Trzymam za Ciebie Bes kciuki!!
Wersja do druku
Trzymam za Ciebie Bes kciuki!!
No i zapomniałam o tek tacce napisac :)
Kupiłam ją w promocji w Albercie - kiedyś można było kupić za pare złoty za zebrane punkty - teraz niestety nie ma. Ale myslę że bywają w hipermarketach podobne (może ew. bez takiej miseczki, ale zawsz emożna coś dopasować innego :)
A dipy - ja zawsze biorę sos tzatziki Dr Oetkera, a ostatnio pojawiły się też inne dipy, ale ja wple tzatziki ;)
No to jeszcze reklame zrobie :)
http://www.oetker.pl/object.php/act/...4483710d253b93
http://www.oetker.pl/object.php/act/...d6cca827552976
Pozdrawiam
EMKR, dziękuję za odpowiedź :) no właśnie chyba sobie poszukam takiego cuda - bo czemu by nie? skoro lubię pogryzać czasem coś dobrego, to sobie muszę znaleźć lepsze to dobre ;-) i tę kiełkownicę też muszę jakoś dorwać :P ano właśnie - jak idzie uprawa? ;-)
Anikas, cieszę się, że Cię widzę u siebie :) od razu milej :)
dziś trzeci dzień dietki - więc może czas wreszcie coś konkretniej napisać. postanowiłam złapać byka za rogi i przez pierwsze cztery dni zastosować tzw. dietę lotników - podpatrzoną u siringi. oto ona:
oczywiście - jak to ja - wprowadziłam trochę modyfikacji. po pierwsze - jako że wstaję o 11, a kładę się spać ok 2-3 w nocy, to godziny są poprzestawiane. po drugie - wczoraj nie było wieczorem jajka - za to porcja owoców była razy 1.5 (no nie dziwcie się, że wolałam arbuza od jaja na twardo :P) po trzecie - dziś nie było 300g owoców, a po prostu jeden banan (brak czegokolwiek owocowego innego w domu :/)Cytat:
Zamieszczone przez siringa
tak więc kończę już trzeci dzień - popijając herbatkę z dzikiej róży z jabłkiem - i zastanawiam się, co dalej. bo tak jak byłam pewna, jaki będzie początek - tak dalszy ciąg wciąż nieznany. a wymyślić coś muszę - bo od piątku będę codziennie w pracy po 6h (w niedzielę nawet 9h) - i tak przez 7 dni. jedno jest pewne - odpada dalsze ciągnięcie tego co teraz - bo jakby nie patrzeć 800-860kcal to racja głodówkowa dla mnie.
zastanawiam się nad tym wszystkim już długo. i nie wiem do końca, co robić. próbowałam już wielu rzeczy - jedne działały - inne nie. i wypadałoby wyciągnąć z tego jakieś wnioski. pierwszy, jaki się nasuwa, to ten, że powinnam znów zacząć jedną z diet, które przyniosły skutek. po jakimś czasie jednak zapytałam samą siebie - gdzie ten skutek? skoro były odpowiednie, to czemu rozpłynęły się gdzieś, a ja znów przytyłam? tak więc odpada wszystko, co już było - zero kombinowania, że czegoś mi jeść nie wolno albo można w jakichśtam proporcjach. nie mam już siły kombinować, co robić, gdy w domu nie ma odpowiednich rzeczy. kalorii liczyć mi się nie chce - ale chyba jednak na początku będę musiała - albo przynajmniej spróbuję poszukać zamienników dla wysokokalorycznych produktów. poza tym - żołądek się skurczył i wypada z tego skorzystać - toteż spróbuję jeść mniej posiłków o w miarę stałych porach i max 400g.
zobaczymy, co z tego wyjdzie. chciałabym, żeby wyszły kilogramy. i sobie poszły. na zawsze.
Bes ja sama uczę się po prostu MŻ.. mniej jeść, zdrowiej jeść.. taka nauka tak naprawdę na całe zycie.. odrobiłam wszystkie stracone kg :( teraz już nie chcę tyć więcej, ale powoli na nowo je zgubić ale skutecznie i na zawsze!! moim zdaniem MŻ i zadna inna droga..
zresztą to jest to o czym piszesz.. mniejsze porcje, niskokaloryczne posiłki, dużo warzyw i owocki, bez słodyczy najlepiej, ograniczanie węgli.. będzie dobrze! :D
pozdrawiam
qrcze - napisałam taki dugi post i sobie skasowałam jakimś skrótem. grrr... no to jeszcze raz :P
czas na małe podsumowanie.
efekt 4dniowej diety lotników : spadek wagi z 107.2 na 103kg :) do tego:
* skurczony żołądek
* o wiele lepsze samopoczucie
* więcej energii
od piątku do diety wprowadziłam węglowodany. miało być stopniowo - wyszło troszkę inaczej, ale kontrolowanie ;-) może to i lepiej, bo organizm powoli zaczynał się dopominać o więcej energii. efekt? w sobotę rano waga ok. 103.7kg - tak więc całkiem dobrze, bo i tak założyłam, że na początku skoczy w górę - chociażby dlatego, że jelita znów się zapełnią ;-)
weekend u Mojego Ukochanego - trochę się bałam tego pod względem jedzeniowym - ale wszystko się udało :) w sobotę mama Mojego zrobiła na obiad wielgachne kotlety schabowe w panierce + ziemniaki + mizeria. i teraz UWAGA!!! mimo że Łukasz i tak nałożył mi mniej niż zazwyczaj - to otrzymał ode mnie w prezencie jeszcze pół kotleta i połowę ziemniaków - jestem z siebie dumna :mrgreen::mrgreen::mrgreen: w niedzielę na śniadanie zjadłam wielki kubek muesli owocowego - spora porcja, ale wstałam po 12, a poza tym to była niedziela i w ramach limitu pozwoliłam sobie na odrobinę łakoci (muszę przyznać, że jakakolwiek tląca się gdzieś chęć na słodkie minęła :) ) na obiadek wróciłam już do siebie - czyli pierś z kurczaka pieczona w sosie pieczarkowym + gotowana fasolka szparagowa zielona - pycha!!!
dziś rano waga pokazała: 102.7kg :mrgreen::mrgreen::mrgreen:
tak więc - jak widać na załączonym obrazku - jestem na dobrej drodze do celu :) najpierw dwucyfrówka - wiadomo :P myślę, że jak dobrze pójdzie, to w połowie sierpnia powinna być - zobaczymy :P
kolejny cel? cóż... 20 września mam urodzinki - chciałabym do tego czasu ważyć jak najmniej - oczywiście w granicach rozsądku. nie stawiam sobie konkretnego celu, ale na pewno fajnie byłoby się zbliżyć do 8 z przodu. który dzisiaj? 23? to mam 2 miesiące - więc powiedzmy, że do urodzin chciałabym zejść poniżej 95kg. realnie? myślę, że tak. więc do tego będę dążyć. O! :P
Hejka!
no widzę ze jednak zakasałaś rękawy :)
Podobno "połowy dzieła dokonał kto zaczął" więc trzymam kciuki za tą drugą połowę ;)
A tak swoją drogą - co to jest ta dieta lotników - brzmi cokolwiek drastycznie, a może tylko mi się tak kojarzy :roll:
Pozdrawiam
wkleiłam ją kilka postów wyżej :P zdecydowałam się na nią, bo właśnie potrzebowałam jakiegoś w pewnym sensie drastycznego rozwiązania na początek - żeby się wreszcie wziąć. i zadziałało :)
a tymczasem mykam do pracy :)
Droga bes swietnie ci idzie !!! moim zdaniem sa realne szanse na zrealizowanie twojego planu do września. Będę trzymała kciuki za twoje spadające kilogramy!
Trzymaj się dzielnie !!!
właśnie siedzę w pracy (koleżanka mi załatwiła umowę zlecenie w Lucasie - niby malutko godzin i mało kasy za to, ale zawsze kolejny papier)
no więc siedzę tu i nawet mi się tak jeść nie chce - pewnie to trochę złudne, ale coś tam sobie w międzyczasie pogryzłam i o 15 jak skończę pracę to coś więcej dojem - zresztą nie planuję dziś wcześnie iść spać, więc myślę, że spokojnie przebiję tysiączek :)
a z tych mniej dietowych spraw... dziś dzień zabawy moim Nowym Najpiękniejszym Ukochanym Ciapkiem :) (czyt. etap drugi: wgrywanie gier i etap trzeci: konfiguracja Debiana i zgrywanie danych z peceta, który w spadku przechodzi na firmę mojego taty)
pozdrowienia ze stanowiska Lucasa ;-)
ehh... wczoraj wyszło tak średnio na jeża - jako że po pracy pojechałam do Łukasza i w pewnym sensie byłam skazana na los - było tak sobie, bo na obiad były kotlety schabowe z chlebem :/ odpuściłabym sobie, ale byłam tak bardzo głodna, że uznałam, iż to zupełnie nie ma sensu - lepiej raz zjeść więcej - niż raz się "zagłodzić", a potem objadać ileś dni. generalnie bilans dnia wczorajszego wyniósł ok. 1600kcal - jakby nie patrzeć to wcześniej założyłam dziennie 1500-1600, więc się zmieściłam :P chociaż poprzednie dni to było średnio 1200-1300, ale to nic. jest dobrze. :)
dziś na razie na koncie mam ok. 400kcal za śniadanko - wydawałoby się malutko, ale weźcie pod uwagę fakt, że wstałam jakoś o 13:40 czy coś ;-) masakrycznie późno, ale dobrze mi zrobił taki długi sen - psychika się trochę zregenerowała i nawet taka okropna pogoda nie jest mi w tej chwili straszna :P
tak się zastanawiam, co dziś zrobić. najlepszym planem wydaje się być całodzienne byczenie się w łóżku z ciapkiem na kolanach, ale chyba jednak ruszę się trochę - porobię chociaż porządek w zeszłorocznych notatkach ;-) w końcu już miesiąc minął od sesji, a ja wciąż się za to nie zabrałam :/
trzymajcie się dzielnie :)