Dlaczego dieta to absurd?
W języku angielskim jest niczym innym jak czasownikiem DIE z "t" na końcu. Nikomu chyba nie chodzi o to, by na niej umrzeć, ale często tak się czujemy, a w jeszcze gorszych przypadkach wyglądamy. Gdy chcemy raz na zawsze zażegnać ten problem, powinniśmy zacząć od stanu naszego umysłu. To on kontroluje zarówno nasze wybory, jak i preferencje żywieniowe.
„Jeśli myślisz, że możesz – masz rację, jeśli myślisz, że nie możesz, również ją masz”. Dieta – czy warto?
Gdy podświadomie wierzymy, że jesteśmy w stanie coś osiągnąć, to naprawdę się nam to udaje. Rodzimy się z pewnymi dyspozycjami genetycznymi, ale nie jesteśmy ich więźniami. W ciągu 7 lat nasz organizm wymienia wszystkie komórki na nowe. To, co zdecydujemy się zrobić dzisiaj, będzie naszą przyszłością. Nie chodzi o to, by krótkotrwale wprowadzić pewne restrykcyjne zmiany, ale by znaleźć swoją drogę ku zdrowiu. Ma być to szlak pełen odkryć kulinarnych, radości z jedzenia oraz nowych nieznanych nam dotąd smaków. Życie nie jest po to, by z dnia na dzień męczyć się tym, co mogę zjeść, a czego mi nie wolno. Chodzi o stopniowe wprowadzanie zmian w życie, które w końcu się staną dla nas normą, której przestrzeganie nie sprawi nam żadnych kłopotów. Żadna dieta - tylko racjonalne myślenie!
Wybierajmy produkty instynktownie, słuchajmy własnego ciała, a nie tylko reklam telewizyjnych
Żyjemy w czasach, w których głównym priorytetem nie jest wsłuchanie się w swoje prawdziwe potrzeby czy połączenie ze swoim głębokim „Ja” – a połączenie z Internetem. Tym samym wszechobecna staje się dietetyka – dziedzina medycyny, która ma leczyć ludzi otyłych. Chyba nie do końca chodzi o to, by leczyć. Człowiek z nadwagą bądź otyły nie jest gruby dlatego, że jest chory – jest chory dlatego, że jest gruby. Nie potrzeba przepisywać tysiąca leków i polecać takiej samej ilości półek pełnych suplementów – raczej chodzi o to, by edukować. Natura sama leczy, żywienie ma być paliwem energetycznym, a zarazem lekiem. To dziwne, czemu zależy nam bardziej na tym, by mieć lepsze ubrania, piękniejsze samochody, najnowocześniejsze gadżety niż by żywić się jak najlepszej jakości produktami. Wszystkie materialne rzeczy zdają się być zbędne w obliczu choroby, w chwilach, kiedy nie można się już niczym cieszyć, leżąc w szpitalu i wpatrując w pustą półkę.
Społeczeństwo i specjaliści ds. marketingu zaprogramowali nas, by chcieć więcej, lepiej – jest to niejako naturalne dla człowieka. Każdy z nas gdzieś głęboko pragnie doskonałości – w chrześcijaństwie rozumianej, jako dążenie do Boga, który jest idealny, wszechmogący – a my jesteśmy stworzeni na jego podobieństwo.
W religiach dalekiego wschodu, jako idealny umysł, który wynika z oderwania się od potrzeb i kontemplacji. Lecz piramida potrzeb Maslowa jest całkowicie odwrócona. Gdy budzimy się z letargu codziennej gonitwy w przymierzalni przed lustrem, kiedy to nic na nas nie pasuje czujemy, że musimy coś zrobić. Biegamy do utraty tchu, wydajemy swoja miesięczną pensję w aptece, połowę męża/chłopaka w supermarkecie i zaczynamy przygodę z… DIETĄ. Wszyscy w pracy wiedzą, że się odchudzamy, nosimy dwa liście sałaty w torbie i uciekamy na widok koleżanki z paczką ciastek. Po 6 tygodniach gubimy ledwo 3 kg, ponad połowa z tego to włosy na głowie i lądujemy z pudełkiem lodów przed telewizorem w poczuciu kompletnej beznadziei. Już nigdy nie musi tak być, odkąd tylko zamienisz słowo dieta na styl życia. Jeśli ma być to długie i szczęśliwe życie, chyba już wiesz, jaki styl wybrać.
Z poZDROWIEniami dla wszystkich odchudzających się,
Joanna Jamróz dietetyk
Komentarze