreksja/bulimia -to moje zmory od mniej wiecej 20 lat... Tak by wychodziło, bo pierwsze próby odchudzania zaczęłam w wieku 13 lat. To naprawdę jest przerażające.
Z moim problemem jestem absolutnie sama, ale wiem,że dam radę. Zaczynam po raz tysięczny, ale tym razem trochę inaczej. Trzymajcie za mnie kciuki.
Proszę
-
Odp: Najbardziej depresyjne urodziny ever
Trzymam kciuki i wiem,że to banalnie zabrzmi,ale najważniejsze jest nastawienie. Wiem po sobie, bo o dietach ćwiczeniach wiem tyle a nic na mnie nie działa,ale prawda jest taka że własnie się okłamywałam i robiłam dokładnie odwrotnie niż powinnam i udawałam,ze wcale nie. Unikałam zdjęć chociaż dużo podróżuję, to mam same widokówki, bo przecież baryła na fotce psuje efekt.
Mam szafę pełną ubrań, bo przecież kiedyś schudnę i będą dobre, ale nie dowierzam,ze kiedyś się w nie mogłam wcisnąć, przecież są takie maleńkie. No więc cel już mam, powoli ale mam nadzieję,że dam rade i tego samego Tobie życzę.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki