-
Ooooo, witam, witam!!!! Powróciłam już z rodzinnego domu i natychmiast siadam, aby poczytać, co tam u Was:) Miło, że mnie odwiedzałyście, mimo mojej nieobecności. I dziękuję Wam wszystkim za życzonka:)
Ogólnie i nieskromnie mówiąc, to się chyba muszę pochwalić. Nareszcie się zważyłam, jako, że mama jest dumną posiadaczką wagi. No i przesunęłam strażnika w związku z tym :)
Kiedy przyjechałam do domu ważyłam 81 kilo, a kiedy wyjeżdżałam - 79. Bo....uwaga..... przez cały tydzień się trzymałam diety, nie wiem, jak to zrobiłam, jakie siły wyższe mi pomagały, ale udało mi się. W ciągu owego tygodnia zjadłam tylko 3 kawałki ciasta (a uwierzcie, przed moimi oczami przewinęły się kilogramy makowców, serników, babek i rolad). Liczyłam sobie ładnie kalorie.... tylko raz zapomniałam wliczyć 150, bo mam sklerozę.... Mama mi 5 par spodni zwężała.... dzień przed odjazdem zwężała jeszcze raz, hihi (swoją drogą, czy to nie jest za szybko?)
Najbardziej się bałam poniedziałku, bo od lat jest to dzień, w który jeździmy do mojej rodziny pod Kielce, do cudnej wioseczki, którą uwielbiam. A tam jest zawsze góra pysznego żarcia, tłustego jak świnia sołtysa, z prawdziwego węglowego pieca.... wszystko pachnie swojsko i cudownie.... Kocham tam jeździć, ale wiem ile bym tam pyszności zjadła.... spadł porządny śnieg, mama (a raczej samochód mamy) nie ma opon zimowych i nie pojechaliśmy.... za to tego samego dnia miałam spotkanie po 10 latach z moją podstawówkową klasą. No i teraz chyba mnie mają za pijaczkę, ponieważ po wypiciu dwóch piw i kieliszka wódki zataczałam się jak pierwszy lepszy menel. Głowę zawsze miałam mocną, ale, idiotka, zapomniałam, że zjadłam wcześniej tylko 350 kalorii.......... no i tak sobie wędrowałam zygzakiem..... I jak zwykle byłam na siebie zła, bo nienawidzę wódki, ale jak już mi ktoś poleje, to wypijam. No po prostu lać w głupi ryj i patrzeć jak puchnie :evil: :evil: :evil:
Następnego dnia (wczoraj), na strasznym kacu (mówię Wam, był to monstrualny kac potwór szalbierca) robiłam według planu A6W. To dopiero było coś.....Wybitnie ekstremalne przeżycie.
Trzeci raz byłam u lekarza... mówi, że mam straszliwie wysuszone gardło... dał mi jakiś antybiotyk, którego nie biorę, bo mi po nim gorzej ...
No i maniakalnie zaczęłam pić herbatę (kiedyś piłam jedną - dwie dziennie, teraz - pięć). Kupiłam mamie niedawno zestaw 8 różnych herbat i teraz jej ten zestaw ogołacam, hihi.
A teraz lecę do Was, zobaczyć, jak żyjecie. Zostawiam Wam trochę zimy, bo zima za oknem przecież:
http://upload.wikimedia.org/wikipedi...e_zima_max.jpg
-
Dzięki za odwiedzinki :)
Co do spodni to ja postanowiłam nie bawić się w zwężanie paska nie mogłam sobie znaleźć...:P
Postanowiłam wszystkie wywalić jak zgubie jeszcze pare kilo.
Poza tym teraz jestem między numerami więc mam przechlapane...
-
Ja nie wywalam, bo się wolę zabezpieczyć, jakby co.... :) Poza tym, lubię swoje spodnie, a nie mam kasy, żeby sobie co rusz nowe kupować.
Aha, zapomniałam nadmienić o jeszcze jednaj fajowej rzeczy wiążącej się z wizytą u rodziców: tam jest rowerek stacjonarny, hiehiehie :) :) :)
-
mi moze chłopak pożyczy bo on nie używa:P
O ile mi wiadomo masz chłopaka? Jak On reaguje na to, ze się dietkujesz?
-
Właściwie to neutralnie. Oczywiście twierdzi, że nie muszę się odchudzać, bo jestem śliczna i w ogóle (słodki jest doprawdy i chyba ślepy przy okazji). Ale kiedy chudnę, to mówi, że jestem coraz śliczniejsza. No i oczywiście nadal podtrzymuje tezę, że nie muszę chudnąć, ale jeśli ja uważam, że powinnam, to mogę sobie chudnąć., tym bardziej, że widzi, jak mi to samopoczucie poprawia. Kochany jest bardzo :) I jakoś mnie częściej podnosi, hihi, a chuchro z niego jest :)
-
Oh Ci faceci... to tak samo jak mój:)
Jesteś taka śliczna nic nie musisz.... hehehe śmiać mi się chce...
Mój jest taki bardziej postawny 8) 8)
Co byśmy zrobiły bez tych chłopów naszych ^^
-
Widzę, Misiu, że miałaś "ekstarmalne" święta ;) Nie dziwię się, że miałaś kaca giganta, skoro zjadłaś tylko 350 kcal. Na drugi raz będziesz pamietać, by przed imprezą się najeść ;) A rodzice używają rowerka? Nia dałoby się go zacharabczyć? ;)
-
Sephreno, ja specjalnie tak mało zjadłam, żeby się z tymi piwami w 1000 kalorii zmieścić... to było przedwczoraj, a jeszcze dzisiaj mi się łapy trzęsą....
No rodzice, owszem, jeżdżą, więc im nie zacharapcę (u mnie, w Świętokrzyskiem się mówi zacharapcić, a ponieważ zajmuję się dialektologią, lubię sobie obserwować, jak w różnych miejscach się różnie mówi)...
-
Ja bym powiedziała zaiwanić:)
-
A Ty jesteś rdzennie z Warszawy, czy tak jak ja, przyjezdna?