Witam Forumowiczów,
Postanowiłam wreszcie cos ze sobą zrobić. Czyli, mówiąc wprost - w końcu schudnąć i zacząć żyć jak normalna młoda kobieta, która nie rezygnuje ze wszystkich radości życia tylko dlatego, ze jest gruba...
Mam 26 lat i zbyt wiele do stracenia, by być zawsze otyłą...
Moja historia jest dość typowa. Zawsze byłam przy kości, ale dopiero kiedy zaczęłam ostrzej eksperymentować z odchudzaniem i wmawiać sobie, ze cały czas jestem za gruba, zaczął się prawdziwy problem. Przez kilka lat, w tym także przez końcówkę okresu dojrzewania, na przemian tyłam i chudłam, waga wahała się pomiędzy 70 a 85 kilo przy 171-173 cm wzrostu. W końcu udało mi się schudnąć do 65 kilogramów. Byłam szczęśliwa przez cały rok... Potem waga zaczęła rosnąć, rosnąć i rosnąć... i tak, przez dwa lata przekroczyłam najpierw magiczną 90, potem nawet nie zauważyłam kiedy - 100 kg, potem osiągnęłam 110 kilo, a od kwietnia tego roku przytyłam kolejne 5 kilo, i w sierpniu ważyłam już 118...
Koszmar...
Od tego czasu waga stoi. Pewnie dlatego, ze z osoby koszmarnie łakomej, zajadającej swoje problemy, staję się powoli osobą przyzwyczającą się do świadomości, że mam problem z jedzeniem. Przez cały czas koszmarnego tycia myślałam, ze w każdej chwili mogę przerwać swoje obżarstwo, i zacząć odchudzać się od już... niestety, nigdy nie podejmowałam tego wysiłku, odkładając zawsze pierwszy dzień diety na za tydzień, na jutro... jednak odkąd uświadomiłam sobie, ze jeszcze trochę, a przekroczę 2 razy swoja właściwą wagę, zaczęłam zwracać większą uwagę na to, co jem. Teraz już nie obżeram się, nie jestem jeszcze na diecie, ale jem normalnie, bez pochłaniania 3 (!) batonów na raz i 6 kanapek o 22...
Dojrzewam do odchudzania. Wiem, ze czekają mnie przynajmniej 2 lata pracy nad sobą. Czeka mnie zmiana wszelkich nawyków żywieniowych, trybu życia. Wiem, ze musze przy tym jakoś normalnie funkcjonować, ze będą czekać mnie okresy podwyższonego ryzyka typu święta, uroczystości rodzinne. Ale musze wytrwać.
Postanowiłam zacząć od diety 1400 kalorii. Potem może przejdę na 1300-1200 kcal. Chciałabym chudnąc chociaż 3 kg miesięcznie, a po 8-10 miesiącach diety chociaż po 2 kilo na miesiąc. Wczoraj kupiłam rower stacjonarny, żeby chociaż 3-4 razy w tygodniu popedałować i mięć jakąś namiastkę ruchu... chciałabym przywitać lato, widząc 2 cyferki na wadze, zejść do wagi 96-98 kg na pierwszy dzień czerwca...
Będzie mi ciężko, bo pracuję i studiuję, i wiodę dość zabiegane życie. Ale muszę zbaleźć czas na to, by w końcu o siebie zadbać...
Nie wiem, czy uda mi się osiągnąć mój cel. Mam do zrzucenia cale 53 kilogramy... zakładając okres co najmniej 2 letni, daje to jakieś 2,2 kg na miesiąc. Chciałabym nosić rozmiar 40 - obecnie nosze 50/52...
Czy myślicie, ze jest to w ogóle realne? Proszę o wsparcie...
Zakładki