-
Kasia, zrozumialam Cie. Moze nie umiem sie jasno wyrazic tym razem, po prostu jojo zalezy od tego, jak wyobrazamy sobie ten "powrot do normalnosci". Tylko od tego, tak naprawde. Wiadomo, ze po osiagnieciu docelowej wagi trzeba "cos ze soba zrobic", zeby dalej nie chudnac, bo dzienna porcja 1000 czy 1200 kcal to jest porcja obliczona na chudniecie. Wiadomo, ze trzeba jesc wiecej, zeby utrzymac wage. Ale wtedy tez trzeba obliczyc i ustalic sobie limit kalorii. Moze nie trzeba go z obledem w oczach sprawdzac codzennie, ale trzeba sie kontrolowac. Jojo bierze sie z zapomnienia, ze tyje sie od kalorii zjedzonych ponad potrzeby i mozliwosci swojego organizmu - w tym sensie czas trwania odchudzania, nawyki zywieniowe nabyte w trakcie, a nawet czas utrzymania wagi po odchudzaniu nie chronia przed jojo.
I dlatego napisalam, ze fanow mi to nie przysporzy, bo wiele osob zastanawia sie, czy podoba im sie perspektywa ze do konca zycia musza sie pilnowac, zeby nie przytyc, a odpowiedz jest jednoznaczna - TAK, trzeba kontrolowac ile i co sie je. Inaczej niz w czasie odchudzania, ale tak.
-
Ja się zgadzam z Margolką, pomimo że przedemną jeszcze długa droga już nastawiam się psychicznie do tego,że już cały czas będę kontrolowała to co jem i ile jem.
-
Ja też myślę, że już teraz trzeba pracować nad tym, jak będzie wyglądało nasze jedzeniowe życie po odchudzaniu. I wiem, że na pewno nie będę mogła wrócić nawet w połowie do starych nawyków. Też staram się tego uczyć już teraz w trakcie trwania dietki.
-
Do mnie tez juz jakis czasem temu dotarlo, ze nowy sposob jedzenia stanie sie moim nowym sposobem zycie. Sa chwile, kiedy sie buntuje, bo lubie bezkarnosc (w tym przypadku objadania sie), a moze tylko kiedys tak bylo? Ale zaraz potem dociera do mnie, ze przeciez nie musze z niczego rezygnowac, tylko myslec! Myslec o tym, ze nie codziennie, nie tone i nie o 22! Dawniej bylam totalna lebioda w tym, co nalezy jesc, kiedy czy w jakich ilosciach. Ale dzis jestem bogatsza w te doswiadczenia i zaczynam nie tylko wiedziec ale i czuc, co jest dobre dla mojego organizmu. I mam tylko nadzieje, ze po jakims czasie (nie oszukuje sie- zapewne dlugich latach), wyrobie w sobie taka latwosc w zdrowym odzywianiu, ze przestane liczyc kalorie, ale poki co, to ze zapisuje ile zjadam bardzo mnie pilnuje i nie zamierzam z tego rezygnowac:)
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...9e2/weight.png
-
WITAM WAS!
JA TEŻ LICZĘ TE KALORIE DOKŁADNIE NO I ZAPISUJĘ JE SOBIE BO NAWET KUPIŁAM SPECJALNY ZESZYCIK, BO CZASAMI COŚ MI UMYKAŁO A ON JEST TAKI MALLUTKI, ŻE SPOKOJNIE MIEŚCI SIĘ W TOREBCE.
DZIENNIE WYCHODZI MI OK 1200 - 1300 KALORII, WIĘC CHYBA JEST W PORZĄDKU.
CZEKAM AŻ BĘDĘ MOGŁA ZACZĄĆ ĆWICZYĆ BO BYŁAM DZIŚ U LEKARZA I STWIERDZIŁ ŻEBY NIE PRZEGINAĆ Z TĄ STOPĄ. NA RAZIE W GRĘ WCHODZĄ BRZUSZKI , NIESTETY....
SPAĆ MI SIĘ CHCE DZIŚ PRZEOKRUTNIE, CHYBA SIĘ ROZLENIWIŁAM .
NA SZCZĘŚCIE DIETKA JEST OK, MAM ZALICZONE ŚNIADANKO A OBIADEK JUŻ SIĘ PICHCI WIĘC MYŚLĘ ŻE BĘDZIE OK.
POZDRAWIAM KASIA
-
Mnie też liczenie kalorii bardzo pomaga - wiem, na ile mogę sobie jeszcze pozwolić, itp.
Boję się jednak weekendu, który spędzę u przyjaciółki... Wiecie, u Niej zapewne kupuje się inne rzeczy niż u mnie, ablo a to sobie pójdziemy na piwo, a to może na pizze... Zawsze będzie trudno podziękować po 1 kawałku, ale będę się starać...
Kasia, dlaczego niestety brzuszki?
-
MORTCHODZI MI O TO ŻE TYLKO BRZUSZKI A NIC INNEGO MOGĘ , ALE LEPSZEBRZUSZKI NIŻ NIC. A POZA TYM KUPIŁAM SOBIE KARNET NA BASENIK , Z KTÓREGO NIE MOGĘ SKORZYSTAĆ NO I PRZEPADNIE ....WIĘC WYWALANE PIENIĄDZE W BŁOTO , NO ALE CÓŻ ZROBIĆ, DIABLI MNIE BIORĄ NA TO ŻE TO AKURAT TERAZ MUSIAŁO MI SIĘ PRZYPAŁĘTAĆ.
POZDRAWIAM I MYŚLĘ ŻE DASZ RADĘ U TEJ KOLEŻANKI NA WEEKENDZIE. A POZA TYM W PIZZERIACH PODAJĄ TEŻ INNE RZECZY NIE TYLKO PIZZE . ALBO IDZCIE DO INNEJ KNAJPKI, GDZIE DAJĄ COŚ INNEGO MNIEJ KALORYCZNEGO NIŻ PIZZA.
POZDRÓWKA I MIŁEGO WEEKENDU
-
Kurcze... dawno mnie tu nie było i nawet nie wiedziałam że znów spowodowałam kłótnię... :|
Jak to napisać żeby zostać dobrze zrozumianą...Zresztą już kiedyś pisałam o tym i zostałam pojechana przez kilka osób... Chodzi o to że przerabiałam dietkę już nie raz i wiem że jeśli będę chciała utrzymać wagę to będę musiała do końca życia ograniczać się do jakichś 1500 kcal i będę musiała do końca życia to liczyć przynajmniej na oko... I że nie ma mowy o takim jedzeniu jak moje koleżanki...I o beztrosce...Wychodzi na to że odchudzanie jest dla ludzi odpowiedzialnych i o niesamowicie silnej woli... Oczywiście takie po którym nie chcemu miec jojo...
No i ja to wszystko wiem tylko czasem mi się smutno robi że już do końca życia (a mam dopiero 17 lat!) trzeba się pilnować...albo na zmiane tyć i chudnąć (już chyba wolę pierwszy sposób :))
Kasiu jak Ci idzie???
Pozdrawiam!
-
Ale pomyśl, że do końca życia będziesz szczupła, szczęśliwa i zadowolona ze swojego wyglądu. Przecież to lepsze, niż być tylko szczęśliwą w chwilach łakomstwa, a później nie móc patrzeć na siebie w lustro.
Miejmy nadzieję, że po naszym odchudzaniu tak nam wejdzie w krew pilnowanie się, że nie będzie to dla nas jakaś nieprzyjemna rzecz, ale jako coś oczywistego.
-
Korcia ,ale zanim dojdziemy do wymarzonej wagi nauczymy sie smacznie i zrowo jeść. A przecież to o to chodzi :D