Hej, to mój pierwszy post. Historia mojej wagi jest oczywiście bardzo zawiła. Całe życie ważyłam trochę więcej niż koleżanki ale w normie BMI. Chciałam pozbyć się wałeczków ma brzuchu ale nie pomagało nic, diety, rower, bieganie, z braku efektów przestawałam, ważyłam wtedy 69 kilo i wiedziałam, że to za dużo. Jedyny raz gdy udało mi
się schudnąć nastąpił trzy i pół roku temu gdy poznałam swojego obecnego chłopaka, zakochałam się, nje myślałam o jedzeniu i w 5 miesięcy schudłam do 58 kg. Nie czułam apetytu, potrafiłam zjeść np. dwie skibki chleba dziennie, nie robiłam tego celowo, to nie była głodówka, po prostunie myślałam o jedzeniu. Potem ponad dwa lata jadłam normalnie i utrzymywałam wagę 60 kg. Byłam z siebie zadowolona choć wiadomo i tak dążyłam do 57 kg co było moją wymarzoną wagą. Początek 2014 przyniósł mi dodatkowe trzy kilo, latem wyjechałam do pracy do Anglii na parę miesięcy, 12 h pracy dziennie, brak ochoty do gotowania co skończyło się jedzeniem gotowych posiłków sprawiło że pod koniec 2014 wróciłam do polski z 67 kg. Próbowałam pozbyć się zbędnych kilogramów i znów nic nie pomagało. W maju tego roku powiedziałam sobie dość i zapisałam się na siłownię. Byłam zmotywowana, ćwiczyłam co drugi dzień. I co? Okazało się, że miesiąc chodzenia na siłownię przypłaciłam dodatkowymi 2 kg i brakiem efektów. (nie, to nie mięśnie ważą, robię tylko cardio, mierzę swoje obwody i widziałam, że wszędzie mam więcej). Ale nie podałam się, cwiczylam dalej. Mamy koniec sierpnia, od ponad dwóch tygodni nie tknęłam słodyczy co jest dla mnie wyczynem, nigdy tyle nie wytrzymałam jeszcze. Poza słodyczami od jakiś trzech lat nie jem białego pieczywa, od czterech nie jem masła, staram się jeść ok. Co mam z 4 miesięcy ćwiczeń i żywieniowych wyrzeczeń? Dziś waga wskazała 71 kg, czuje się pokonana przez własne ciało. Im więcej robię by podobać się sobie i zrzucić kilogramy tym bardziej tyję. Pierwszy raz w życiu przekroczyłam barierę 70 kg i czuję się niesamowicie sfrustrowana i zdemotywowana. Brak mi już pomysłów co robić.