-
75 kg, to była właśnie ta waga, przy której powiedziałam sobie: "No dobra, teraz to już przegięłaś..." I był to czas, przy którym bezwzględnie należało COŚ z sobą zrobić, pomimo, że swoje ciało w jakiś tam pewien malutki sposób akceptowałam, bo wkońcu miałam i mam nadal kochanego mężczyznę, wspaniałych znajomych, studia... Nie dostrzegałam jakoś tego, ale ta cyfra dała mi do myślenia i przejrzałam na oczy JAK JA WYGLĄDAM... Przyszły wakacje i zaczęłam... Startowałam na samym początku lipca z wagą około 72 kg... 1000 kcal, czasem 1200, czasem jednak CIUT mniej, bo zdarzają się dni "w biegu", kirdy to nie ma się na nic czasu, a brak czasu na zjedzenie czegoś właściwego jest błędem... + ruch, choć ostatnio jestem z nim na bakier, bo mam problemy z kręgosłupem i muszę na siebie uważać, na bieganie jest już za zimno, a zawsze, codziennie to robiłam, po około 3km, ostatnio 5km... Na początku traciłam 1 kg na tydzień, czyli tempo jak najbardziej właściwe, były zastoje, a teraz waga idzie wolniej w dół, ale ważne że w dół, i mam nadzieję, że tak pozostanie... Nie chodziłam głodna, bo nie jadłam pustych kalorii, nie jem słodyczy, bo umiem bez nich żyć, nie jem białego pieczywa, jem ciemne, pełnoziarniste, wase et cetera... Posmakowała mi nawet woda, nie jem później niż ok. 18 - 19, lub przynajmniej 3 h przed snem... Długo mogłabym pisać, ale to każdy indywidualnie musi sobie postanowić z czego jest w stanie zrezygnować, co, czymś innym zastąpić, a co wprowadzić do swojego menu... Nie można się poddawać, trzeba być wytrwałym, to jest klucz do sukcesu! Powodzenia!
Przepraszam, że się tak mądrze i rozpisuję
ps. jak minął dzisiejszy dzień?
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki