Od dłuższego czasu śledzę listy pojawiające się na forum i wreszcie postanowiłam też coś napisać. Właściwie nie wiem czy to dobry pomysł... Mój problem jest raczej natury psychologicznej niż dietetycznej, ale to jedyne forum, jakie przyszło mi do głowy w momencie poszukiwania metody wyżalenia się.
Jeśli chodzi o odchudzanie - bo w końcu taka jest idea tego serwisu - to jestem tradycyjnie wiecznie odchudzającą się kobietą. Mam już prawie 30 lat, a w tym wieku wcale nie jest łatwo poradzić sobie z nadmiarem ciałka tu czy tam. Ostatnio udało mi się poprzez systematyczną pracę nad sobą (czyli ćwiczenia i trzymanie diety) zrzucić 10 kg, ale wciąż jakieś 4-5 przede mną. Od dwóch tygodni nie mogę wcale się zmobilizować. Diety i wszelkie reguły zdrowego odżywiania poszły w odstawkę, a ja nie mogę się przełamać. Wiem, że źle robię, wiem, że nie powinnam, ale to chyba jest silniejsze ode mnie... Cud, że przez cały ten czas nie przybyło mnie ani trochę! Nie mniej zdaję sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Codziennie postanawiam wrócić do zdrowego życia "od jutra", ale "jutro" nic z tego nie wychodzi...
Wcale nie pomaga mi też świadomość, co jest powodem mojego "załamania". W moim życiu ostatnio dzieje się dużo złych rzeczy, na które nie mam większego wpływu. Niestety poziom stresu jest bardzo wysoki i chyba przestałam sobie z nim radzić. Na dodatek nie mam sumienia zwalać moich problemów na rodzinę czy znajomych, bo oni i tak mają dość swoich. Mam poczucie, że zostałam sama i nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Niby wiem, że skoro nie jestem w stanie wpłynąć na poprawę czegoś, to nie powinnam się tym przejmować tylko przyjąć jakie jest i nauczyć żyć z tym, ale z drugiej strony ta cholerna nadzieja, że może wszystko naprawi się samoistnie i moje życie wróci do normy...
Muszę sobie jakoś z tym poradzić i znów wziąć się za siebie. W końcu trzeba mieć jakiś cel w życiu i do czegoś dążyć. Ponarzekałam sobie i od razu mi się polepszyło. Znów wierzę, że można zacząć od początku i znów mam postanowienie zaczynające się od słów "od jutra..."
Może to już paranoja?!?