Moim zdaniem kiełki fasolki mung smakują trochę jak swieży groszek, są lekko chrupiące i naprawdę pyszne :)
Wersja do druku
Moim zdaniem kiełki fasolki mung smakują trochę jak swieży groszek, są lekko chrupiące i naprawdę pyszne :)
mmmmm...sniadanko masz pycha :) co do suwaczka...no może...też bym sie zdziwiła jakbym za jakiś czas miałą 10 kg mniej :D a co do tych 80 kg do sylwka...no jeszcze troche czasu zostało...+/- 7 kg powinno pójść sobie w siną dal, więc może jednak? :)
to musze się za tymi fasolkowymi kiełkami rozejrzeć :D :roll: :roll: :roll:
moominku miłego dnia :) http://www.ania-misia.piwko.pl/zoo0020.gif
Tez najbardziej lubie kielki fasolki mung:) w koncu mafia wroclawska je lubi :P
Moominko gratuluje srdecznie wyniku! Jest imponujacy.
Do sylwestra 59 dni:)
No, kochane, toście mi smaka narobiły tymi kiełkami :) Na pewno kupuję kiełkownicę i od razu spróbuję kilku rodzajów nasionek, ale to dopiero w przyszłym tygodniu. Jutro wyjeżdżam na kilka dni, dzisiaj pewnie pójdę spać po północy, tyle mam do zrobienia przed wyjazdem. Jak zwykle zaległości na forum nie nadrobiłam, dojdą nowe, coraz więcej wątków czeka na czytanie, o wpisaniu się już nawet nie marzę, przynajmniej na razie, bardzo brakuje mi wolnego czasu...
Przemyślałam raz jeszcze schudnięcie do Sylwestra o 8 kg. Nadal podtrzymuję, że jest to mało realne, ale spróbuję się poważnie przyłożyć, nie będę miała wtedy wyrzutów sumienia, że zlekceważyłam sprawę. Zmniejszam limit o kolejne 200 kcal, wracam do starego, nieśmiertelnego tysiąca. Jeśli poczuję się gorzej, zrezygnuję, ale z drugiej strony te kilka tygodni powinnam spokojnie przetrwać, zwłaszcza że będę brała witaminy i preparaty na wzmocnienie. Poza tym mam nadzieję, że ten zryw pomoże mi przetrwać imprezę u dziadków. Biorę wagę, kalkulator i tabele kaloryczne, choćby nie wiem, jak smaczne było jedzonko, nie pozwolę sobie na zjedzenie więcej niż 1050 kcal. Trzymajcie za mnie kciuki :D
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia po niedzieli...
8 kg to bardzo realny cel :D jestem pewna że Ci sie uda :D
życze miłego wyjazdu, mam nadzieję że odpoczniesz sobie choć troszkę :D
pozdrawiam baaaaaaaardo serdecznie :D
Moominko mamy bardzo podobny cel , ten sam okres diety i nawet kalorycznosc:)
Wierze ze nam obu sie uda:)
Buziorki :*
Ja też wierzę , że się uda :wink:
Kochany Moomineczku... ponieważ właśnie trafiłam u Rewolucji na świętowanie imienin, nie mogłam się powstrzymać przed wpadnięciem od razu także i Do Ciebie.
Z całego serca życzę Ci zrzucenia tych 8 kg do Sylwestra i spełnienia wszystkich marzeń... i mam nadzieję, że nie zamordujesz mnie za tą dekonspirację :wink:
Jesteś kochana i bardzo się cieszę, że znowu jesteś w moim życiu :)
I jeszcze mam dla Ciebie bukiecik dalii:
http://i29.photobucket.com/albums/c2...utumn/8028.jpg
Jak widać, suwaczek nie drgnął nawet o 10 dkg. Przykre, a przykre tym bardziej, że sama sobie zaszkodziłam. Za dużo jedzonka, zdecydowanie za dużo węgli, zero ruchu i to przy wiedzy, że jesienią i zimą przemiana materii jeszcze bardziej mi słabnie... Mogę albo użalać się dalej nad sobą i zajadać smutki, bo zajadać niezdrowo można i przy niewielkim przekraczaniu limitu, mogę też trzymać się limitu i jeść to samo paskudztwo co do tej pory, ale mogę również przemyśleć dotychczasową dietę i zostając jednak przy 1200 kcal starać się zwiększać białko jak największym kosztem węgli.
Moje kochanie pomogło mi zrozumieć, że tysiącem mogę sobie jedynie zaszkodzić. I tak jestem osłabiona, mój układ odpornościowy nie działa najlepiej, a ograniczanie kalorii na pewno mu nie pomoże - nie ma sensu, żebym jednocześnie faszerowała się lekami i pozbawiała energii. 1200 jest w miarę sensownym limitem kalorii, jeśli do tego dołożę ćwiczenia co drugi dzień (przez pewien czas szło mi bardzo dobrze), może dodatkowo rower plus odpowiednia dieta, mam wtedy szansę na poprawienie metabolizmu. Stanęłam mocniej na nogach, wyciągnęłam głowę z chmur i zdaję sobie sprawę, że nie mam szans na zobaczenie siódemki w tym roku. Nieważne... Równie szczęśliwa będę, jeśli pojawi się w styczniu, bądź nawet w lutym, bo przecież doskonale wiem, co nieraz już pisałam, że nie jest ważne tempo chudnięcia, ale jego jakość, o czym ostatnio niestety zapomniałam.
Jakie mam więc plany na resztę listopada? Cóż, to ponad trzy tygodnie, całkiem realne jest więc przesunięcie suwaczka aż o dwa kilogramy, 85 wygląda o wiele zgrabniej niż 87, miło by było zobaczyć to na własnej wadze. Ale ponieważ mam zamiar poważnie zająć się ćwiczeniami, ważniejsze od wagi będzie zgubienie centymetrów, moim minimum więc jest stracenie kilograma i pięciu centymetrów w obwodach. Jeśli zaś będzie więcej, cóż, na pewno się nie pogniewam... :)
Triniu, o co mam się gniewać? Dziękuję za życzenia i kwiatki, wspaniale było je znaleźć po powrocie :)
Katharinko, tiaro i animko, miło mi, że tak we mnie wierzycie, ja też w siebie wierzę, ale czasami wiara nie wystarczy. Trzeba spokojnie i realnie podejść do problemu, żeby rozdmuchanymi nadmiernie oczekiwaniami nie popsuć sobie radości z codziennych, drobnych może, ale jednak zawsze sukcesów :)