Szczerze mówiąc piszę te bez większej nadziei na poprawę.
Przez 2 tyg udało mi sie schudnąć ze 3 kilosy, byłam na South Beach, było spoko i byłam happy
Ale na wyjeździe wszyscy jedli pyszne węglowodanki i nie wyrobiłam. Wróciłam do obzerania się słodyczami i bułeczkami.
Własnie jestem po pączku, 2 gorących czekoladach, herbatniczkach i snickersie. No i 2 bułkach z masłem. Żygać mi sie chce i mam wszystkiego po dziurki w nosie. Już <po 4 dniach od rzucenia diety> przybyło mi 2 kilo. Nie mam siły i nie wierzę w siebie. Nie wierzę, zę ubiorę się kiedyś w kostium dwuczęściowy i będę zadowolona ze swojego ciała. Słodycze mnie pokonały. I to kolejny raz okazałam się słabsza od ptasich mleczek, kitketów i Milki. Do niczego się nie nadaję...
Nawet nie wiecie jak zazdroszczę osobom, które potrafią sie zmobilizować. Kiedyś też tak potrafiłam. Ale teraz... wszędzie fałdy tłuszczu, wnerwiający ogromny biust i zrezygnowanie...
na prawdę nie wiele jestem warta...
szkoda, że refleksja przychodzi po wchłonięciu tylu świństw...
Zakładki