któryś raz, ale generalnie nad tym panuję, tylko w tym tygodniu to taki drugi napad.Troche eksperymentowałam z róznymi dietami w lipcu-south beach, kopenhaska, diamondów-a najlepsze dla mnie jest 100o kcal i ćwiczenia.Tyle ze nie chudnie sie na tym błyskawicznie.A te napady dlatego że jak tylko przerywam moje zdrowe odzywianie sie, mam wrażenie ze staczam sie po równi pochyłej,trace równowagę bo cały czas i tak balansuje na krawedzi przestrzegajac rygorystycznie zasad które sobie narzuciłam.Niestety mam paskudny charakter-albo sie odchudzam, albo nie.A jak sie nie odchudzam, zaczynaja sie takie jazdy.20 lat mam, moze to dobry czas zeby nauczyc sie co to umiar.
I jeszcze jedno-jak przetrwać głodówke?mój plan to kawa papierosy, pu-erh, zielona, woda.Zaraz znajde sobie jakas ksiazke i zajme czyms mysli, bo przeciez nie mozna cały czas mysleć o jedzeniu .Co robić jak bedzie mi bardzo żle?Nie praktykowałam dotad głodówek, bo lubie aktywny tryb życia, a do tego jednak jakas energi-choć 1000 kcal-jest potrzebna.Ale musze zniwelować skutki wczorajszego obzarstwa.W koncu kto stoi w miejscu ten sie cofa pot sie wczoraj ze mnie lał, naprawde sobie poszalałam na bouncach, ale wiadomo ze tyle nie wystarczy