No wlasnie. Od kilku dni dzielnie trzymalam sie diety South Beach, szlo mi dobrze.
A wczoraj brat dostal gigantyczna torbe slodyczy na Mikolajki i oczywiscie podzielil sie z siostra...Na poczatku twardo odmawialam ale z minuty na minute mieklam. I tak kladlam sie spac z pelnym zoladkiem slodyczy...snikersy, kinder bueno, wafelki, pol czekolady, jajka niespodzianki...To bylo takie cos, ze ja mialam tak potworna chcice na slodkie, ze az skrecalam sie z tego, to byla obsesja nie do pokonania...

Dzis dzien zaczelam od kilku czekoladek i soku pomaranczowego, czyli drugi dzien stracony...Nie umiem poradzic sobie z tym obzarstwem, po prostu nie umiem i nienawidze siebie za to...

Czy takie dwa dni doszczetnie niszcza poprzednie na SB, czy musze zaczynac od poczatku??? Jak Wy radzicie sobie z tym *******onym psychicznym glodem???

RATUNKU!!!!!!!!!!