23 lata zmierzania się z wagą, nie dały rezultatów. Postanowiłam więc rozpocząć walkę ostateczną.
Nie można poddawać się jak ja, topiąc swoje smutki w coraz to większych ilościach jedzenia. . . Nie ma nic gorszego niż użalająca się nad sobą gruba baba, która ryczy nic nie robiąc w kierunku lepszego samopoczucia.
Wierzcie, ja odchudzam się niemalże od urodzenia, zawsze jednak był to dla mnie cel ostateczny - schudnąć znaczy jeść później normalnie, a nic bardziej błędnego.
Zaczęłam liczyć kalorie i choć jest to dopiero początek walki wiem, że tym razem mi się uda.
Jestem o tym przekonana, gdyż nie pragnę schudnąć dlatego, że innym byłoby wtedy przyjemniej przebywać w moim towarzystwie, chcę pozbyć się "balastu", żeby normalnie chodzić po górach ( które kocham, a w których podziwianiu przeszkadza mi pot zalewający czoło), biegać ( co uwielbiam, a w czym przeszkadza mi świszczący oddech), tańczyć.
Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie pragnął dzielić ze mną swoje sukcesy i porażki jestem pod ręką ( gg 6078498 )
Teraz wiem, że samemu nic się nie osiągnie, trzeba czasami zaufać ludziom, wygadać się, a przede wszystkim ZACZĄĆ ŻYĆ!!!