Witam Was,
otóż mój problem coraz bardziej mnie wpędza w depresję i chęć zarzucenia diety i wszelkich innych starań o zrzucenie wagi. Ale może najpierw coś ogólnie:
Mam 25 lat, 170 cm wzrostu i w chwili obecnej 99kg. Zaczęłam się odchudzać 2.5 miesiąca temu dietą 1000 kcal , bez włączania do tego ruchu.Moja waga na początku to 106 kilo. Przez pierwszy miesiąc schudłam do 100 kg.Wtedy zaczęłam się ruszać. Codziennie ( tak, tak.... 6 razy w tygodniu!) chodze na fitness, na ćwiczenia ABT najczęściej. Wychodze mokra a kropelki potu ze mnie po prostu spływają. Moge więc przypuszczać, że jednak jest to porządna dawka ruchu. Odkąd zaczęłam się ruszać zwiększyłam limit kaloryczny do 1300 kcal. A moja dieta polega na:
- surowych bądź duszonych warzywach
- owocach
- odtłuszczonym nabiale
- rybach lub drobiu
- płatkach owsianych
- nie smaże i nie używam tłuszczy...obróbka termiczna w parowarze
Wierzcie mi...naprawde trzymam diete... od długiego czasu nie przekroczyłam 1300 kcal. Czasami zdarza mi się jakaś wpadka raz na 3-4 dni jak np szklanka coli, batonik musli albo tost z żółtym serem. Jeśli jednak zjem coś takiego to z ręką na sercu wliczam w limit kaloryczny.
I tu zaczyna się problem : Od półtora miesiąca nie chudne !!!!! Męcze się i katuje....i nic. No, prawie nic. 2 kilo...i to z wachaniami. Na taką diete i taki ruch to o wiele, wiele za mało. Mam wrażenie, że nawet gdybym jadła normalnie to przy takim ruchu powinnam i tak powolutku chudnąć. Kupiłam sobie L-karnityne... faktycznie, lepiej mi się ćwiczy,a le raczej nie pomag na zrzucenie wagi. Oczywiście, są pozyty mojej diety i nowego stylu życia takie jak:
- odtoksycznił mi się organizm, układ pokarmowy chodzi jak w zegarku
- mam ładną cere, rosną mi paznokcie, nie wypadaja włosy
- mam o wiele, wiele lepszą kondycję... stałam się bardziej energiczna, nie dostaje palpitacji serca po wejściu na 1 piętro.
Ale ja bym chciała schudnąć!!! Zmniejszyć rozmiar!!! Założyć na Sylwestra sukienke...żeby znajmi powiedzieli: dziewczyno, ale ty świetnie wyglądasz! A tymczasem nic. Niektórzy nawet patrzą się na mnie podejrzanie i sugerują, że pewnie odstawiam popisuwę a tak naprawde wieczorami zamykam się u siebie w pokoju i opycham słodyczami.
Prosze, pomóżcie...co ja robie nie tak? Może napisze jeszcze moje wczorajsze menu...może ktoś wpadnie na to, gdzie tkwi problem:
- 2 deski Wasy posmarowane almette z plastrami cukinii, 2 pomidory
- kawa z chudym mlekiem i 0.5 ł cukru
- sałatka z wielu warzyw z tuńczykiem i 1ł oliwy
- sałatka z brokułów z 4 łyżkami kaszy kuskus
- jabłko
- szklanka coli
Razem: 1230 kcal.
Bardzo prosze o pomoc...
Zakładki