heh, mnie też i to mocno, mam nadzieję, że już się skończyły...
Jak wiadomo w przyrodzie równowaga musi zostać zachowana, więc dla odmiany teraz ja mam dietetyczny dołek... tak mniej więcej od świąt. W Wielką Sobotę waga pokazała kilogram mniej, dziś dwa kilo więcej... Świąteczne obżarstwo, którego nie moge zakończyć. Codziennie w granicach 2000 kalorii Horror...Codziennie też mocne postanowienie poprawy, usiłowania rozpoczęcia dnie oczyszczającego i poranny spacer do lodówki. Po serniczek rzecz jasna. Ostatnio stanowi on podstawę mojego jadłospisu. Na przemian z chlebem sojowym i kaszą na mleku. Bardzo zdrowo jak widać.
Dzisiaj też było beznadziejnie. Nie ma rady, jutro pozostaje woda mineralna. Na szczęście to, co szybko przybywa, łatwiej zrzucić. Jak z powrotem będzie 53 to zakończę dietę, mam też nadzieję, że wtedy będę już miała rower stacjonarny, to się przynajmniej ruszę.