Pokaż wyniki od 1 do 5 z 5

Wątek: Fatalny idealizm

  1. #1
    YoruNoRou jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    17-07-2008
    Mieszka w
    Tuchola
    Posty
    0

    Domyślnie Fatalny idealizm

    Witam,
    to mój pierwszy post na tym forum
    Na imię mam Krystian i mam 16 lat. Aktualnie ważę ok. 60 kg (lekki efekt yo-yo między 57 a 61 związany w pewien sposób z niedokładnością starszej ode mnie wagi łazienkowej, którą najwyższy czas byłoby już wymienić na coś nowszego i - przede wszystkim - z cyfrowym wyświetlaczem), co przy moim wzroście jakiegoś 1,74-75m jest stosunkowo normalne. Ale... przeżyłem ciężką nadwagę, jeszcze półtorej roku temu, będąc o jakieś 5-10 cm niższym, ważyłem 80 kg. Udało mi się ją pokonać dzięki ograniczeniu jedzenia i dużej ilości ruchu (przede wszystkim jazdy na rowerze). Potem był okres stabilizacji na diecie ryżowej (na śniadanie i kolacje najczęściej jadam wafle ryżowe, jeden ma tylko ok. 20 kcal, a jaki sycący ), od marca br zostałem wegetarianinem, a niedostatki tłuszczów i białka zapełniam nabiałem (przede wszystkim jogurty i kasza manna na mleku) i soją (kotlety sojowe, soja gotowana i smażona z soczewicą, etc.). Niestety, mimo dosyć dużych ilości ruchu (mimo że na wychowaniu fizycznym w szkole cały rok nie ćwiczyłem ze względu na problemy z sercem na tle nerwowym, wciąż dość dużo jeździłem na rowerze, tańczyłem, podnosiłem ciężarki i robiłem dużo pompek, przysiadów, brzuszków, itp.) moje ciało nadal ma w sobie dużo tłuszczu. Mam kompleksy z powodu dużego brzucha, grubych ud i pośladków. Od ostatniej niedzieli, tj. cztery dni temu, przeszedłem na nową dietę, którą opracowuję dla siebie na bieżąco zgodnie z apetytem i zdrowym rozsądkiem m. in. dzięki temu portalowi. Chodzi w niej generalnie oto, żeby dostarczać organizmowi na dzień mniej niż 1000 kcal (średnio ok. 700-800), a do tego więcej ćwiczyć, biegać, itd. Są wakacje, mam więc dużo czasu na liczenie kalorii i pracę nad ciałem. Przeczytałem, że dużo kalorii, a przy tym tkanki tłuszczowej z m.in. ud, spala się podczas skoków przez skakankę, jednakoż nie umiem przez nią skakać, więc po prostu dynamicznie podskakuję. Zacząłem w niedzielę skromnie od czterech porcji po 4 min. w odstępach czasowych po dwie co 20 min., dziś skończyłem na 1 porcji 16 min., 1 trzyminutowej i na tym się jeszcze nie skończy Co sądzicie Państwo o tego rodzaju ćwiczeniu?
    Założyłem konto na Państwa portalu dopiero dzisiaj, gdyż dziś przeżyłem lekkie załamanie na myśl o roladzie lodowej, którą kupiła sobie mama na spółkę z młodszą siostrą; wcześniej myślałem, że przeżyję na diecie bez tego rodzaju zwierzeń. Jednak sądzę, iż tego rodzaju zachowania mogą być w pomocne w utrzymaniu zimnej krwi i nieulegnięciu pokusom, na tym więc nie poprzestanę.
    Sądzę, iż warto byłoby napisać coś jeszcze o moich kulinarnych przyzwyczajeniach itp. Uwielbiam przetwory mleczne, nabiał, przede wszystkim - jogurty, kaszę manną na mleku, twarogi, sery; jem dużo owoców. Moja dieta nadal składa się także w dużym stopniu z ryżu, oczywiście soi; od czasu do czasu - ostatnio we wtorek - z jaj (jajecznice, omlety). Raz w tygodniu jem jakąś surówkę z własnoręcznie (swoją drogą wszystkie posiłki dla siebie przyrządzam sam) potartych marchwi i jabłek, czasem płatki śniadaniowe - kukurydziane, pszenne lub ryżowe - z jogurtem i rodzynkami lub owocami, lubię także makaron (zwykłe świdry i ryżowy) z którymś z sosów pomidorowych Łowicza i serem (z makaronu w swojej diecie zrezygnowałem). Ze słodyczy poza kaszą manną i twarogiem (tak, uważam go za słodycz mimo że nie sypię doń cukru (którego to nie używam zresztą podobnie jak soli wcale; zastępuję je przyprawami, np. cynamonem, imbirem, estragonem, oregano, pietruszką, curry, pieprzem cayenne, kurkumą, gałką muszkatową, gorczycą, czosnkiem, etc. zależnie od charakteru sporządzanego posiłku) uwielbiam bajaderki, słodkie omlety (ze śmietaną, twarogiem, jogurtem naturalnym lub owocami) i naleśniki, drożdżówkę z kruszonką, chałwy, sękacze, serniki i zrobiony z mieszaniny margaryny, kakao i mleka w proszku wyrób czekoladopodobny. Nie lubię za to mięsa i wędlin (m.in. dlatego zostałem wegetarianinem), zwykłej sklepowej czekolady w tabliczkach, ketchupu i majonezu, białego chleba i bułek. Nie przepadam także za pizzą (jedynie to moje ukochane udziwnione spaghetti z którego musiałem zrezygnować), coca colą, zupami w proszku i chipsami, a tych ostatnich wręcz nienawidzę. co tu jeszcze na razie pisać... Będę pisał o postępach w mojej diecie i odchudzaniu się na bieżąco, wspominał o postępach i wpadkach. Na dziś poza tymi 16 min. skakania bez przerwy pochwalić się mogę także zjedzeniem jedynie ok. 600 kcal. Jak na ten tydzień to rekord.
    Pozdrawiam,
    Yoru no Rou (jap. syn nocy)

    P.S.
    Aha, zapomniałbym chyba o najważniejszym. Nazwałem ten temat "Fatalny idealizm" ze względu na motywy mojego odchudzania się. Tak jak już wyżej pisałem mam kompleksy ze względu na swoją budowę i wagę dlatego, że mam niewłaściwe wcorce, niewłaściwe ideały. Chciałbym bowiem wyglądać jak... japońscy artyści j-rockowi, np. Miyavi, członkowie Dir en Grey, Rentrer en Soi. Słucham dużo japońskiej muzy i tak się w tych klimatach zakochałem, że chciałbym wyglądać podobnie. Niestety moja budowa (duże, zaokrąglone i wystające żebra, masywne kości) nigdy nie pozwoli mi w pełni zrealizować mojego marzenia. Ale mimo że lepszym byłaby dla mnie akceptacja samego siebie, to chcę chociaż trochę spróbować. I na razie tak jakby nienawidzę swojego ciała. I mimo że igram z ogniem w pogoni za zgubnymi ideałami będę na razie dążył ku nierealnej, j-rockowo zgrabnej figurze. Chcę "dojechać" do końca wakacji do 54 kg. Warto wspomnieć, że ostatni raz ważyłem tyle w wieku jakichś 9-10 lat.

  2. #2
    YoruNoRou jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    17-07-2008
    Mieszka w
    Tuchola
    Posty
    0

    Domyślnie

    Dziękuję za odpowiedź. Sądzę jednak, że kilka rzeczy zostało źle zrozumianych.
    Primo - inspiracjami do diety niższej niż 1000 kcal są dla mnie większe spalanie niż dostarczanie i liczenie kalorii - o to mi bynajmniej chodziło.
    Secundo - Nie jadam warzyw jedynie raz w tygodniu! Pisałem o konkretnym przysmaku - surówce marchewkowo-jabłkowej. Warzywa bardzo lubię - najczęściej jadam pomidory, ogórki, zaś w tym tygodniu jadłem też m.in. paprykę (czerwoną i zieloną), zieloną fasolkę szparagową, w charakterze przyprawy cebulę i czosnek. W większości (poza fasolą) są to warzywa surowe, tym zdrowsze. Nie przepadam za kartoflami, nie jem ich praktycznie wcale i jedynie w stosunku do nich zarzut niespożywania warzyw może mieć jakiekolwiek podstawy. Bo jem też często szpinkak, brokuły, brukselkę, sałatę...
    Terto - skąd się wzięły plecy? Plecy mam zdrowe, nie mam żadnej skoliozy, etc., po prostu mam taką genetycznie mocną budowę kości i moja klatka piersiowa, a więc także żebra są trochę wysunięte do przodu. To jest u nas normalne i odziedziczyłem to po mieczu od kilku pokoleń (tata, dziadek, pradziadek może też). A zwolnienie z wf-u jest właśnie tak z lekka fikcyjne. Miałem swoje powody, by je "wyłudzić". Bo np. piję dużo wody, podczas ćwiczeń nadrabiam jej brak co ok. 5-10 min., a w szkole nie ma takiej możliwości. A że mam jakieś tam lekkie zaburzenia w pracy serca (łykam czasem ziołowe tabletki z walerianą) i mnie coś co jakiś czas w tej okolicy pobolewa, to zwolnienie udało się od lekarza wyciągnąć. Ale żebym nie miał wcale ćwiczyć... Nie, takiego życia sobie wcale nie wyobrażam.
    A co do j-rockowców, to np. perkusista Dir en Grey waży 42 kg przy 170 cm, a mój ukochany Miyavi przy 1,85m to tylko 57 kg żywej wagi. Staram się kierować racjonalizmem i chcę tylko zbliżyć się do tych wyników. Tylko odrobinę, a potem już znowu stabilizacja, o której mam już niejakie pojęcie...
    Co do tego spowolnionego metabolizmu, to pewnie jakaś racja jest. Objawów na razie żadnych nie dostrzegam, przemianę materii mam normalną, czuję się dobrze, wcale nie osłabiony, wcale nie śpiący i przemiana materii też zwyczajna... Czy organizm nie bierze się za spalanie tłuszczów dopiero po jakichś 15-20 min. od rozpoczęcia ćwiczeń? Dlatego właśnie tyle ćwiczę... A jeśli miałby też spalać mięśnie (też trochę za duże) ud i pośladków, to tylko tym lepiej Twój (Pana/Pani?) post peszymistin mimo pewnej dozy krytycznych uwag, które pozwoliły mi w jakiś sposób lepiej zrozumieć możliwe niebezpieczeństwa, za co jestem Tobie (Panu/Pani) niezwykle wdzięczny, daje mi więc także nową nadzieję.
    Dziękuję, pozdrawiam i zapraszam wszystkich użytkowników do dalszego komentowania mojego sposobu i mojej "głupoty" - im więcej zrozumiem i się nauczę, tym lepiej dla mnie
    YoruNoRou

  3. #3
    YoruNoRou jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    17-07-2008
    Mieszka w
    Tuchola
    Posty
    0

    Domyślnie

    Peszymistin, dzięki za odpowiedź. O głupotę wcale się nie obraziłem, wszystko OK
    Tak sobie przeglądam różne tematy z tego działu i w zwierzeniach Harsharani - plażowiczki znalazłem ciekawy komentarz Misii (Misia), do którego to fragmentu chciałbym się odnieść.
    Może najpierw cytat:
    "Jeżeli chodzi o dietę 1000 kalorii, to na pewno jest ona prostsza w "użyciu" niż Montignac. Jednakowoż, jak już ktoś powiedział powyżej, trzeba się kilku rzeczy nauczyć. A raczej "wyuczyć" kilku odruchów: jedzenie częste i nieobfite, woda (najlepiej przed jedzeniem, żeby wypełnić żołądek), niejedzenie przed snem...... i wiele innych, i których się prędzej czy później dowiesz, albo na które sama wpadniesz.
    Aha, no i jeszcze jedno - nie należy się katować, trzeba czerpać z tego przyjemność (czyt. od czasu do czasu zeżreć coś niekoniecznie zdrowego, ale za to pysznego - byle nie za często)"
    - Heh, jadam stosunkowo często i nieobficie (ostatnio śniadanie 300, obiad 350, podwieczorek 100, kolacji brak, śniadanie 250), wody potrafię wypić nawet 7 litrów na dzień, nie licząc herbat i innych płynów, kolację jem na ok. 5-6 h przed snem (a co najmniej 3-4)... i pozwalam sobie na przyjemności (vide środowa kaszka manna, wtorkowy omlet). Chciałbym pochwalić się dzisiejszym śniadaniem, które zjadłem jakąś godzinkę temu. Mniej kaloryczne niż wczoraj, za to większa porcja. Summa summarum - przede wszystkim węglowodany - pół jabłka (ok. 70 kcal), jakieś 120 ml jogurtu naturalnego (ok., gdyż od trzech dni jem na raty jeden 400 ml jogurt naturalny z 65 kcal na 100 ml) czyli ok. 80 kcal i do tego cztery łyżki płatków ryżowych po 36 kcal każda (10 g - cztery łyżeczki) - co daje ok. 150 kcal. razem mamy ok. 300 kcal i muszę wytrzymać z tym do 13 coś, do obiadu. Da się
    Jeszcze chwilę odpocznę po jedzeniu i rozpocznę poranne ćwiczenia (czasem ćwiczę przed śniadaniem, ale dziś byłem tak głodny, że wolałem najpierw zjeść). Skaczę, tańczę, robię pompki, brzuszki itp. przy muzyce - z japońskich zespołów najlepiej spala mi się kalorie przy Rentrer en Soi ("Protoplasm" - świetny kawałek, który wszystkim polecam, można posłuchać, podobnie jak innych wymienionych, YouTube, bo to singiel; "Karasu Iro No Taiji", "Tsuki de Namida", "Misemono Koya", "Taiyou no Todokanai Basho"), Miyavim ("Hi no Hikari Sae Todokanai Basho de", "Rock no Gyakushuu", "Ku. ku. ru", "Senor Senor Senorita"), a ostatnio Girugamesh ("Owari to Mirai", "Fukai no Yami", "Roboust Conviction"), z innych krajów - całe "Secret of the Runes" (ale przede wszystkim "Ginnungagap", "Jotunheim", "Asgard"), a zinnych płyt np. "Quetzalcoatl" z Lemurii, "Cults of the Shadow" z "Theli, "Melez", "Black" czy "Invocation of Vovin" z "Lepaca Kliffoth" szwedzkiego Theriona, grającego symfoniczny metal, włoskie gotyckie "Theatres des Vampires" ("Twilight Kingdom", "Queen of the Damned", "Coven"). Tego rodzaju muzyka wyzwala we mnie dodatkową adrenalinę i pozwala mi ćwiczyć dłużej i mieć lepsze "osiągi". To też kolejny powód dlaczego nie zależało mi na lekcjach wychowania fizycznego w szkole. Ogólnie zawsze byłem w słabej formie - 10 min szybszego biegu i mam dosyć. To bardziej zmęczenie psychiczne chyba niż fizyczne, bo to nudne, monotonne. A tak, kiedy ćwiczę w domu czy na dworze ze słuchawkami na uszach, mam coś, co może zmobilizować mnie do dalszej pracy. Nie muszę myśleć "jeszcze kilka", "jeszcze jeden brzuszek" tylko skupiam się na "agresywnym" łojeniu" i ćwiczę dalej na kilka minut zapominając o zmęczeniu. Wszystkim polecam tę metodę
    W ogóle - kocham muzykę. Gram na gitarze i keyboardzie, trochę śpiewam, czasem coś komponuję. Dużo piszę - teksty piosenek, wiersze, opowiadania. Uwielbiam wszelkie tego rodzaju formy realizacji i chciałbym osiągnąć coś w życiu właśnie w tym kierunku (najlepiej być gwiazdą rocka). Dlatego już teraz wypracowuję swój image, "sprzedaję się", gdzie się tylko da. Efektów żadnych większych nie ma, ale... wierzę, że osiągnę swój cel chociaż w jakimś minimalnym stopniu. Zależy mi. To też kolejny powód na podjęcie się odchudzania. Rola, image, ta "naturalność" z którą to najbardziej się utożsamiam... I tyle na razie.
    Dziękuję za uwagę,
    Yoru no Rou

  4. #4
    Awatar czerwonaporzeczka
    czerwonaporzeczka jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    18-12-2007
    Posty
    54

    Domyślnie

    Hmmm...

    Może byś wstawił fotki swojej figury? Samej bez twarzy, jeśli nie chcesz jej ujawniać.

    jeśli chodzi o upodabnianie się do tych idoli, to wpisałam w google nazwy... i W OGÓLE nie wiem dlaczego chcesz sie do nich upodobnić ? Bożyszcza to są... ale dla rozwrzeszczanych 13-latek z tamtych stron. Wg mnie nie są ANI ODROBINĘ seksowni, przystojni czy pociągający. I wyglądają jak wokalista tokio hotel. Zastanów się nad tym swoi, ideałem. Czy jest warty upodobnianiem się do niego...

    Ale dietę popieram, byle nie poniżej 1000 kcal. Sama nie potrzebuję tyle, ale spożywam, bo nie chce sobie zrujnować metabolizmu i wyhodować jeszcze więcej tłuszczyku!

    Życzę powodzenia! aLe w ZDROWYM i ROZSĄDNYM dietowaniu

    Tutaj jestem <-----
    Zapraszam na podróżniczo-kulinarny portal o smakowaniu świata Kroniki Smaku Przepisy, pomysły, szlaki, ciekawostki, miejsca i wiele wiele innych! kronikismaku.pl
    facebook.com/KronikiSmaku

  5. #5
    milleena jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    27-06-2008
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    21

    Domyślnie

    hmm
    ja sie nie chce wymądrzać ale po pierwsze masz 16 lat i twoje ciało się jeszcze kształtuje,
    po drugie jesli schudniesz do tych swoich 54 bedziesz miał zwyczajnie niedowage. i zadna motywacja tego nie tłumaczy.
    po trzecie jak dla mnie to ty jesz za mało i zgodze sie tu z peszymistin ze zakrawa mi to na anoreksje.. nie ma znaczenia czy chcesz wyglądać jak zagłodzona modelka czy jak japonska gwiazda..
    ale jesli juz musisz.. rób to z głową i powoli, minimum 1000 kcal dziennie, chociaz w twoim wieku rozsądniej bylo by nawet 1200 - 1500.

    a to ze taka dieta rozregulujesz sobie metabolizm to jest akrat najmniejszy problem, zaszkodzisz swojemu ciału które jak juz pisalam wciaż sie rozwija.

    pozdrawiam serdecznie

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •