Tyle muszę stracić, tylko nie wiem..

Jak się wyleczyć z tego "zaczynam od jutra" albo "dzisiaj jest mi to obojętne"?
Ambitne plany mam, a tłuszczu przybywa...

Mam tak, że albo odnoszę wielki sukces albo coś muszę spatolić w wielkim stylu.

To drugie powtarza się codziennie, bo każde zjedzenie obiadu jest uważane przez mój mózg za porażkę.

I jem, i jem, i potem mam depresje, jak teraz...

Mam dzisija za sobą 2 paczki wafelków, pizzę, czekoladę, 3 jabłka.. nie chcę tak!
Napiszcie, proszę, co Was motywuje i jakieś rady, bo zabiję się z tym moim tłuszczem!