Wiesz, chyba nie mamy innych rowerków, ale po prostu ja mam lepszą kondycję. Pod moim sadełkiem chyba kryje się trochę mięśni i spora determinacja, bo ostatnio była u mnie kumpela - bardzo szczupła (życie jest niesprawiedliwe, ona je ogromne ilości jedzenia - do szkoły zawsze przynosiła 3 bułki z jakąś kiełbachą, nie żałowała sobie słodyczy, a mimo to zawsze była chuda) i ona nie ujechała nawet kilometra przy moim obciążeniu. Musiała je zmniejszyć, a i tak prędkość miała mierną - 20 parę km/h. Dała radę tylko przez kilkanaście minut. Zresztą, jak się przejedzie pół godzinki, to potem jest już z górki. Jedziesz, pocisz się, ale wydaje Ci się, że w ogóle się nie męczysz. Potem jak schodzisz, to jest troszkę gorzej (tyłek boli jak cholera, a mięśnie nóg mam tak zmęczone, że ciężko mi zejść po schodach), ale jesteś szczęśliwa