No i pomęczę troszkę tutaj czytających... pewnie jak wiele z was poraz kolejny zaczęłam walkę z kilogramami, dotychczas nadwaga dawała mi nokaut w pierwszej rundzie ...
Ile to już razy próbowałam coś ze sobą zrobić – bezskutecznie...
Zawsze po takim „przegraniu” wmawiałam sobie – daj spokój z tym, jeśli ludzie Cię mają lubić to za to jaka jesteś a nie jak wyglądasz... przecież są gorsze przypadki....
Wkońcu tu to jakieś głupie 10 kilogramów... 10 kilogramów, i figura eghm... nie komentując przyszły do mnie boleśnie i szybko .. jeszcze 3 lata temu miałam niedowagę, przy wzroście 163 ważyłam 44 kilo i wchodziłam w ciuchy numer 34 .. dzisiaj chodzę w 40 ?? czemu ... przecież miałam dobrą przemianę materii, nie uprawiłam sportu.. odpowiedź jest prosta- załamanie psychiczne... 3 lata temu zmarł w wypadku samochodowym mój najlepszy przyjaciel... nie umiałam sobie z niczym poradzić, to zaczęłam jeść.. jadłam nie miłosiernie ...
Kiedy zaczęli zamykać przedemna lodówkę kradłam im pieniądze i dożywiałam się na mieście.. i tak po 2 miesiącach ważyłam już prawie 60 ... zapisali mnie do specjalisty, chodziłam do tej wspaniałej kobiety na terapie odchudzającą, lecz oprócz tego to ona mi pomogła psychicznie wstać na nogi w tak młodym wieku (15 lat) ... żałowałam tamtego okresu , i żałuje do dziś... Przez te 2 miesiące spieprzyłam cały mój metabolizm i przemianę materii.. Mimo ze powróciłam do wagi w miarę normalnej (54kilo) to i tak musiałam pożegnać się z dotychczasowymi przyzwyczajeniami... Było dobrze – ale tylko przez rok, byłam zadowolona z swojego wyglądu i już gotowa na nowości- zapoznałam się z nowym towarzystwem ... Szalałam jako wesoła 16, przez picie i wszelkiego rodzaju śmiecie które towarzyszą mi do dziś wróciłam do kłopotów.. i Dziś przy wzroście 165 ważę 62 kilo..
To nie jest tak ze się brzydzę swojej wagi jak wiele tutaj nastolatek potrafi, szczególnie gdy przy moim wzroście ważą o 10 kilo mniej < nie chce komentować > ja bardziej nie akceptuje swojego ciała.... Nie jestem wielbicielką sportu, a wiem ze bez tego nic nie osiągnę i kółko się zamyka...I szukam cały czas, szukam środka na to żebym polubiła swoje ciało ... kiedyś próbowałam diet cud- znanej kopenhadzkiej chociażby – łatwo na niej przerwać, gorzej utrzymać wagę, po miesiącu jej końca wróciło mi to co oddałam plus dostałam gratis 2 kilo.. Tak samo jak kiedyś, po tym jak znajomy mojego ojca stwierdził ze mam figurę jak mamuśka zawzięłam się na głodówkę.. nie jadłam Nic 3 dni... na 4 „włożyłam” w siebie całą lodówkę... i musiałam ją wywalić z siebie w kiblu... taka jednodniowa bulimia ...
Co postanowiłam.. postanowiłam ze pokaże – nie im, nie tamtym, lecz sobie ... ze mogę na nowo się zakochać w sobie.. od września siłownia a na razie jasna i klarowna metoda „ jedz pół mniej” .... Czemu powstał post, ?? musiałam coś z siebie wyrzucić.. kiedyś tu bywałam często i pewnie jak część z was szukałam postów w stylu „jak schudnąć 10 kilo w 2 tygodnie”....
Lecz to nie ma sensu, będę pozbywać się ich powolutku, już zadługo tu leżą ....
A na koniec pomacham im moim płaskim brzuszkiem i krzyknę – Spadać
................
.....................
...................................
.................................................. ... oby.
Buziaki dla wszytskich wytrwałych w czytaniu =*
Zakładki