-
No to zaczynamy....
Po kilku latach przerwy od rozmaitych diet, które to lata spowodowały utycie do rozmiarów młodego wielorybka, czas zrzucić balast. Kiedyś było się szczupłym, potem średnio szczupłym, potem w ciągu roku, samoistnie ubyło mi 13 kg i myślałam (naiwna kretynka), że dalej samo pójdzie. I poszło - ale w górę, dobiłam setki, teraz jest jakieś 103 kg. Masakra. Jestem przerażona nie tyle kwestiami estetycznymi (choć to też ma niemałe znaczenie), ile perspektywą zrujnowania sobie zdrowia do końca, o ile czegoś z tym nie zrobię. Ta koszmarna zadyszka w biegu do autobusu, te bóle stawów co rano - nie chcę tego dłużej znosić. A o ilu przypadłościach jeszcze nie wiem...?
I tak właśnie, kombinując, co i jak zrobić, trafiłam tutaj. Niekłamanym optymizmem napełniają mnie wątki dziewczyn, którym udało się pozbyć podobnego balastu. Cieszę się, że będę mogła wymieniać spostrzeżenia z kimś, kto wie, co przechodzę. Znalazłam tu już sporo rad i podpowiedzi, a pewnie znajdę jeszcze więcej.
Na początek kilka ustaleń: kalorii liczyć nie będę - życie z ołówkiem w ręku nie jest dla mnie. Wspomagaczy używać nie będę, bo więcej sobie szkody narobię, niż pożytku z tego będzie. Znalazłam za to fajną rzecz - prostą dietę. "Jedz tylko z talerza i pij tylko z kubka", przy czym nie można jeść po 18 aż do 6 rano. Rano talerz różności, na obiad talerz różności i na kolację to samo, a w przerwach mnóstwo wody mineralnej. Wiadomo, kłaść na talerz czekolady nie będę ;) ale warzywa (uwielbiam), czarny chleb, jakieś sałatki - czemu nie?
O efektach będę donosić systematycznie. Zamierzam dojść do 60 kg mniej więcej do czerwca, może się uda :)
pozdrawiam serdecznie :))
-
No to zaczynamy równocześnie :) Oby teraz juz tylko z górki było :) Będę zerkać do Ciebie i trzymać kciuki. Ciekawa ta Twoja dieta i jestem pewna, ze trzymając się jej raz dwa schudniesz. A więc start :) Pozdrawiam
-
No to start :)
Ja będę zaglądać do Ciebie, a Ty do mnie :) Trzymam kciuki, oby się nam udało
pozdr
-
powodzenia
witam..ja rowniez zaczynam dietke..bede cie odwiedzac i sprawdzac systematycznie ...co sie dzije......
napisz cos wiecej o sobie..jaki masz wzrost...ile latek:)
-
Już piszę :) Mam 31 lat i 165 cm wzrostu. Powinnam ważyć (w moim wieku i przy takim wzroście) około 60 kg. No a ważę... sami widzicie. Więc trza się do roboty zabrać, miłe panie, bo to tak być nie może.
Jutro kupię sobie nowy kubek i nowy talerz - żeby ładnie zainicjować dietę.
No, zobaczymy...
-
hej ruszyłysmy z takiej samej wagi tylko ja mam 178wzrostu..i aha nasze dzieci maja prawie tyle samo lat zle napisałam w ostatnim poscie....
pozdrawiam :D :D :D :D :D :D
-
Ja radziłabym oprócz tych trzech posiłków dołożyc jeszcze dwie małe przegryzki (owoc, kawałek rybki), tak żeby metabolizm ciągle miał coś do roboty. A oprócz wody mineralnej pij też dużo zielonej i czerwonej herbaty, pomaga :)
A tak w ogóle to znalezienie tego forum to już połowa drogi do sukcesu, z nami chudnie się zdrowo, skutecznie a jednocześnie przyjemnie :D 43 kg w pół roku to może trochę za ambitne założenie, bo zrzucanie 7-8 kg miesięcznie nie jest zdrowe, ale jeśli będziesz konsekwentna, to możesz do czerwca już być niezłą laską a za rok o tej porze być w okolicach mety. :)
Powodzenia :)
-
Triskell - założenie ambitne, przyznaję :) Już raz udało mi się podobne tempo chudnięcia zachować, ale to była inna dieta - tak zwana Dieta Życia. Wcale nie wiem, czy na nią się nie przestawię, bo rąbałam żarcie jak maszyna (oczywiście we właściwych zestawieniach i z wykluczeniem słodyczy), a chudłam. Jeśli zostanę przy prostej diecie, to przegryzki sobie chyba jednak dołożę: jabłko, ogórek kiszony, marchewka - dramatycznych szkód nie narobi, a tylko pomóc może.
W każdym razie na pewno nie liczenie kalorii - na samo słowo kaloria włącza mi się system ukrytej agresji ;)
W ogóle od przyszłego tygodnia będę dwa razy w tygodniu chodzić na basen - najpierw pływanie, potem bicze wodne, a na koniec jacuzzi. A potem na czworaka do domu ;)
Kupiłam sobie też jeszcze zestaw kosmetyków do pielęgnacji ciałka - balsam ujędrniający "Cztery pory roku" to mogłabym wąchać godzinami ;)
Ech... Żeby się powiodło, żeby się tylko powiodło...
-
Powiedzie sie:) A jak dzien pierwszy? :)
-
Hehe spałam dzisiaj do 12:30 (tak długi sen zdarzył mi się po raz drugi czy trzeci w życiu), więc śniadanie miałam na obiad :) Trzy małe kromki razowego chleba i pasta jajeczna. Plus kawa, bez cukru, bo ja z zasady nie słodzę - nie lubię.
Ten tydzień traktuję bardziej jako wstęp, jako przyzwyczajenie się do ograniczonej ilości żarełka, potem troszkę zaostrzę rygor, ale nie za bardzo, bo efekt będzie odwrotny do zamierzonego.
W ogóle dzisiaj zrobiłam rachunek sumienia całego swojego dietetycznego życia. Co mi pomogło, co zaszkodzilo, jaka dieta z wcześniej stosowanych była najskuteczniejsza, a jaka była kompletnie nieskuteczna. I wyszło mi, że taka kopenhaska "trzynastka" jest nie dla mnie, stosowałam ją chyba dwa razy w życiu, nic nie schudłam, a czułam się fatalnie. Zresztą ona opiera się w dużej mierze na mięsie, a ja za mięsem nie przepadam.
Najskuteczniejsza, najprzyjemniejsza i najefektywniejsza była jednak Dieta Życia. Jakie to przyjemne, dziewczyny, wiedzieć, że można się najeść do syta, że można jeść często, tyle, że jak się chce mięsa, to z dużą ilością warzyw. Jak się chce ziemniaków, to z surówką. Mniam. I poszło w ciągu miesiąca 8 kilo, bez poczucia krzywdy (bo oni mogą jeść co chcą, a ja nie, to niesprawiedliwe), bez uczucia permanentnie pustego żołądka. A że te 8 kg wrócilo - to nie tyle wina nieskuteczności diety, ile mojej niekonsekwencji w utrzymaniu jej efektów.
Aha, postanowiłam ważyć się mniej więcej raz na jakieś dwa tygodnie, nie częściej.
Kakofonia, zaraz do Ciebie zajrzę i skontroluję sytuację. ;)